Mały eksperyment międzynarodowy mi
wyszedł.
Na parapecie stoi doniczka z szałwią.
Smętnie ta roślinka wygląda, bo to nie pora na zieloną bujność
traw. Miejskie zioła nie mają lekkiego życia. Kupione, wyglądają
dobrze przez pierwsze 24 godziny. Potem ich koniec jest bliski. Do
własnej szałwii ogródkowej mam jakieś 60 kilometrów Trochę
daleko, jeśli nagle najdzie mnie ochota na gnocchi z sosem
szałwiowym. Kupuję więc doniczkę z anemicznymi listkami i szybko
staram się je wykorzystać. Potem jeszcze leżakują smutne gałązki
w lodówce ale spoglądam na nie coraz mniej chętnie.
Tym razem chciałam wykorzystać resztę
szałwii do saltimbocca. Te kotlety cielęce z szałwią i prosciutto
są mało kłopotliwe w przygotowaniu a wyjątkowo smaczne.
Poszłam na zakupy z zamiarem kupienia
cielęciny a wróciłam z kotletami wieprzowymi. Co mnie napadło, by
je kupić? Czasami moje wybory nawet dla mnie pozostają zagadką.
Ten zakup spowodował całą lawinę
konsekwencji. Wieprzowina to raczej nudne mięso. Chyba, że się je
czymś ubarwi. Koper włoski jest dla niej jak dobrze zrobiony
makijaż. Z Kopciuszka robi księżniczkę.
A gdyby tak dorzucić tym razem
szałwię. Pozostańmy przy włoskich korzeniach czyli jak szałwia
to i prosciutto.
Ale czegoś mi brakowało. Podlałabym
danie białym winem, ale je wypiłam. Smażąc kotlety pomyślałam o
zapachu anyżu. Dobrze mi się komponował z tym, co na patelni. Ouzo
mi się nawinęło pod rękę. Potem już poszło.
Szałwia i ouzo okazały się
partnerami idealnymi. Sama sobie zapisuję to danie, bo na pewno do
niego wrócę.
Nie dokonałam wynalazku na miarę
koła. To się chyba nazywa fusion. Element włoski, element grecki i
element polski czyli poczciwa polska wieprzowina.
Unia włosko grecka czyli szałwia,
wieprzowina i ouzo
6 kotletów wieprzowych
6 listków szałwii
6 plastrów prosciutto
200 ml kremówki
4 łyżki ouzo lub anyżówki
pieprz, sól
olej do smażenia
2 łyżki mąki
Lekko traktujemy kotlety tłuczkiem.
Kładziemy na każdym plaster szynki i liść szałwii. Spinamy
wykałaczką. Solimy wstrzemięźliwie z drugiej strony (bez szynki i
liścia). Panierujemy w mące i smażymy na rozgrzanym oleju po
minucie z każdej strony. Na koniec wlewamy ouzo i podpalamy. Kiedy
ogień zgaśnie przekładamy do żaroodpornego naczynia i zalewamy
kremówką. Dorzucamy jeszcze kilka liści, przykrywamy naczynie i
pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 160 stopni około 2 godzin.
Wyjmujemy z piekarnika i jemy np z
zapiekaną cukinią.
Bardzo to smaczne było.
Polecam
Ślinka cieknie na sam widok. A zapach musi być obłedny. Moja bazylia....taka w doniczce wytrzymała tylko 4 dni....a szkoda. Koniec był jej bliski. Pozdrawiam wiosennie. :))))
OdpowiedzUsuńKurcze, wchodzenie na Twojego bloga w czasie lunchy Limonko jest niebezpieczne nawet dla pseudo-wegetarian ;)
OdpowiedzUsuńjestem miesozerna cudny widok dla mojego podniebienia. pysznosci.Gorąco pozdrawiam.Majka.
OdpowiedzUsuń