sobota, 20 października 2018

Spice pumpkin latte i szlafrok jako gatunek ginący




























- Mamo przecież masz już dwa szlafroki!
- No co ty. Nie mam ani jednego. Mam same płaszcze kąpielowe.

Masz babo placek. Szlafrok, podomka, peniuar, płaszcz kąpielowy, bonżurka. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ilość wdzianek domowych jest tak obfita.
Moja mama odbędzie kilkugodzinną wizytę na oddziale szpitalnym i musi posiadać „kapcie, piżamkę i szlafrok”. Tak sprawę przedstawiła pielęgniarka.

Czy w dzisiejszych czasach szlafrok różni się czymś od płaszcza kąpielowego? 
Dla mojej mamy jak najbardziej. Dla mnie? Niekoniecznie. 
W czasach kiedy po domu paradowało się w szlafroku (wciąż pamiętam szlafrok czarny w pomarańczowe kwiaty mojej mamy) odeszły w zapomnienie. Wtedy o płaszczach kąpielowych nikt nie słyszał. 
Chociaż, jeśli jeździło się do wód, to może i płaszcze kąpielowe miały rację bytu. Ja w swojej lumpenproletariackim dzieciństwie o peniuarach i bonżurkach nie miałam pojęcia. 
Szlafroka mamie zazdrościłam bo był mega elegancki i kojarzył mi się z pożądaną dorosłością. Ja, musiałam się zadowolić lizeską i piżamką pajacykiem.
Epizod z Narodowym Funduszem Zdrowia odgrzebał jakiś kolejny zapomniany obrazek z przeszłości.
Czy ja kiedykolwiek miałam szlafrok? W łazience wiszą dwa…płaszcze kąpielowe. MMŻ wisi obok i jest…płaszczem kąpielowym czy szlafrokiem?

Jakoś granice się rozjechały. Czy ktoś jeszcze, oprócz mojej mamy, upiera się przy szlafroku i zupełnie nie akceptuje zastąpienia go płaszczem kąpielowym? Pomóżcie!

Ten mały szlafrokowy (a jednak!) epizodzik spowodował, że zastanowiłam się nad ginącymi gatunkami. 
Jest Czerwona księga ginących gatunków i dotyczy świata zwierząt. Czy jest księga ginących słów? Obliczono, że co każde 25 minut ginie bezpowrotnie jeden gatunek zwierząt. 
Ile słów znika z naszego języka każdego roku?
Jeden szlafrok a tyle rozważań.

Poniżej będzie mnóstwo słów. Bo jak tu opisać coś, co pachnie, smakuje i wygląda? Cieszę się, nie wszystko jeszcze stracone.

Pomysł na to ciasto wypłynął z mojej głowy przy otwieraniu szuflady. Mieszkają w niej kawy, herbaty i kakao.
Otwarłam puszkę z mieszanką chai latte, które miałam zamiar sobie zrobić na otwarcie sezonu jesiennego i momentalnie przeniosłam się w czasie i przestrzeni.
Spice pumpkin latte, tiger latte, gingerbread latte. Ani chybi (to z gatunku określeń ginących) wreszcie dotarło do mnie, że to już jesień.
Mieszają się imbir z cynamonem, kardamon z czarnym pieprzem, wanilia z masalą. Skoro jest spice pumpkin latte czyli korzenne dyniowe latte, to czemu nie ciasto?

Potem już poszło. Efektem jest ciasto poniżej. Jest w nim dynia, jest kawa, śmietanka i czekolada.
A wszystko zaczęło się od otwarcia szuflady.
Zapraszam



  Spice 
 pumpkin latte cake

Kakaowy biszkopt:
5 jajek
5 łyżek drobnego cukru
5 łyżek mąki pszennej
3 łyżki kakao
2 formy prostokątne o wymiarach 27x21 cm
1 torebka herbaty earl grey plus woda

Krem dyniowy:
1 szklanka upieczonej i wystudzonej dyni*
3 łyżki cukru
Otarta skórka z jednej pomarańczy
110 g mascarpone (połowa opakowania)
100 ml kremówki
1 łyżeczka żelatyny

Krem kawowy:
110 g mascarpone (reszta, która została z kremu dyniowego)
3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
3 łyżki cukru
100 ml kremówki
1 łyżeczka żelatyny

Krem czekoladowy:
100 g mlecznej czekolady
25 g czekolady gorzkiej
250 ml kremówki
1 łyżeczka żelatyny

Polewa czekoladowa:
75 g czekolady (gorzkiej lub mlecznej)
100 ml kremówki

  • Jeżeli chodzi o dynię, to trzeba ją upiec. Najlepsza jest hokkaido lub butternut. Piecze się bez obierania i miksuje się na aksamitny krem.
Jako pierwszy pieczemy biszkopt.
Oddzielamy białka od żółtek. Białka upijamy jak na bezę. Dosypujemy cukier i ubijamy. Dodajemy żółtka i jeszcze chwilę ubijamy.
Odkładamy mikser i przesiewamy przez sito mąkę z kakao. Delikatnie łączymy z masą jajeczną.
Wykładamy formy papierem do pieczenia i nakładamy ciasto do form.
Pieczemy w 180 stopniach 15 minut.
Upieczone wyjmujemy i studzimy.

Kremy zaczynamy od zrobienia kremu czekoladowego.
Żelatynę zalewamy odrobiną wody by napęczniała. Potem stawiamy na garnuszku z gorącą wodą by się rozpuściła.
Podgrzewamy 50 ml kremówki (mocno ale nie dopuszczając do zagotowania). Do gorącej śmietany wrzucamy połamane obie czekolady i po chwili mieszamy. Do stopionej, jeszcze ciepłej czekolady wlewamy ciepłą, płynną żelatynę i dokładnie mieszamy. Studzimy.
Ubijamy resztę kremówki i łączmy (delikatnie) z płynną ale wystudzoną czekoladą. Wkładamy do lodówki na pół godzinki.

W międzyczasie przygotowujemy dwa pozostałe kremy. 
Do dwóch miseczek wsypujemy po łyżeczce żelatyny i zalewamy odrobiną wody by napęczniała. Potem postępujemy z nią jak wyżej.

By zrobić krem dyniowy ubijamy mikserem mascarpone z kremówką i cukrem.
Dodajemy zmiksowaną dynię i skórkę pomarańczową.

Do zrobienia kremu kawowego potrzebujemy reszty mascarpone i kremówkę. Do miski obok mascarpone i kremówki dodajemy cukier i kawę rozpuszczalną. Ubijamy wszystko razem aż powstanie gęsty kawowy krem.

Zaparzamy pół szklanki herbaty earl grey. Będziemy nim nasączać biszkopt.

Czas poskładać ciasto.
Zdejmujemy z biszkoptu papier. Każdy blat kroimy wzdłuż na dwa paski. W sumie otrzymamy 4 kawałki ciasta.

Pierwszy pasek biszkopta nasączamy herbatą i smarujemy (grubo!!!) kremem dyniowym. Krem dyniowy jest gęsty. Nic się nie bójcie, że coś się wymknie z pod kontroli. Mnie krem został i posmarowałam ciasto z zewnątrz, ale nie jest to konieczne.

Na krem dyniowy kładziemy kolejny pasek ciasta i znów nasączamy herbatą. 
Nakładamy krem kawowy. 
Przykrywamy go trzecim paskiem ciasta.
Ciasto nasączamy earl greyem i smarujemy kremem czekoladowym (jest najrzadszy i dlatego wcześniej tkwił w lodówce).
Przykrywamy krem ostatnim kawałkiem ciasta i całość umieszczamy w lodówce na kilka godzin.

Ja nie miałam tyle cierpliwości i kiedy tylko krem czekoladowy zastygł minimalnie wysmarowałam całe ciasto z zewnątrz kremem dyniowym, którego, nie wiedzieć czemu, zostało mi najwięcej.

Ładnie połączone ciasto czas udekorować polewą.
Podgrzewamy kremówkę, dodajemy do niej połamaną czekoladę i po chwili mieszamy.

Ciasto musimy pozbawić mniej efektownych boków. Obcinamy je ostrym nożem a resztki dajemy do skonsumowania rodzinie pod pretekstem dokonania degustacji.

Aksamitną polewę wylewamy na ciasto mniej lub bardziej ozdobnie. Moja wylewka jest nieco toporna bo kremówki dałam za mało.
Ponownie lekko chłodzimy całość i przy akompaniamencie fanfar i dzwonów podajemy ciasto na stół.





Smacznego