środa, 8 października 2014

Czerwone i czarne. A może żółte? Risotto alla milanese



























Czeka nas tłusta porcja lata do końca tygodnia. Będziemy tę porcję październikowego lata wylizywać z miseczki zwanej niebem jak koty tłustą śmietankę. A potem wspominać: a pamiętasz zeszły październik? I te zupełnie nie jesienne temperatury w południe? I to słońce jak lizak kupowany na odpuście. Wielki jak witraż w w katedrze św. Piotra w Tiverton.
Październik nie październik a obiecywane 25 stopni powoduje, że myśli uciekają niepoprawnie w stronę błękitu i zieleni sierpnia.
I tylko biedronki zupełnie nie sierpniowe. Jakieś czarno czerwone tsunami nadeszło z południowym wiatrem.
Siedzi człowiek i pasie się słonkiem a tu powietrze zaczyna drgać kolorami zarezerwowanymi dla sił nieczystych. Czerń i czerwień. I woń się roznosi gorzkawa. Nie słodko- kojąca, jesienna a jakaś taka obca. I nagle wszystko jak gejzer wytryska w górę. Ręce bo mają co robić. I nogi, bo ruszają w taniec biedronkowy, jakby ruch miał nas ocalić. I gazety wyfruwają jak gołębie w popłochu, bo wystraszyły się rąk gwałtownych. I spodeczek leci jak księżyc w pełni bo ręce już go nie trzymają.
A między tym wirowaniem i tańcem wariackim biedronki jak czerwono -czarne wykrzykniki. Śmigają bezwładnie, raz w górę, raz w dół. Napływają z ciepłym wiatrem jak gorzka fala pachnąca mleczowym sokiem.
Machamy jak szalone, opędzamy się z całych sił. Daremnie. Biedronki są wszędzie. Plączą się we włosy, wpadają do kawy, myszkują za dekoltem, bzyczą ciężko przy uchu. Myśl o wodzie święconej zaczyna kiełkować wśród furkotu chityny. Pomoże?
Już, już jestem gotowa uciec przed tą nawałą, kiedy niespodziewanie atak słabnie.
Nagle jakby świat pojaśniał. Jakby ktoś wyłączył dopływ tych niepoprawnych kolorów.
Kurek z biedronkami zakręcono na chwilę.
Za minutę, dwie bez zapowiedzi, bez wstępów, nadpływa druga fala. I trzecia i czwarta.
Przegrywamy walkę z naturą. Znikamy w domu, zostawiając świat na biedronkowe pożarcie.

Wiosną, kiedy otworzymy okiennice w domu pod lasem, znajdziemy biedronkową „dolinę królów” pełną czerwono czarnych mumii. Zapchają swoimi chrzęszczącymi pancerzykami wszystkie okienne szpary. Nieliczne leniwie zareagują na nagły błysk światła. Jak małe wampirki, oślepione słońcem ruszą w bezwładny pierwszy lot ku wiośnie. Ale to nie będzie ich pora. Ich czas dopiero nadejdzie za rok. Jesienią znów do nich będzie należał świat. Przez chwilę.

Dziś risotto alla milanese. Klasyka nad klasyki. Matka wszystkich risott.
Proste, wyrafinowane, łechcące najbardziej wybredne podniebienia.


























Risotto alla milanese
ryż z szfranem

75 g masła
1 łyżka oliwy
1 mała cebula drobno posiekana
350 g ryżu Arborio lub Carnaroli
1 szklanka wytrawnego wina
1,5 litra rosołu
kilka nitek szafranu
sól, pieprz
2 łyżki startego parmezanu

W rondlu rozpuszczamy masło (odkładamy 1 łyżkę) z oliwą. Obok na piecu stawiamy garnek z rosołem. Niech się delikatnie gotuje. Do miseczki wlewamy kilka łyżek gorącego rosołu i wrzucamy szafranowe nitki. Dzięki nim risotto nabierze nie tylko pięknej słonecznej barwy ale też zyska intrygujący smak.

Wrzucamy do masła z oliwą posiekaną cebulę i smażymy aż cebula stanie się szklista. Wsypujemy ryż i mieszamy by każde ziarenko otuliło się tłuszczem. Kiedy mamy wrażenie, że ryż też jest szklisty, wlewamy wino. Znów mieszamy i odparowujemy wino.
Teraz zaczyna się żmudna praca, polegająca na czujnym mieszaniu ryżu i wlewaniu nowych porcji rosołu w momencie, kiedy poprzednia zostanie wchłonięta.
Po dziesięciu minutach od chwili kiedy wlejemy pierwszą chochlę rosołu, sięgamy po rosół z szafranem i wlewamy go do ryżu. Dalej postępujemy jak wcześniej. Solimy w międzyczasie risotto ale jeżeli rosół był wcześniej doprawiony, to soli używajmy wstrzemięźliwie.
Po około 20 minutach od wlania pierwszej porcji rosołu, risotto powinno być gotowe.
Zdejmujemy risotto z ognia i dodajemy do niego dwa ostatnie składniki czyli parmezan i zostawioną wcześniej łyżkę masła.
Mieszamy risotto, sprawdzamy czy nie potrzebuje soli i delikatnie pieprzymy.




Czysta pycha w bardzo wakacyjnym kolorze.




Smacznego i wielkich planów na koniec tygodnia

4 komentarze:

  1. Pięknie u ciebie nawet jeśli towarzyszą ci biedronki...:)jesiennego babiego lata życzę... i dziękuję za rissotto.:)Uściski;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas tez byl wczoraj atak biedronek, ale nie na taka skale. Bardzo mi sie podoba dopelniacz liczby mnogiej risotto - risott:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne przepisy tu były na blogu w 2014 roku! Ten blog to prawdziwa skarbnica wiedzy na tema gotowania:)
    http://jniemiecki.warszawa.pl/ Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń