Pewnie już kiedyś marudziłam na
obiektywne trudności w ugotowaniu obiadu dla jednej osoby.
Choćbym nie wiem jak się starała,
nie umiem obliczyć risotta tylko dla siebie. Zawsze efekt końcowy
wykarmiłby jeszcze ze dwie osoby. A wiecie co mówią o risotto. To
na nie się czeka a nie odwrotnie. Czyli je się risotto na świeżo,
bez ociągania. Co zrobić nadwyżką? Nie jestem purystą
kulinarnym. Mogę zjeść risotto następnego dnia, na lunch. Na
zimno. I też mi smakuje. Ale tym razem zrobiłam z niego arancini.
Kiedy w zeszłym roku jechałam na kurs
kulinarny na Sycylię, byłam pewna, że te smażone kulki ryżowe
poznam od podszewki. Hm...nie dość, że nie poznałam, to nie
jadłam ich ani razu. To się nazywa rozczarowanie.
Wczorajsza nadwyżka risotta skierowała
moje myśli do wyczekiwanych kiedyś arancini.
Wiecie jak szybko można zrobić
ciekawy obiad mając resztki z poprzedniego dnia? Jeżeli dodatkowo
macie pod ręką sos pomidorowy, to nie dłużej niż 40 minut.
Oczywiście, że lepiej jest sobie wcześniej przygotować składniki
ale i bez sosu pomidorowego kulki ryżowe są świetne.
Smażone kulki ryżowe:
wczorajsze risotto np. z gruszką i
gorgonzolą i lub milanese
kilka kawałków mozzarelli
kilka kawałków sera gorgonzola
bazylia
1 jajko
1 szklanka tartej bułki lub okruchów
z białego chleba
pół szklanki startego parmezanu
olej do głębokiego smażenia
Jak zrobić risotto przeczytajcie tutaj Następnego dnia, po wyjęciu z lodówki resztek risotto
robimy tak:
Nabieramy ryż łyżką i lekko
rozpłaszczamy na dłoni. Dłoń lekko zwilżamy wcześniej wodą,
żeby nam się ryż do niej nie kleił. Ilość ryżu ma mieć
wielkość orzecha włoskiego. Do środka rozpłaszczonego ryżu
kładziemy kawałek gorgonzoli (w przypadku risotta gruszkowego) lub
kawałek mozzarelli z listkiem bazylii (do risotta milanese).
Formujemy ciasną kulkę i panierujemy, najpierw w rozmąconym jajku
a potem w tartej bułce zmieszanej z parmezanem. Odstawiamy na
kilkanaście minut do lodówki.
W głębokim garnku rozgrzewamy olej i
smażymy kulki na złoto. Wyjmujemy na papierowe ręczniki i jemy z
sałatką lub sosem pomidorowym.
Każde risotto można w ten sposób
potraktować. Zjedzenie lunchu złożonego z arancini wprawi w
zazdrość koleżanki z pracy. Na bank.
Ale czadowe kulki:)) Naprawdę byłaś na kursie kulinarnym na Sycylii?
OdpowiedzUsuńA ja dziś zarezerwowałam sobie urlop we Włoszech :)))))
Byłam w zeszłym roku w maju. Ale kulek na nim nie było:(
OdpowiedzUsuńGratuluję dobrego wyboru wakacyjnego:)) Ja też w tym roku do Włoch:)))
Pozdrowionka
Zazdroszczę kursu :) No to będziemy miały piękne i smaczne urlopy :)) Wybieramy się do Toskanii, ale nad Morze Śródziemne. Zeby nasz mały pełzak mógł się rozkoszować plażą :)
UsuńOj zjadlabym taką kulkę, wspaniale wygląda. Czadowe.Pozdrowionka dla Was a z przepisu skorzystam wkrotce:))
OdpowiedzUsuńPiekne kulki! I jaki sliczny toskanski talerzyk! Taka kulke zjadlabym z przyjemnoscia na lunch. Moze nastepnym razem jak mi zostanie risotto? :)
OdpowiedzUsuńJadłam arancini we Włoszek..są niesamowicie pyszne! Twoje wygladają perfekcyjne!
OdpowiedzUsuń