Pork belly.
Nie mówcie, że to nie brzmi słodko.
W zeszłym roku były przebojem w
londyńskich restauracjach. Podawano je na ostro, na słodko, w
ziołach, sosie śliwkowym. W stylu kolonialnym i po azjatycku.
Wykwintnie z dodatkiem fenkułu i swojsko, w hamburgerach.
Zawsze smacznie.
A to przecież tylko boczek. Od zawsze
obecny w naszej kuchni. Wyklinany przez dietetyków i poszukiwany
przez smakoszy.
Podobno nawet wegetarianie nie są
obojętni na jego zapach, krążący jak grzech po kuchni w czasie
smażenia.
Podobno jego zapach, obok zapachu
chleba kojarzy się z bezpieczeństwem, domem, błogością.
Nawet wegetarianom. Nawet tym, którzy
nigdy nawet go nie wąchali.
Chłód i ciemne, posępne dni są jego
sprzymierzeńcami. Ani w głowie mi wtedy szczypiorkowe klimaty i
chłodzone sałatki z grejpfrutem.
Łaknę wtedy mięcha. Chrupiący
boczek, skwierczący na patelni jest spełnieniem moich fantazji. To
pokusa tak silna, że nawet nie myślę o walce. Poddaję się,
przełykam wyrzuty sumienia, pogardzam sobą i...z błogością
wylizuję garnek z dowodami mojej słabości.
Jeden obiad z udziałem plastra
słodkiego boczusia i jestem usatysfakcjonowana.
Żadne załamanie pogody z pierwszym
śniegiem nie jest mi straszne.
Potem mogę wrócić do korzonków i
wegetariańskiego bulionu.
Na uspokojenie sumienia dodaję do
niego marchewkę. I już.
Boczek w sezamowo orzechowej
marynacie i marchewka w pomarańczowej glazurze
8 plastrów surowego boczku
marynata:
4 łyżki tahini
2 łyżki masła orzechowego
4 łyżki jasnego sosu sojowego
sok z jednej cytryny
sok z jednej limonki
Przygotowujemy naczynie, w którym
zmieści się rozłożony boczek. Najlepiej nadaje się do tego
naczynie żaroodporne.
W misce mieszamy wszystkie składniki
marynaty. Ich połączenie trochę potrwa, bo tahini i masło
orzechowe do łatwo współpracujących nie należą.
Ale cierpliwości. Po kilku chwilach
cierpliwego rozcierania marynata osiągnie jednolitą konsystencję.
Marynatą smarujemy plastry boczku i
przykrywamy folią. Naczynie odkładamy w chłodne miejsce do
następnego dnia.
Na drugi dzień wyjmujemy je z lodówki
by wróciło do temperatury pokojowej. Rozgrzewamy piekarnik do 160
stopni.
Naczynie z boczkiem wkładamy do
piekarnika (folię zdejmujemy) i pieczemy 1,5 godziny.
Ostatnie 20 minut podwyższamy
temperaturę do 220 stopni.
To co dzieje się z marynatą jest
kolejnym cudem świata.
To absolutna ambrozja.
Do boczku dobrze jest podać coś
kwaskowatego np. marchewkę w pomarańczowej glazurze.
Marchewka w pomarańczowej glazurze:
6 marchewek
sok z 6 pomarańczy
2 łyżki brązowego cukru
skórka otarta z jednej pomarańczy
Ścieramy skórkę z jednej dobrze
umytej pomarańczy. Wyciskamy sok z niej i 5 następnych. Dodajemy
cukier i stawiamy garnek z sokiem i skórką na piec. Czekając aż
się sok zagotuje obieramy marchewkę. Kroimy ją na kawałki i
wrzucamy do gotującego się soku.
Gotujemy do momentu aż marchewka
zmięknie ale wciąż będzie jędrna. Wtedy łyżką cedzakową
wyjmujemy marchewkę a resztę soku redukujemy.
Kiedy osiągnie gęstość syropu,
wrzucamy do niego marchewkę i dokładnie mieszamy. Wyłączmy piec i
wracamy do boczku.
Wyjmujemy go z foremki na talerz i
podajemy z pomarańczową marchewką.
smacznego i nie słuchajcie prognozy pogody
Od samego patrzenia zglodnialam, a powiedzialabym ze pork belly mi obojetny!
OdpowiedzUsuńAle poetyczna propozycja, wspaniała.Mój małżonek byłby zachwycony dostając na talerzu takie cudo!!!
OdpowiedzUsuń