Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gorgonzola. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gorgonzola. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 marca 2014

Spóźnione kulki ryżowe czyli wspomnienie z Sycylii


























Pewnie już kiedyś marudziłam na obiektywne trudności w ugotowaniu obiadu dla jednej osoby.
Choćbym nie wiem jak się starała, nie umiem obliczyć risotta tylko dla siebie. Zawsze efekt końcowy wykarmiłby jeszcze ze dwie osoby. A wiecie co mówią o risotto. To na nie się czeka a nie odwrotnie. Czyli je się risotto na świeżo, bez ociągania. Co zrobić nadwyżką? Nie jestem purystą kulinarnym. Mogę zjeść risotto następnego dnia, na lunch. Na zimno. I też mi smakuje. Ale tym razem zrobiłam z niego arancini.
Kiedy w zeszłym roku jechałam na kurs kulinarny na Sycylię, byłam pewna, że te smażone kulki ryżowe poznam od podszewki. Hm...nie dość, że nie poznałam, to nie jadłam ich ani razu. To się nazywa rozczarowanie.
Wczorajsza nadwyżka risotta skierowała moje myśli do wyczekiwanych kiedyś arancini.
Wiecie jak szybko można zrobić ciekawy obiad mając resztki z poprzedniego dnia? Jeżeli dodatkowo macie pod ręką sos pomidorowy, to nie dłużej niż 40 minut. Oczywiście, że lepiej jest sobie wcześniej przygotować składniki ale i bez sosu pomidorowego kulki ryżowe są świetne.
























Smażone kulki ryżowe:

wczorajsze risotto np. z gruszką i gorgonzolą i lub milanese
kilka kawałków mozzarelli
kilka kawałków sera gorgonzola
bazylia
1 jajko
1 szklanka tartej bułki lub okruchów z białego chleba
pół szklanki startego parmezanu
olej do głębokiego smażenia

Jak zrobić risotto przeczytajcie tutaj Następnego dnia, po wyjęciu z lodówki resztek risotto robimy tak:
Nabieramy ryż łyżką i lekko rozpłaszczamy na dłoni. Dłoń lekko zwilżamy wcześniej wodą, żeby nam się ryż do niej nie kleił. Ilość ryżu ma mieć wielkość orzecha włoskiego. Do środka rozpłaszczonego ryżu kładziemy kawałek gorgonzoli (w przypadku risotta gruszkowego) lub kawałek mozzarelli z listkiem bazylii (do risotta milanese). Formujemy ciasną kulkę i panierujemy, najpierw w rozmąconym jajku a potem w tartej bułce zmieszanej z parmezanem. Odstawiamy na kilkanaście minut do lodówki.
W głębokim garnku rozgrzewamy olej i smażymy kulki na złoto. Wyjmujemy na papierowe ręczniki i jemy z sałatką lub sosem pomidorowym.

Każde risotto można w ten sposób potraktować. Zjedzenie lunchu złożonego z arancini wprawi w zazdrość koleżanki z pracy. Na bank.




wtorek, 10 kwietnia 2012

Tęsknota jest dobra ale makaron lepszy



Najpierw nas przybywało, a teraz jest nas coraz mniej. Przyloty, odloty, przyjazdy, wyjazdy.  Od poprzedniego czwartku codziennie ktoś przyjeżdżał.  A od wczoraj najpierw żegnaliśmy się na lotnisku a potem machaliśmy tym, którzy wyjeżdżali. Święta obecnie to dni bardzo intensywne. Nie ma mowy o jakimkolwiek marnowaniu czasu.  Kiedy przychodzi wieczór ostatniego świątecznego dnia, okazuje się, że bardzo szybko zaczynamy znowu tęsknić. Zawsze jest za krótko,  zawsze jest za mało. I zawsze pada to samo pytanie :”a może nie pojadę?” Pytanie czysto retoryczne, bo i my  i Ona wiemy doskonale, że trzeba spakować zawsze za ciężką walizkę. Coraz mniej domu coraz więcej świata. Chociaż rozsądek mówi, że taka jest kolej rzeczy, to, no cóż…. dobrze jest od czasu do czasu sobie popłakać.  I tęsknić do następnego spotkania.
Jacy jesteśmy pokomplikowani. Niby wiemy,  że zmiany są nieuchronne i że nie można życia spędzić w szafie, ale niekiedy do niej tęsknimy.
Zostały resztki mazurków. Baba czeka na swoje drugie wcielenie jako pudding. Wędliny porozdzielane między domowników. Jedynie ci, którzy polecieli za wodę, zabrali ze sobą tylko pełne brzuchy i świąteczne prezenty. Kuchnia indyjska nie zmieściła się w bagażu, bo zawsze trzeba z czegoś zrezygnować. Szczęściara Daria mogła zabrać nie tylko pasztet ale i swoje czerwone cudo.  Ona w godzinę będzie w domu. A mimo to daleko.  Och. czeka się na te wspólne dni, a one potem nabierają takiej prędkości,  jakby chciały dotrzeć  jak najszybciej do kolejnych świat.  A ja chciałabym, żeby święta trwały jak najdłużej. I nie mam na myśli Świąt, tylko czas spędzany z wszystkimi, których kocham.

Dobra. Starczy tego roztkliwiania się nad sobą. W końcu nie ja jedna tęsknię. A to, że dziś jest wtorek znaczy, że do następnego spotkania jest o jeden dzień bliżej.  I tak trzymać. Pozytywnie.
A w myśleniu pozytywnym bardzo pomocny jest makaron. Zresztą, jeśli jest smutno, dobry jest makaron. Kiedy jest radośnie, dobry jest makaron. Czy makaron bywa nietrafiony? Nigdy.
Myśląc o Włochach widzicie ludzi radosnych czy smutnych? No, właśnie. Oto odpowiedź.
Czyli robimy makaron.  Taki, który jest aromatyczny, sycący i bardzo, bardzo poprawiający nastrój.



Makaron z czterema serami
(dwie porcje)

pół szklanki mleka
40 g gorgonzoli
2 łyżki cheddara
2 łyżki szczypiorku
2 szczypty wędzonej papryki (lub pieprzu kajeńskiego)
1 kulka mozzarelli
2 łyżki parmezanu
2 szklanki makaronu penne ,świderki lub tortiglioni
sól, pieprz

Przygotowujemy cztery miseczki na sery. Gorgonzolę i mozzarellę  kroimy w kostkę, cheddar i parmezan ścieramy na tarce.
W rondelku podgrzewamy mleko i dodajemy gorgonzolę i cheddar. Delikatnie rozpuszczamy sery w mleku na małym ogniu. Doprawiamy pieprzem i wędzoną papryką.
Gotujemy wodę z łyżeczką soli w dużym garnku. Makaron wrzucamy do garnka i gotujemy al dente.
Odcedzamy makaron i wlewamy sos serowy. Dodajemy mozzarellę i parmezan. Posypujemy drobno pokrojonym szczypiorkiem i pieprzem. Mieszamy aby sos zgęstniał.
Podajemy na ciepłych talerzach, aby danie nie ostygło.



Taki makaron dobrze jest zjeść w towarzystwie. Jeżeli jednak będziecie tylko we dwoje, czyli danie i wy, to wyobraźcie sobie, że następnym razem znów będzie tłoczno i gwarno.



Smacznego