czwartek, 27 marca 2014

Wandal w sadzie i frużelina malinowa























Jakieś element przestępczy zamieszkał w moim sadzie. Powiesiłam rok temu piękną budkę dla ptaków. Wyglądała jak marzenie. Miała nawet balkonik i pelargonie w oknach. Bardzo byłam ciekawa, czy ktoś weźmie ją w posiadanie. Dookoła mamy zatrzęsienie różnych gwiżdżących, kląskających, kwilących i szczebioczących. Wydawało się kwestią czasu jej zasiedlenie. Nie zaglądałam do budki, żeby nie przestraszyć ewentualnych osiedleńców.
Kiedy w tym roku poszłam sprawdzić jak się sprawy mają z naszym ekskluzywnym domkiem do wynajęcia, o mało nie padłam z wrażenia.
Koty to dranie, wiem. Ale żeby ptaki doprowadziły mój słodki domek do takiego stanu? Jakieś menele w nim zamieszkały. Nie dość, że urwały balkoniki, to gdzieś zniknęły pelargonie. Daszek nad wejściem urwany a drzwi ledwo się trzymają. Czy ten domek brał udział jakichś mafijnych porachunkach? Czy w takich warunkach ktoś wychowywał potomstwo? A może to potomstwo urządziło ptasią imprezkę?
Co ja będę opowiadać. Zobaczcie sami.



















I jak tu wspierać wzrost ptasiej populacji?
Następne domki, które zawieszę będą miały tylko ściany, dach i dziurkę. Estetykę zostawię przy robieniu tortów.

Na pocieszenie na skraju sadu znalazłam taki obrazek.



















Co prawda sarny skutecznie obgryzają korę z młodych drzewek w sadzie ale są tak urocze z tymi białymi tyłeczkami, że trudno się na nie złościć.
Na razie są szare jak cała okolica. Zobaczycie, że za miesiąc nabiorą rudego koloru.

Po tych przyrodniczych dygresjach czas na obiecaną frużelinę. Wydawało mi się, że gdzieś wcześniej, przy okazji jakiejś letniej tarty, już frużelina wystąpiła.
Jeżeli nie, to teraz to nadrabiam.
Frużelina to trochę dżem, trochę galaretka. Jej zapasik w słoiku rozwiązuje wiele problemów z wypełnieniem ciasta.
Każdy rodzaj owocu nadaje się do zmienienia go w frużelinę. Czy to świeży, czy mrożony.
Malinową frużelinę zrobiłam dziś rano z mrożonych owoców.



















Malinowa frużelina

500 g malin
1 płaska łyżka żelatyny+2 łyżki wody
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej+2 łyżki wody
pół szklanki cukru (lub więcej jeśli lubicie słodsze smaki)

Żelatynę zalewamy wodą do napęcznienia.
Maliny wsypujemy do garnka (takiego, którego jesteście pewni, że nie przypala). Wsypujemy cukier i zagotowujemy. Odkładamy do miseczki pół szklanki gorących malin i przekładamy do niej napęczniałą żelatynę. Mieszamy do rozpuszczenia się żelatyny. Mąkę ziemniaczaną mieszamy z wodą. Zagotowujemy resztę malin i wlewamy do nich rozmieszaną mąkę. Mieszamy, zagotowujemy i zdejmujemy z ognia. Wlewamy część malin z żelatyną (nie zagotowujemy już frużeliny, bo żelatyna nie lubi gotowania). Dokładnie mieszamy i przekładamy do słoika.
Studzimy i używamy do woli.

Latem w zeszłym roku poszłam na łatwiznę przy robieniu frużeliny i użyłam cukru żelującego.
Żeby mi nie wyszedł dżem, zmniejszyłam ilość cukru żelującego o połowę. Sama się zdziwiłam pozytywnym rezultatem.

A najłatwiej jest kupić gotową frużelinę. No, tak, ale o czym bym wtedy pisała?





Smacznych pomysłów i pięknego czwartku.

5 komentarzy:

  1. Nie moge uwierzyć w to co zobaczylam na Twoich zdjęciach Limonko, ta wspaniala willa dla ptaszkow stala sie.....:((((szkoda kończyć.Swoją drogą to...nawet nie wiem co napisać, bo żeby takie cudo zniszczyć to w glowie się nie miesci...Dobrze, ze choc na oslodę malinki dajesz....choc ma mina i tak smutną jest.Zasylam piekną sloneczną pogodę i moc pozdrowień:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Domek wyglada jak przedmiescia Nowego Orleanu po huraganie Katrina... :/ Dobrze, ze fruzelina taka piekna i sarenka taka urocza, bo inaczej pomyslalabym, ze dzielnica schodzi na psy (pliszki?) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. niezli wandale, taką rezydencję zniszczyć! może kolor elewacji się im nie podobał? albo za wielkie luksusy? ciężko przewidzieć co takie ptaszyszka myślą. Chyba trzeba pozwolić ptaszarni zbudować domek samemu. Szkoda, że mnie nikt nie chce postawić domu :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No ,no,posiadłość ptaszyska dostaly całkiem, calkiem ,a te pelargonie biją wszystko na głowę .Gdzie znalazłaś Limonko takie cuda . pię kny ten domek. Bójka musiała być całkiem niezła ,każdy by chcial w takim zamieszkać. Frużelina i sarenki są bezkonkurencyjne, na takie widoki mogę patrzeć godzinami.Pozdrawiam gorąco Majka.

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieźli wandale z tych ptaszków, nieładnie. A frużelinę chętnie przygotuję jak się zacznie truskawkowy, a potem malinowy sezon :)

    OdpowiedzUsuń