Czas skończyć z opisami i wziąć się
za wcielenie w życie wszystkich dobrych rad w sprawie Pho.
Jak zwykle, z podróży przywiozłam
książkę kucharską o lokalnej kuchni. W kraju, gdzie zupę Pho
wielbi się bez umiaru, nietrudno zaleźć podręczniki pomagające
uzyskać efekt idealny.
W mojej książce jest wyczerpująca
historia zupy Pho, przepiękne zdjęcia, kilkanaście propozycji oraz
szczegółowy opis poszczególnych rodzajów wietnamskiego
dziedzictwa narodowego. Jest Pho wołowe, wieprzowe, kurze, kacze a
nawet rybne.
To wszystko, to tylko moje
przypuszczenia. Cała ta piękna książka jest napisana po
wietnamsku. Oglądam ją sobie i bardzo żałuję, że nie są w niej
zamknięte zapachy. One byłyby pewną wskazówką i na pewno nie
wymagałyby znajomości wietnamskiego.
Jak to? Być w Wietnamie i nie
przywieźć przepisu? Na szczęście historie o tej zupie krążyły
w powietrzu i łapiąc fragment za fragmentem, wyłonił mi się
pewien kształt.
Od powrotu do domu gotowałam ją już
dwa razy. Za pierwszym była to zupa wołowa a za drugim drobiowa.
Pierwsza gotowana była z duszą na ramieniu i według ścisłych
receptur. Za drugim razem nieco zaszalałam i dałam się ponieść
fantazji.
Obie były genialne, choć brak
wietnamskiego ogródka nieco mi doskwierał. Ale Polak potrafi, więc
nasza bazylia, kolendra i pietruszka jako zielone dodatki dały efekt
zadowalający.
Spróbujcie
zupa Pho drobiowa
(na cztery talerze)
żeby zrobić bulion:
1 kurczak lub kura (najlepiej jeśli
znacie ich pochodzenie i jesteście pewni, że zjadły ziarno a nie
koleżankę)
2 cebule
7 cm kawałek świeżego imbiru
1 laska cynamonu
4 goździki
1 łyżeczka ziaren kolendry
2 strączki zielonego kardamonu
1 gwiazdka anyżu
5 ząbków czosnku, zmiażdżonych
3 łyżki sosu rybnego
1 łyżeczka brązowego cukru
1 płaska łyżeczka soli
1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu
żeby podać:
250 g makaronu ryżowego (najlepiej 3
mm wstążki)
garść bazylii (tajska byłaby
idealna)
garść kolendry
garść liści pietruszki
garść pokrojonej dymki
1 papryczka chilli, pokrojona w
plasterki
1 limonka pokrojona w ćwiartki
ewentualnie jasny sos sojowy
jak zrobić:
Zaczynamy od umycia i pokrojenia
drobiu. Przygotowaną kurę zalewamy zimną wodą i stawiamy na
ogniu. Cebulę i imbir kroimy na grube plastry i opiekamy nad gazem
lub w piekarniku aż zbrązowieją z góry (moja Babcia opiekała w
ten sposób cebulę do poczciwego rosołu w niedzielę).
Potem dorzucamy je do garnka z kurą.
Wsypujemy wszystkie pozostałe dodatki i zagotowujemy rosół.
Zmniejszamy ogień i gotujemy pod przykrywką około godziny. Po
godzinie wyjmujemy kawałki drobiu (powinny być już miękkie, jeśli nie, to gotujemy do skutku) z
rosołu i opłukujemy pod zimną wodą.
Do ciągle gotującego się rosołu
dolewamy szklankę zimnej wody i zagotowujemy. Drób pozbawiamy kości
i dorzucamy je do rosołu. Gotujemy kolejną godzinę, nie
przykrywając. Potem przecedzamy rosół, a mięso dzielimy na małe
kawałeczki.
Makaron przyrządzamy zgodnie z
instrukcją.
Przygotowujemy miseczki. Kładziemy do
nich porcję makaronu i porcję mięsa. Zalewamy rosołem. W
miseczkach obok podajemy zieleninę, chilli, limonki i sos sojowy.
Każdy uzupełni sobie zupę tym, co
lubi najbardziej.
Te ptaszki wiszą w większości wietnamskich domów.
Powiem szczerze, że miska takiej zupy
na obiad jest dla mnie wystarczającym daniem. Na śniadanie jadłam
ją tylko w Wietnamie i długo nie myślałam po niej o obiedzie.
Jest sycąca ale nie napychająca. Wietnamczycy jedzą ja trzy razy
dziennie i nie widziałam ani jednego Wietnamczyka z oponką na
brzuchu.
Jeżeli rosołu macie za dużo,
podzielcie go na porcje i zamroźcie. Potem wystarczy tylko ugotować
makaron i wyjąć zupę wieczorem z zamrażalnika. Śniadanie
będziecie mieli królewskie.
Gorąco polecam i życzę smacznego
P.S.
Coś musi być w tej zupie, skoro
niektórzy wracają do Wietnamu kilkakrotnie i zawsze pytani o powód
podają zupę Pho.
Zupka mniam mniam zaraz do ciebie wpadam na miseczkę zupki .Co tam jadlaś jeszcze fajnego ? Pozdrawiam .Majka.
OdpowiedzUsuńFantastyczna kolorowa i bardzo zdrowa zupka:)))
OdpowiedzUsuń