sobota, 28 marca 2020

List z przyszłości

Kochani moi.

Powinnam zniknąć i dać upust swoim emocjom w zupełnie innym miejscu.
Tu jest miejsce dla ciasteczek, czekoladek, sznycelków i klopsików.
Ale z drugiej strony, jesteśmy w większości myślącymi istotami. I nawet gotując carbonarę nie wyłączymy myślenia.
Pozwolę sobie na kolejną przerwę w gotowaniu i uraczę was listem, który został opublikowany w piątkowym Guardianie.
https://www.theguardian.com/world/2020/mar/27/a-letter-to-the-uk-from-italy-this-is-what-we-know-about-your-future

Przeczytajcie go bo to list z naszej przyszłości:

List z Włoch do Europejczyków

Znana pisarka włoska Francesca Melandri, która jest zamknięta od prawie trzech tygodni w Rzymie z powodu wybuchu covi 19, napisała list do Europejczyków z "naszej przyszłości", zakreślając zakres emocji, jakich przyjdzie nam doświadczyć w nadchodzącym czasie.

"Piszę do ciebie z Włoch, a to znaczy, że piszę do ciebie z twojej przyszłości. My  jesteśmy teraz tu, gdzie ty będziesz na kilka dni. Wykresy epidemii wskazują, że jesteśmy spleceni w jednym tańcu.
My jesteśmy ledwo kilka kroków przed wami na ścieżce czasu, tak jak Wuhan był przed nami kilka tygodni temu. Obserwujemy was, ponieważ wy zachowujecie tak, jak my wcześniej.
Przytaczacie te same argumenty, jakie my mieliśmy niedawno, od tych którzy ciągle powtarzali, że to "tylko grypa, o co to całe zamieszanie" do tych, którzy już zrozumieli.
Jako, że patrzymy na was teraz, z waszej przyszłości, wiemy, że wielu z was,  zamkniętych w swoich domach, jak wam zalecono, cytowało Orwella a niektórzy również Hobbsa.
Lecz wkrótce będziecie zbyt zajęci czym innym.
Przede wszystkim, będziecie jeść.
Nie tylko dlatego, że będzie to jedna z ostatnich rzeczy jakie ciągle możecie robić.
Znajdziecie dziesiątki grup społecznościowych z poradami, jak spędzić ten czas w owocny sposób. Zapiszecie się do wszystkich i porzucicie całkowicie po kilku dniach.
Wyjmiecie z półki całą swoją literaturę apokaliptyczną lecz za chwilę dojdziecie do wniosku, że nie macie na nią ochoty.
Znowu będziecie jeść. Przestaniecie dobrze sypiać. Zaczniecie pytać samych siebie co się dzieje z demokracją.
Nie będziecie umieli oderwać się od mediów społecznościowych: Messengera, WhatsAppa, Skypa, Zooma...
Zatęsknicie za swoimi dorosłymi dziećmi a świadomość, że nie wiecie, kiedy znowu je zobaczycie odczujecie jak cios w brzuch.
Stare urazy i nieprzyjemności wydadzą się nieistotne.
Zadzwonicie do ludzi, do których obiecywaliście sobie, że już nigdy się nie odezwiecie, z pytaniem: jak sobie radzicie.
Wiele kobiet zostanie pobitych w swoich domach.
Zaczniecie się zastanawiać co się dzieje z tymi ludźmi, którzy nie mogą zostać w domach, ponieważ ich nie posiadają.
Będziecie się czuli bezbronni na pustych ulicach, idąc do sklepu, szczególnie jeśli jesteście kobietami. Zadacie sobie pytanie czy w ten sposób upadają społeczeństwa. Czy to naprawdę dzieje się tak błyskawicznie? Spróbujecie o tym nie myśleć a kiedy wrócicie do domu, znów zaczniecie jeść.
Przybierzecie na wadze. Zaczniecie szukać programów fitnessu online.
Będziecie się śmieć. Będziecie się dużo śmiać. Będziecie mieć wisielczy humor, o jaki siebie nie podejrzewaliście. Nawet ludzie, którzy zawsze wszystko brali na poważnie, zaczną zastanawiać się nad absurdem życia, świata i całej reszty.
Będziecie umawiać się w kolejkach do sklepów ze swoimi przyjaciółmi i kochankami, by na krótko zobaczyć ich osobiście, zachowując jednocześnie zasady dystansu społecznego.
Policzycie wszystkie rzeczy, których nie potrzebujecie.
Prawdziwa natura ludzi wokół was ujawni się z całą otwartością. Będą i miłe niespodzianki, i przykre rozczarowania.
Literaci, którzy byli wszechobecni w wiadomościach, znikną. Ich opinie przestaną mieć znaczenie.
Niektórzy schronią się w swoich racjonalnych wyjaśnieniach, lecz one będą tak pozbawione empatii, że ludzie przestaną ich słuchać.
Ludzie, na których dotąd nie zwracaliście uwagi, okażą się uspokajający, hojni, pragmatyczni i godni zaufania.
Ci, którzy proponują wam postrzeganie obecnego bałaganu jako szansy na uratowanie planety pomogą wam spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy. Okaże się również, że są oni obecnie wyjątkowo irytujący: to miło, że planeta oddycha teraz swobodniej, bo zmniejszyła się o połowę emisja CO2, ale jak zapłacicie rachunki w przyszłym miesiącu?
Nie będziecie potrafili zrozumieć czy bycie świadkiem narodzin nowego świata jest wydarzeniem doniosłym czy nędznym.
Będziecie grać muzykę ze swoich balkonów i trawników. Kiedy widzieliście nas śpiewających arie operowe z balkonów, myśleliście: och ci Włosi! Ale my wiemy, że wy też zaśpiewacie podnoszące na duchu piosenki. I kiedy już wykrzyczycie z okna swoje: Ja przetrwam! my będziemy patrzeć na ciebie i kiwać głowami podobnie jak mieszkańcy Wuhan, którzy robili to samo w lutym, obserwując nas.
Wielu z was będzie zasypiać przysięgając, że pierwszą rzeczą jaką zrobicie gdy skończy się blokada, będzie rozwód.
Wiele dzieci zostanie poczętych.
Wasze dzieci będą uczone online. Będą okropnym utrapieniem; lecz dadzą wam też radość.
Seniorzy będą nieposłuszni jak krnąbrne nastolatki: będziecie musieli walczyć z nimi by nie wychodzili na zewnątrz, nie zarażali się i nie umierali.
Będziecie próbowali nie myśleć o samotnych zgonach na OIOMie.
Będziecie chcieli pokryć płatkami róż ślady stóp wszystkich pracowników medycznych.
Powiedzą wam, że społeczeństwo jest zjednoczone we wspólnym wysiłku, że wszyscy płyniecie w tej samej łodzi. I to będzie prawda. To doświadczenie zmieni wasze postrzeganie siebie jako części większej całości.
Klasa społeczna ma jednak znaczenie. Zamknięcie w ładnym domku z ogródkiem nijak się będzie miało do zamknięcia w przepełnionym mieszkaniu.
Nie będziecie w stanie pracować w domu ale nie będziecie też mogli zniknąć z biura.
Ta łódź, na której będziecie żeglować aby pokonać epidemię, nie będzie wyglądać tak samo dla wszystkich ani nie będzie taka sama dla wszystkich. Ona nigdy taka nie była.
W pewnym momencie zdacie sobie sprawę, że to was przerasta. I zaczniecie się bać. Będziecie się dzielić swym strachem z innymi lub zamkniecie go w sobie by nie obciążać nim innych.
Znowu będziecie jeść.
My żyjemy we Włoszech i właśnie to wiemy o waszej przyszłości. Ale to tylko wróżby na małą skalę.
Jeśli rzucimy okiem na dalszą przyszłość, która jest nieznana zarówno nam i jak i wam, możemy tylko powiedzieć: kiedy to wszystko się skończy, świat już nie będzie taki sam."

Pozdrawiam wszystkich, życzę zdrowia i cierpliwości
Spokojnej nocy

czwartek, 19 marca 2020

Z mojego podwórka i ziemniaki w kokosowej prażonej posypce




Widzę, że po dwóch dniach pustki na ulicach, moi ukochani miejscy sąsiedzi postanowili skorzystać ze słońca. Dzieci, wózki, babcie na ławeczkach, spacerki po skwerku.
Dwa poprzednie dni musiałam sprawdzać czy świat jeszcze trwa. Moje centrum miasta było ciche i spokojne jak w niedzielne, wiosenne przedpołudnie.
Tylko przez dwa dni. Dziś już wszystko wróciło do normy.

Aż miałam ochotę wyjść na balkon i wrzasnąć czy się na rozumy pozamieniali. Nie wiem czy to głupota, bo chyba nie niewiedza czy nieświadomość. Trąbią o ograniczeniu kontaktów we wszystkich możliwych źródłach. A zawsze znajdą się idący pod prąd.

Moja szanowna Matka (wiek zdecydowanie zaawansowany) mówi do nas w niedzielę:
- śmieci wyrzuciłam i byłam zdziwiona, że tak cicho dookoła.
- jak to śmieci!!! Jak to wyrzuciłaś!!! Przecież wiesz, że ci nie wolno!!!
- ale ja to zrobiłam jak już było ciemno...
Mnie się ciemno przed oczami zrobiło. Czy to znaczy, że jest podejrzenie, że po ciemku wirus nie działa? Ślepnie? Idzie spać? Czy po prostu jest zdezorientowany?
Matko moja, zaraz ci klucze z domu odbiorę.
Na szczęście rodzicielka moja już jest grzeczna i nosa z domu nie wyściubia.

Seniorzy, proszę was, mamy już wystarczająco dużo do myślenia: praca, podatki, ZUS-y, komunie, śluby. O planowaniu przyszłości nie wspomnę. Pomóżcie nam i pozwólcie, żebyśmy się nie musieli o was martwić.
Siedzenie w domu na dłuższą metę może być wkurzające (na razie siedzimy tylko kilka dni), ale dla nas to optymistyczna gwarancja, że jesteście w miarę bezpieczni.

Porobiło się. Zdecydowanie.
Kiedy kończyłam wpis w grudniu nawet mi przez myśl nie przeszło, że powrót do bloga nastąpi w tak dramatycznych okolicznościach.

Podobno w Chinach w czasie kwarantanny i zakazu wychodzenia z domów popularność programów kulinarnych wzrosła jak fala tsunami.

Jeśli już mamy się plątać po domu, to może nie bierzmy się nagle za wychowywanie dzieci czy współmałżonka, a wyjmijmy mąkę (mam nadzieję, że wasz sklep miał ją w ofercie) i ubrudźmy sobie rączki w sposób produktywny. Może jakieś bułeczki? Albo ciasteczko?

A może wróćmy do obiadów trzydaniowych. Na chwilkę, oczywiście. Aby za jakiś czas było co z nostalgią wspominać: a pamiętasz jak w czasach zarazy zrobiłeś na obiad policzki w czerwonym winie? Lub placki ziemniaczane jak u mamy?

Bo przecież stan oblężenia nie będzie trwał wiecznie.
A póki trwa, dbajmy o siebie i najbliższych i tych nieco dalszych.
Jeśli upieczesz bułeczki, pomyśl, że może na pietrze jest ktoś, z kim możesz się podzielić.
Dzisiaj drobne gesty są na wagę wielkich przysług. I wszyscy potrzebujemy wsparcia. Wszyscy potrzebujemy czułości. Pomagajmy innym, dbajmy o bezpieczeństwo i mimo wszystko cieszmy się wiosną. Bo ona przyszła. Zauważyliście?

Czy wypada zamieszczać wpis kulinarny, kiedy wokół tylko złe wiadomości i powaga?
Trzeba! Każde działanie podnoszące na duchu jest wskazane. Nie lubisz gotować? Czytaj. Nie umiesz czytać? Rysuj!
Nigdy nie miałeś kredki w dłoni? Zrób porządek w albumie ze zdjęciami.

W mojej kamienicy wszyscy złapali za wiertarki. I mimo, że przeszkadza to w słuchaniu muzyki, nie narzekam. Wszyscy jesteśmy zamknięci....no, może oprócz tych, co na skwerku.

Zapraszam na ziemniaki inne niż wszystkie czyli ziemniaki z prażonymi wiórkami kokosowymi (New potato serunding wg Meera Sodha z książki East).






ziemniaki z prażonymi wiórkami kokosowymi 
na cztery porcje

750 g niedużych obranych ze skórki ziemniaków (już niedługo będą młode)
olej
sól
2 duże szalotki, drobno posiekane
3 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
0,5 łyżeczki kuminu mielonego
1 łyżeczka mielonej kolendry
2 łyżeczki pasty tamaryndowej
40 g wiórków kokosowych
60 g niesolonych orzeszków ziemnych

Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie. Ugotowane odcedzamy i zostawiamy na parę minut by nieco przeschły.
W czasie, kiedy ziemniaki się gotują przygotowujemy prażoną posypkę kokosową czyli serundeng.
Rozgrzewamy olej na patelni, wrzucamy szalotkę i czosnek. Smażymy 5 minut aż zaczną zmieniać kolor przy brzegach. Dodajemy kumin i kolendrę, pół łyżeczki soli i pastę tamaryndową.
Mieszamy i smażymy 2 minuty. Dorzucamy wiórki i orzeszki. Smażymy około pięciu minut aż kokos i orzeszki staną się chrupkie i brązowe.
Wykładamy ziemniaki na talerz i posypujemy gorącą kokosową posypką.

To danie jest nieco suche (jak to zazwyczaj ziemniaki) lecz potraktujcie je jako dodatek do czegoś bardziej mokrego np curry (zamiast nieśmiertelnego ryżu).
Coś mi mówi, że taka kokosowa posypka dobrze sprawdziłaby się też w przypadku ryby.



Trzymajmy się. Do następnego wpisu i smacznego

piątek, 13 marca 2020

Ostatnie trzy dni czyli zupełnie nie na temat

Od razu zaznaczam, że żadnego przepisu nie będzie. Nie dzisiaj.
Wiem, że dawno mnie nie było i winna jestem wyjaśnienia.
Z ręką na sercu obiecuję, że będą. Posypię głowę popiołem, wdzieję włosiennicę, wyznam grzechy. Dziś jednak pozwólcie na małą prywatę. Na opisanie ostatnich kilku dni i wniosków, do których doszłam.
Wszystkich rozczarowanych nie przepraszam ale zapraszam do następnych wpisów a zaciekawionych proszę o komentarz.


Trzy dni ze starością

Tydzień był wyjątkowy. Sprawy tzw urzędowe do załatwienia okazały się mieć dla mnie dużo głębsze konsekwencje niż się spodziewałam.
Co ja mówię, spodziewałam, nawet nie podejrzewałam.

Wtorek
Księgi wieczyste - moje miasto.

Jestem świadoma, że cała wiedza i mądrość mieszka w internecie.
Pomna tej mądrej wskazówki, sprawdziłam jak sprawy z wyżej wymienionym wydziałem UM się mają.

Otóż moi drodzy. Każda operacja uzyskania jakichkolwiek dokumentów jest obciążona opłatą. Rozumiem, państwo i jego jakże rozbudowana administracja z czegoś muszą żyć.

Na stronie ksiąg wieczystych czytam: opłaty należy wnosić w kasie Sądu Rejonowego.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że kasa i Sąd znajdują się zupełnie w innym miejscu niż wydział Ksiąg Wieczystych. Gwoli sprawiedliwości, oprócz tej kuriozalnej informacji, obok znajdziemy numer konta, na które możemy dokonać internetowego przelewu.

Szczerze powiem, że zlekceważyłam pierwszą wiadomość. Pomyślałam, że to pewnie jakieś stare niedopatrzenie.
Wyposażona w tę naiwną wiarę ruszyłam do wydziału Ksiąg.

Przypominam, że mamy obecnie pandemię koronawirusa; poczekalnia ma wielkość dwa metry na półtorej. Stoi w niej 5 osób i strażnik. Panie urzędniczki siedzą zamknięte za zamkniętymi i pilnowanymi przez strażnika drzwiami (RODO).
Na ścianie wisi znana mi już informacja o obowiązku dokonania wpłaty w kasie Sądu Rejonowego.

Stoimy, czekamy, rozmawiamy. Mała przestrzeń sprzyja nawiązywaniu dialogu.
Przyglądam się współtowarzyszom i dochodzę do wniosku, że jestem najmłodsza (ha, ha, ha)
Średnia wiekowa do gdzieś około siedemdziesiątki.
Stoję w kolejce nie w swojej sprawie lecz mojej 80 letniej mamy.
I pytam ludzi, czekających na swoją kolej czy nie mogli skorzystać z uprzejmej rady U.M. i zapłacić korzystając z internetu.
Otóż, jak można się było spodziewać, państwo nie mają internetu, nie mają bankowości elektronicznej. Państwo za to mają karty płatnicze. Mogliby zapłacić na miejscu korzystając z terminala.
No tak, ale terminala nie ma.

Po zaliczeniu poczekalni i wypełnieniu pożądanego druczku, trzeba zrobić sobie spacer do Sądu.
Wczoraj był piękny dzień, ja mam sprawne nogi. Sama przyjemność. Ale...
Nie wszyscy są w tak komfortowej sytuacji. A jeśli ktoś nie zna miasta bo przyjechał z daleka? Albo chodzi o lasce?
I już widziałam moją mamę zagubioną w tej sytuacji.
Z kwitkiem w ręce ruszyłam do Sądu.
Po odczekaniu kolejnego kwadransa (przede mną byli wszyscy ci, których zdążyłam poznać w księgach wieczystych), podchodzę do kasy i co widzę w pierwszej kolejności? KASA PRZYJMUJE TYLKO GOTÓWKĘ.
Zamurowało mnie. Przypominam: jest 11 marca. Cały świat uwrażliwia na kontakty międzyludzkie. Media trąbią o nie używaniu banknotów. A tu, jak wół przed karetą: TYLKO GOTÓWKA.

Czy to ja się czepiam, czy ktoś jest niefrasobliwy i nie nadąża?

Potem następuje powrót do zatłoczonej (już nowymi klientami) poczekalni ksiąg wieczystych. Stoję kolejny kwadrans i już jestem szczęśliwą posiadaczką pożądanego dokumentu.
I tylko te utyskiwania starszych pań: dobrze, że wzięłam sąsiadkę, bo to tak daleko.
Coś tu chyba nie gra tak jak powinno.

Środa
Urząd Miejski

Niestety, zdobywanie dokumentów potwierdzających bądź wykluczających całą masę spraw wymaga wizyt w różnego rodzaju urzędach. Tym razem padło na U.M.
Wszystko toczyło się dla mnie pomyślnie.
Kolejek praktycznie nie było, urzędnicy byli zarówno uprzejmi, jak i pomocni. A potem przyszło do uiszczenia opłaty.

Deja vu, jak nic deja vu.
Urząd Miasta od środka (co oczywiście widziałam ale zlekceważyłam) oklejony kartami z napisem: KASA NIECZYNNA (czytaj żadna z trzech kas nie przyjmuje wpłat).

Moja delikatna sugestia w wydziale architektury, ze opłata może być trudna do zrealizowania bo kartki i tak dalej...spotkała się ze zdziwieniem i skończyła życzliwą sugestią, że jest jeszcze wpłatomat.
Dostałam instrukcje gdzie to cudo rezyduje i ruszyłam wpłacić 17 złotych.

I znów naszła mnie myśl, że może i wszyscy wiemy, że świat jest cyfrowy, że bez touch padów ani rusz ale przecież  świat nie kończy się na czterdziestce (choć w marzeniach niektórych europosłów czas pandemii może odmłodzi nasze społeczeństwo).

Trzy osoby płci różnej rozszyfrowywały urzędową enigmę. Panowie cieszyli się, że mają we mnie pioniera bo cała ewentualna sromota spadnie na mnie.

Zabawa polegała na teście wyboru. Język urzędniczy jest mi zagadką. Nijak nie mogłam się do niego przystosować przez całe życie. Na widok pisma urzędowego dostawałam drgawek umysłowych i wyłączało się wszelakie czytanie ze zrozumieniem. Czytanie owszem, ale zrozumienie już nie.
Moja próba włożenia w maszynę siedemnastu złotych skończyło się co prawda sukcesem ale gdybyście zapytali o drogę, którą podążyłam dla osiągnięcia celu...byłoby gorzej.
Anegdota o małpie przyciskającej na oślep klawisze i tworzącej po iluś tysiącleciach sonet Szekspira jest  tutaj jak najbardziej na miejscu.
Tą małpą byłam ja.

Można by powiedzieć - kolejny sukces. Można do tego podejść z humorem. Ale...
"Ale" przekreśla wartość pierwszej części wypowiedzi. Jeśli zastosujemy "ale" deprecjonujemy całość. "Masz ładną sukienkę ale cię pogrubia". Rozumiecie co mam na myśli?

Moje "ale" dotyczy 18,5% osób (6 995 884 - TO JEST PONAD SZEŚĆ MILIONÓW) powyżej sześćdziesięciu pięciu lat.
Czy one sobie poradzą z maszyną typu wpłatomat? Czy one chętnie udadzą się na przechadzkę z jednego wydziału sądu do drugiego?
Możecie powiedzieć, że przecież dają radę. Tak, przy pomocy sąsiadki, wnuka, znajomego lub po prostu życzliwej osoby.
Ja protestuję przeciwko temu, że państwo olewa tych 60 plus.
Zapytaliście kiedyś seniora jak sobie radzi z postępującą cyfryzacją?
Oczywiście, są seniorzy zawstydzający swoje wnuki swobodnym poruszaniem się świecie wirtualnym ale czy tylko mi się wydaje czy może państwo gwarantuje każdemu obywatelowi "nie wykluczenie" ?
Na co dzień seniorzy bywają wkurzający. Wloką się chodnikiem, wpełzają powoli do lub z tramwaju. Marudzą, że drogo, marudzą, że młodzież. Ogólnie nie wiadomo do czego służą. Żyją jak u Snerga-Wiśniewskiego w Nagim Celu czyli żyją w innym czasoprzestrzennym świecie. Ale są. I nikt, jak dotąd nie odebrał im praw obywatelskich. Mają takie samo prawo do uczestnictwa w życiu jak wszyscy.
Ktoś powie, to ich wina. Niech się uczą. Mogę tylko powiedzieć: poczekajcie, też kiedyś będziecie starzy.

I ostatnia historia, która jest nieco inna ale dobrze pokazuje jak obojętni staliśmy się na starość i jak trudnym słowem jest empatia.

Czwartek
Salon Plusa

Przyszłyśmy podpisać nową umowę. Jest przed dziesiątą, salon świeci pustkami.
Pani od telefonów zaprasza nas do swojego stanowiska. Podchodzimy i moja Mama rozgląda się bezradnie. Gdzie by tu usiąść. Jedyne miejsce to wysoki stołek typu barowego, bez oparcia. Sięga mojej mamie pod pachy. Dla mnie miejsca siedzącego brak.
Pani  (około 50 lat młodsza od mojej Mamy) usiadła wygodnie nie mrugnąwszy okiem. Rozglądam się wokół. Widzę trzy stanowiska, przy których stoją puste, tradycyjnie niskie krzesła z oparciem. I nic nie rozumiem.
Czy pani jest ślepa czy może nie lubi staruchów?
Sugeruję, że może przejdziemy do innego stanowiska bo tam SĄ KRZESŁA! a moja Mama ma 83 lata. Pani się zastanawia, mruczy, że to miejsca koleżanek ale na widok (chyba) mojej bojowej postawy pozwala nam usiąść jak ludzie a nie Hemingway przy pinacolada.

Wyprawa po nową umowę zakończyła się sukcesem.
Powiecie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niby racja ale jakoś nie może mi wyjść z głowy pytanie: a co z tymi, którzy po prostu siedzą w domach bo współczesny świat ich przeraża?