sobota, 24 grudnia 2016

Święta

Moi Kochani



Wszyscy już jesteśmy prawie gotowi. Pozwólcie, że złożę Wam i sobie życzenia:
aby było spokojnie, pogodnie i zdrowo. By przy stole zagościł uśmiech i chęć zrozumienia. By święta były pierwszym krokiem do porozumienia i tolerancji.
Wesołych Świąt

niedziela, 11 grudnia 2016

Jak uniknąć przedświątecznej gorączki i tort kardamonowo gruszkowy z kremem z brązowego masłasła
















I znów to samo – chciałoby się powiedzieć. Idą święta. Czy jest jakakolwiek możliwość by jakoś sobie uatrakcyjnić przygotowania do świąt? By nie było jak zawsze...mycie okien, wymiatanie kątów, łowienie karpia, pranie kotów i noszenie siatek.
Ano moi kochani możliwości jest bez liku.
Można wszystkie te restrykcje sobie odpuścić. Zrobić listę i oddać ją do wykonania cudzymi rękami.
Można zapakować walizkę i oddalić się na z góry upatrzoną plażę. Wchodzi również w grę zignorowanie kłaków w kątach, brak karpia w wannie i zabłoconego dywanu w przedpokoju.
Z doświadczenia wiem, że święta są odporne na takie drobiazgi jak nie umyte okna. Z tak błahej przyczyny nie da ich odwołać. Okopały się, zakorzeniły do tego stopnia, że byle brud czy brak makowca ich nie ruszą.
Ja w tym roku postanowiłam zadziałać inaczej. Postanowiłam się uszkodzić. Na tyle skutecznie, że prace ręczne wszelakie nie leżą w granicach moich możliwości.
Po zeszłotygodniowych wzorcowych przygotowaniach do świąt czyli myciu, sprzątaniu, wieszaniu dekoracji, nadszedł piątek.
Powiesiłam ostatniego aniołka, zrobiłam krok do tyłu by napawać się sukcesem i w tym momencie skończyła się moja przedświąteczna gorączka. Chwilę się chwiałam, pomachałam rękami nieco rozpaczliwie i upadając miałam nadzieję, że biurko stoi nieco dalej i nie złamię sobie kręgosłupa. To raczej wyłączyłby mnie nie tylko z Bożego Narodzenia.
Reszta popołudnia upłynęła mi na użalaniu się nad sobą, traumatycznej wizycie na oddziale ortopedycznymi i unieruchomieniu lewej ręki.
Ktoś powie: wielkie mi rzeczy, lewa ręka. To niech spróbuje ubrać majtki jedną ręką. Ubrane na bakier dostarczają uczuć mało komfortowych.
Albo niech zje śniadanie w stroju nie nocnym, niech sobie pokroi chleb a potem go posmaruje.
Lub proszę by spróbował ujarzmić jakieś 60 cm włosów używając tylko jednej ręki.
Na razie moje życie opływa w troskę i pomoc w postaci MMŻ ale od jutra tak dobrze nie będzie.
Kto mi ubierze skarpetki?
Jak widzicie zerwałam w tym roku z rutyną i teraz pozostaje mi tylko czekać na rozwój wypadków. Gotowanie na razie odpada...chyba, że zrobię herbatę.
Przetrwam ten tydzień a potem zagonię do roboty tych, co to przyjadą tylko na chwilę.
Dobrze, że mam choć jedną rękę do stukania na klawiaturze.
Na razie korzystam z przepisu z zeszłego roku. Zdjęć, również, bo trzymanie aparatu jedną ręką jest niewykonalne. Sprawdziłam.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę mniej ciekawych przygotowań do świąt.




Tort kardamonowo gruszkowy z kremem z brązowego masła i czekoladową polewą
(wg Call me cupcake)

ciasto:
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka sody
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 szklanka cukru
0,5 szklanki oleju roślinnego
1 jajko
1 żółtko
1/3 szklanki kwaśnej śmietany
1 łyżeczka cynamonu
0,5 łyżeczki kardamonu
0,5 łyżeczki soli
2 gruszki, obrane i pokrojone na małe kawałeczki

krem z brązowego masła:
225 g niesolonego masła
2/3 szklanki cukru
ćwierć łyżeczki kardamonu
szczypta soli
3 łyżki kremówki

polewa czekoladowa:
3 łyżki kremówki
1 łyżka masła
1 łyżka miodu
1 łyżka kakao
1 łyżka whisky
35 g połamanej gorzkiej czekolady

Zaczynamy od włączenia piekarnika i rozgrzania go do 175 stopni.
Następnie przygotowujemy 2 okrągłe formy o średnicy 15 cm. Wykładamy ich spód papierem do pieczenia.

Mąkę przesiewamy przez sito razem z proszkiem, sodą, kakao i przyprawami. Dodajemy cukier.
W drugiej misce mieszamy olej, jajko, żółtko i kwaśną śmietanę.
Dodajemy suche składniki i mieszamy.
Dorzucamy pokrojone gruszki i znów mieszamy.
Przekładamy ciasto do foremek i pieczemy 40 minut.
Studzimy i po 15 minutach wyjmujemy z foremek by całkiem wystygło.

Przygotowujemy krem z brązowego masła.
Jego powalający aromat już dawno zawrócił mi w głowie. Krem zrobiony z jego dodatkiem jest uzależniający.
Masło topimy w rondlu i gotujemy (jak w przypadku masła ghe) aż całe białko opadnie na dno. Po około 10 minutach masło powinno zacząć intensywnie pachnieć i zmieniać kolor na ciemnom miodowy. To odpowiedni moment by zdjąć garnek z pieca. Jeśli przegapimy tę chwilę, masło się spali.
Masło studzimy i wkładamy do lodówki na około godzinę. Nie ma być twarde tylko lekko stężałe, by dało się ubić jak zwykłe masło.
Lekko zastygłe masło ubijamy na puszysty krem. Dodajemy cukier puder i resztę składników. Chwilkę ubijamy.

Oba ciasta kroimy na dwa placki. Smarujemy kremem pierwszy placek. Kładziemy na nim drugi i znów smarujemy. Potem trzeci i czwarty. Resztą kremu smarujemy boki i wierzch ciasta.
Odkładamy ciasto do lodówki i przygotowujemy polewę.

Czas na polewę.
Wszystkie składniki oprócz czekolady i alkoholu umieszczamy w rondelku i lekko podgrzewamy aby się połączyły w jedwabisty sos.
Kiedy sos będzie gotowy dorzucamy czekoladę i wlewamy whisky. Mieszamy do rozpuszczenia się czekolady. Studzimy.

Wyjmujemy ciasto z lodówki i polewamy sosem czekoladowym. Kiedy nieco stężeje, dekorujemy gruszkami.

Wygląda pięknie, pachnie oszałamiająco i smakuje doskonale.

I tak po 7 godzinach ciężkiej pracy dwoma(!!!) palcami udało mi się doprowadzić pisanie do końca. Uf! Teraz muszę odpocząć.




Smacznego