niedziela, 25 maja 2014

Wpis nieco obywatelski i stare brownies





















Wybaczcie mi dzisiejszy wpis. Ale wizyta w punkcie głosowania spowodowała, że aż mnie trzepnęło. Po godzinie 17 frekwencja nie przekroczyła 7 procent.

Wiele krajów ma swoją dość restrykcyjną politykę „nabywania” obywateli. Zazwyczaj trzeba pokonać ileś tam szczebli pytań, dociekań, administracyjnych zasieków, zdać egzamin no i wykazać się raczej sporą gotówką.
Może powinniśmy i u nas wprowadzić egzamin na obywatela? Żeby było przewrotniej, podchodziliby do niego wyłącznie obywatele. Polscy obywatele.
Widzę to jak powtórny egzamin na kierowcę. Jeździsz, zbierasz punkty karne a kiedy przekroczysz limit, stajesz do powtórnego egzaminu. Bez niego możesz co najwyżej pojeździć na wrotkach.
Z obywatelstwem byłoby podobnie. Na przykład: nie idziesz na wybory. Dostajesz 20 punktów. Jeździsz po pijaku: 30 punktów. Nie płacisz alimentów: 20 punktów. Znęcasz się nad psem czy chomikiem: 45 punktów. Kiedy uzbierasz, powiedzmy 100 punktów karnych, żeby nabyć ponownie praw obywatelskich, musisz stanąć do egzaminu.
Nie demokratycznie? Nie patriotycznie?? Nie politycznie? Nieludzko?
Zastanówmy się. Do wyborów przystępuje niecałe 50 % naszego społeczeństwa. Czy te niegłosujące 50 % czuje się obywatelami. Tak, kiedy chodzi o przywileje bycia obywatelem. Kiedy upomnimy się o obowiązki już tak łatwo nie będzie.
Może należałoby się postarać, żeby być obywatelem.
Jak ułożyć taki egzamin? Przecież nie każdy musi wiedzieć kiedy była bitwa pod Grunwaldem. Nie musi, ale raczej powinien. Żeby być obywatelem trzeba mieć choć minimalne pojęcie o tym gdzie się żyje. Pod względem geograficznym (przysięgam, że są tacy, którzy nie wiedzą co jest stolicą Słowacji), politycznym (nie odróżniają sejmu od senatu), ekonomicznym (ciągle myślą, że Balcerowicz musi odejść), historycznym (a na cholerę mi te daty!) i kulturalnym ( jedno wyjście do teatru mile widziane) czy etycznym (są tacy, którzy ciągle myślą, że zwierzę to rzecz).
Łapiecie się za głowę? Może zanim przystąpicie do ataku, zastanówmy się przez chwilę, czy to co napisałam jest zupełnie pozbawione sensu. Posłuchajcie jaką frekwencję zanotowano dziś do południa.

Na pocieszenie mam ciastka, które można zrobić będąc zarówno w euforii , jak i na dnie rozpaczy. W tym drugim wypadku są nawet zalecane. Nic tak nie poprawia humoru jak zjedzenie czegoś smacznego. No, może jeszcze herbata. Co prawda na frekwencję nie mają wpływu ale łagodzą kanty tzw rzeczywistości.
























Bajaderki lub kartofelki lub popsy

reszta brownies lub biszkopt czyli około 20 dkg ciasta
2 łyżki mascarpone
2 łyżki konfitury malinowej
2 łyżki nutelli
2 łyżki wiśni z likieru lub suszone (wtedy moczymy je kwadrans w alkoholu)

Kruszymy stare ciastka. Można zrobić to ręcznie ale zdecydowanie lepiej radzi sobie z tym blender.
Do okruchów dodajemy resztę składników. Mieszamy i wstawiamy na godzinę do lodówki. Chłodne lepiej się formują.
Potem nabieramy łyżeczką porcję mieszanki i formujemy kulki.
Możemy je zanurzyć w czekoladzie, wiórkach kokosowych, groszku cukrowym lub kakao.
Możemy je nadziać na patyczki lub położyć w papilotkach.





Taki recykling cukierniczy w mojej podstawówce nazywał się „kartofel” i był ulubionym sposobem na pozbycie się oszczędności.

Nie wyobrażałam sobie, że można go zrobić samemu. Mój Dziadek śmiał się, że robi się je z tego, co pozamiatano po dniówce w cukierni. Wszystko jedno. Ja je uwielbiałam.

A kiedy już poprawi wam się humor, idźcie zagłosować. Przecież nie może wam by obojętne co się dzieje w świecie. Tym bliższym i tym dalszym.

Smacznego

4 komentarze:

  1. Zapraszam do udziału w konkursie:

    http://www.fochygochy.blogspot.com/2014/05/konkurs-z-ksiazka-w-tle.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Te ciastka są....pocieszeniem na wszelkie złe myśli. Cudowne, bo kolorowe, niesamowicie słodkie (tak myślę), jak to ciastka...Przepiękne...skojarzyły mi się z wesołym miasteczkiem. Tam też jest kolorowo!!:)
    A co do egzaminu na obywatela- fantastyczny pomysł!!!
    Pozdrawiam niedzielnie...i weź sobie ciasteczko, bo podejrzewam, że frekwencja nie będzie zbyt duża...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moge zamowic u Ciebie Limonko takie ciastka ekspresowa przesylka? Bo mnie by sie ich przydala cala wanna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny pomysł! A nie raz marnuje się tyle ciasta...

    OdpowiedzUsuń