niedziela, 9 grudnia 2018

Sernik z musem piernikowym na imbirowym spodzie oraz jak przepędzić ciemność






















W ciemnym pokoju wszystko ma swoje miejsce. W jasnym ma miejsce tym bardziej ale dziś jasne wnętrza nie są przedmiotem mojego zainteresowania.
Tak więc, w ciemnym pokoju wszystko ma swoje ciemne miejsce. W ciemnym pokoju trudno je dostrzec. Czy wszystko ma miejsce czy miejsce ma wszystko?
Czy można posiadać ciemność? Raczej ona trzyma nas w garści. Nigdzie nie jest tak ciasno jak w ciemności. Nic tak nie wyciska powietrza z płuc jak ciemność.
Ciemność wypełnia wszystkie zakamarki, wszystkie kąty, wszystkie przestrzenie. Każdy załom i kąt po brzegi zapchane są ciemnością.
Ciemny pokój, tak dobrze znany w świetle dnia, wieczorem staje się bezkresem pułapek. Dywan jest włochatą płaszczką czającą się w grocie pod stołem.
Krzesła nabierają odwagi i każdą swoją nogą starają się sprowadzić nas do parteru. Każdy wystający kawałek szafki udaje zamachowca, którego jedynym celem jest napędzić nam strachu lub nabić guza.
Ile niebezpieczeństw w tak dobrze znanym za dnia pokoju. Dopiero po zmroku zauważamy, że w ciemności to ziemie nieznane.

Jak ważne jest światło.
Kiedy nasz dom spowija ciemność, a przyjazne dotąd przedmioty zbroją się i szczerzą złowrogo zęby, wystarczy wąska strużka światła by wrócił zdrowy rozsądek.
Ciemność okazuje się płocha, skora do ucieczki. Co prawda czai się jeszcze pod stołem i próbuje się skradać za zasłoną ale już raczej bez przekonania i tchórzliwie. Ciemność boi się światła.
To odkrycie ma wagę gdańskiej szafy. Nie tylko światło drży przed ciemnością. Ciemność również czuje przed światłem respekt.

Czyli jeśli czujemy się niekomfortowo w ciemności, możemy zapalić światło.
Światło. Przegania nie tylko mrok. Rozprasza smutki i przygnębienie.
Potrzebujemy światła. Bez niego marniejemy, znikamy. Bo światło to nie tylko jasna żarówka; to dotyk, czułość, troska, miłość.
Wiecie, że podanie ręki człowiekowi może znów w nim światło zapalić?

Idą święta. To nie odkrycie lecz stwierdzenie faktu. Nie dajmy się ciemności, czymkolwiek by ona była.
Bądźmy ciepli, serdeczni, przyjaźni. To więcej warte niż wszystkie prezenty z allegro.
I upieczmy ciasto. Są takie rzeczy, których zrobienia nigdy nie żałujemy. Ktoś kiedyś odniósł to do prysznica (po namyśle zgodziłam się z nim w pełni). Dodałabym do tej listy upieczenie ciasta. A może macie kolejne propozycje?





sernik z musem piernikowym na imbirowym spodzie
spód:
10 ciasteczek imbirowych
1 łyżka stopionego masła

sernik:
300 g sera typu "śniadaniowy"
250 g mascarpone
2 jajka
1/3 szklanki brązowego cukru
1/3 szklanki golden syrupu
1/2 szklanki kremówki
1 płaska łyżka mąki

mus piernikowy:
1,5 tabliczki mlecznej czekolady
2 łyżeczki żelatyny
3 łyżeczki przyprawy piernikowej
ćwierć łyżeczki mielonego imbiru
ćwierć łyżeczki mielonego cynamonu
300 ml kremówki
Dodatkowo: powidła śliwkowe oraz stare, zasuszone pierniki (mogą być z zeszłego roku)

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.

Miksujemy ciastka imbirowe na piasek i mieszamy z rozpuszczonym masłem.
Wykładamy dno okrągłej formy (wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia). Pieczemy 20 minut i pozostawiamy do wystygnięcia.

Wszystkie składniki sernika umieszczamy w misie miksera i miksujemy krótko, tylko do połączenia składników.
Owijamy formę z podpieczonym spodem imbirowym folią aluminiową. Będziemy piec sernik w kąpieli wodnej.
Na większą blachę wlewamy gorącą wodę i umieszczamy w niej formę z ciastem (zabezpieczoną folią aluminiową). Woda powinna sięgać najwyżej do połowy formy.
Pieczemy w 160 stopniach godzinę.
Upieczony sernik studzimy. Zdejmujemy folię.

Czas na zrobienie musu piernikowego.

Żelatynę zalewamy w małej miseczce 2 łyżkami wody. Powinna napęcznieć.
Miseczkę z napęczniałą żelatyną stawiamy na garnku z gorącą wodą by żelatyna się rozpuściła.
W innym rondelku podgrzewamy 100 ml kremówki. Nie zagotowujemy. Mocno podgrzewamy. zdejmujemy z pieca.
Do gorącej kremówki wlewamy rozpuszczoną żelatynę. Mieszamy. Wrzucamy połamaną czekoladę. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia się czekolady. Dodajemy przyprawę piernikową oraz imbir i cynamon.
Studzimy.
Ubijamy na sztywno resztę kremówki.
Delikatnie łączymy z wystudzoną czekoladą.

Zimny sernik smarujemy cienką warstwą powideł śliwkowych .

Wykładamy na sernik cały krem piernikowy i wkładamy formę do lodówki.
Po kilku godzinach ciasto jest gotowe.
Powala na kolana gładkością i subtelnością smaku. Idealne na Boże Narodzenie.

Teraz czas na szczegóły techniczne.
Od początku walczyłam z materią. Jak zwykle, po czasie, okazało się, że okrągłe formy, którymi dysponuję mają średnicę raczej odpowiednią dla tortów weselnych. Mała forma ostała się jedna. I na początku była to wiadomość z gatunku tych dobrych.
Schody zaczęły się, kiedy wlałam masę serową do formy.
Jej ilość wykluczyła zastosowanie musu piernikowego. Mówiąc ludzkim językiem sera było tyle, że nic więcej do formy nie miało prawa się zmieścić.
Ale czego nie zrobi zdesperowana kobieta?
Przegrzebałam szufladę z formami i trafiłam na taką, która dotąd żadnego zastosowania nie miała. Miała natomiast jedną zaletę: jej średnica była o 2 cm większa od formy z sernikiem.

Efekt końcowy jest kwestią zupełnego przypadku lub inaczej ujmując: desperacji.
Efekt końcowy jest spełnieniem moich dużo wcześniejszych zamierzeń. Ile razy zastanawiałam się jak udaje się opatulić ciasto kremem w tak idealny sposób, jak prezentują zdjęcia?
Otóż odpowiedź jest następująca: potrzeba matką wynalazku.
Wkładasz małą formę do większej, wlewasz cały krem, który przygotowałaś lub przygotowałeś i umieszczasz całą konstrukcję do lodówki, czekając z niecierpliwością co z tego wyniknie.

To oczywiście opis na skróty.
Pozwólcie, że wrócę do momentu wyjmowania upieczonego sernika z lodówki.

Z wystudzonego sernika zdejmujemy obręcz. Delikatnie ściągamy sernik z dnia formy i pozbawiamy papieru do pieczenia.
Ostrożnie (niech się wam nikt w tym czasie nie plącze pod nogami) przekładamy ciasto do większej formy, starając się umieścić go idealnie w środku.
Teraz wlewamy cały mus piernikowy. Mus powinien wypełnić drugą formę prawie po brzegi. W każdym razie sernik zostanie w nim utopiony.
Wkładamy ciasto do lodówki na noc.
Następnego dnia uwalniamy ciasto z zewnętrznej formy. Nóż zanurzamy we wrzątku i oddzielamy formę od ciasta.
Stawiamy formę na np. małym garnuszku i ściągamy obręcz w dół. Naszym oczom ukazują się idealnie gładkie ścianki piernikowego musu. Rewelacja!
Stare pierniki (ha, ha, ha) (ze trzy, cztery) ścieramy na tarce.
Przesiewamy przez sito.
Ciasto posypujemy drobinkami piernika tak jak przy posypywaniu cukrem pudrem. Dekorujemy jak nam wyobraźnia podpowiada.




Ciasto ideał. No i ten myk z drugą formą. Nie mówcie, że sytuacje kryzysowe nie sprzyjają kreatywności.
Smacznego


sobota, 10 listopada 2018

Balkonowe dolce vita i zupa z pasternaku z jabłkiem, karmelizowanymi orzechami i octem balsamicznym






















- Dziękuję, pelargonie mają się dobrze.
- kawa na balkonie? A jakżeby inaczej?
- Kochanie, przynieść ci szal?
- Nie dziękuję, może po prostu posiedź przez chwilę.

Fontanny szumią, liście szeleszczą pod stopami. Na ławeczkach stale ktoś siedzi. Do balkonowej kawy dołączają głosy.
Wiatr wtrąca się do rozmów ale nie nachalnie. Raczej podsłuchuje i niesie słowa dalej. Kawa nie stygnie mimo braku pośpiechu.
I wszystko jest jakieś takie słoneczne, pogodne, niedzielne.

- Czy to listopad?
- Niemożliwe, raczej wrzesień.
- Gdzie szale, katary i plucha?
- Cicho, sza...bo jeszcze obudzimy listopad.

Kto to widział pić kawę w listopadzie na balkonie? Żarty jakieś. A może prezenty?
Środek miasta, środek jesieni, środek radości. Radości  z pogody, z światła, kawy i towarzystwa. Radość z życia... niech trwa.

I przepis na zupę nieoczekiwaną, niespodziewaną. Wspaniałą bo jesienną, pełną ciepła jak dzisiejszy dzień. Polecam.












zupa z pasternaku z dodatkiem jabłka, balsamico i karmelizowanych orzechów włoskich

3 sztuki pasternaku
1 cebula
4 ząbki czosnku
4 cm imbiru
1 papryczka chilli
1 jabłko
1 łyżka garam masala
pół litra bulionu
1 szklanka mleka
pół szklanki kremówki
ocet balasmiczny
sól
pieprz
oliwa
orzechy włoskie
chipsy z pasternaku (do dekoracji)

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
Pasternak obieramy i kroimy na kawałki. Mieszamy w misce z solą i oliwą. Polewamy 2 łyżkami octu balsamicznego.  Wykładamy na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy pasternak około pół godziny.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę, czosnek, chilli i imbir.
Smażymy 2 minuty i posypujemy garam masalą. Smażymy kolejne dwie minuty.
Do garnka z bulgoczącym na małym ogniu bulionem lub rosołem dodajemy upieczony pasternak i cebulę z czosnkiem, imbirem, chilli i masalą.
Na patelni smażymy pokrojone w kawałki jabłko (obrane ze skórki i nasionek). Dodajemy do bulionu.
Zagotowujemy wszystko, dorzucamy jabłko, wlewamy mleko. Gotujemy na malutkim ogniu 20 minut.
Miksujemy zupę na gładki krem, dolewając kremówkę i tyle bulionu by nie przypominała zaprawy murarskiej.
Przyprawiamy zupę solą i pieprzem.
Zupę rozlewamy do talerzy i dekorujemy posiekanymi, karmelizowanymi orzechami, kroplami sosu balsamicznego i chipsami z pasternaku.
I muszę tu powiedzieć, że dekoracja w tym przypadku pełni nie tylko funkcję paprotki. Słodkie orzechy i kwaśne balsamico cudnie współgrają z nieco jabłkowym ale pikantnym smakiem pasternaku. Chipsy i orzechy są elementem chrupiącym.
Krótko mówiąc: jestem dumna z tej zupy. Udała się pod każdym względem. Wszyscy domownicy się ze mną zgodzili.
Pasternaku! Witaj na moim stole!





Smacznego