Rezygnacja to odpowiednie słowo w tej
sytuacji.
Moje koty ogarnęła rezygnacja. Po
kilku tygodniach gorączkowego szaleństwa i niespełnionych
oczekiwań postanowiły pogodzić się z losem.
Kiedy w lutym zagrzało słońce i dni
zrobiły się zauważalnie dłuższe, koty uznały, że pora porzucić
zimowe rozleniwienie i zacząć pakować myszki, gumki, miseczki i
futerka. Zaczęły poszukiwać magicznych drzwi, za którymi będzie
trawa, motylki i słoneczny kaloryferek. Na próżno.
Citka do dziś szuka wiosny za zasłoną
w sypialni. Orlando okupuje każde drzwi w domu. Te w kuchennej
szafce są równie dobre jak te na korytarz. Za każdymi drzwiami
mieszka nadzieja.
A właściwie mieszkała, bo od dwóch
dni koty zapadły w sen zimowy. Nawet ulubiona gonitwa za gumką nie
jest w stanie wzbudzić w nich zainteresowania. U ludzi to się
nazywa przygnębienie. To pierwszy krok do depresji. Czy koty mają
depresję? Wolę nie sprawdzać. Głaszczę te moje futra, pocieszam
ale wiem, że dopiero czwartek zmieni sytuację ze smutnej na
szczęśliwą.
W czwartek jest ten dzień. Pierwszy
dzień wolności. Zapowiedzi pogodowe wyglądają obiecująco a koty
nic o tym nie wiedzą. Nie wiedzą, że jadą. Nie podejrzewają, że
zostaną otwarte te właściwe drzwi. Niech śpią póki co. Od
czwartku spanie będzie ostatnim co im przyjdzie do łebków w
najbliższym czasie. Populację myszy trzeba będzie sprawdzić,
wiewiórki w sadzie odwiedzić, każdą dziurę krecią przypilnować,
no i odwiedzić sąsiadów. Koniec zimy, koniec nudy, koniec
czekania.
Kolejny sezon poza miejski zostanie
otwarty.
Dla mnie to mobilizacja, bo nigdy nie
wiadomo co zastanę na miejscu. Czy internet będzie działać? Czy
rury przetrwały styczniowe mrozy? Czy ilość biedronek za
okiennicami nie przekroczyła masy krytycznej? I czy komuś do
lepkich rączek nie przykleił się któryś z moich wypieszczonych
krzaczków?
Najważniejsze jednak jest co innego.
Czwartkowy wyjazd jest pokazaniem środkowego palca zimie (wybaczcie,
proszę). Teraz już nic nie jest w stanie mnie zniechęcić.
Póki jeszcze mam pod kontrolą cały
zapas kuchennych skarbów, mogę się pokusić o zrobienie czegoś
egzotycznego.
W „majątku” wszystko trzeba będzie
odbudować: i spiżarnię, i lodówkę i zamrażarkę. Na razie nawet
światło w nich nie mieszka. Wszystko w swoim czasie.
A dziś jeszcze korzystam z tego co mam
pod ręką.
Makaron soba z wodorostami
(na dwie porcje)
150 g makaronu soba (czyli gryczanego)
1 łyżeczka drobno pokrojonego
marynowanego* imbiru
2 łyżki suszonych wodorostów
kilka pieczarek
pół łyżeczki oleju sezamowego
2 łyżeczki pokrojonej dymki
3 łyżki jasnego sosu sojowego
pół łyżeczki pasty wasabi
1/3 szklanki bulionu rybnego
To okrągłe, dziurawe na zdjęciach to suszony korzeń lotosu. Nie ma on znaczenia dla smaku potrawy, za to ładnie się prezentuje. Dodałam, bo znalazłam wśród zapasów, pomińcie go z czystym sumieniem.
Makaron soba gotujemy zgodnie z
instrukcją. Przelewamy zimną wodą i odstawiamy na bok. Wodorosty
zalewamy kilka łyżkami rosołu rybnego.
Zagotowujemy resztę bulionu, wrzucamy
do niego pokrojone grzyby. Wyłączamy ogień i dodajemy sos sojowy,
pastę wasabi i olej sezamowy.
Do miseczek z makaronem wkładamy
pokrojoną dymkę i kawałki pokrojonego imbiru. Dodajemy wodorosty.
Wlewamy mieszankę rosołu z przyprawami. Podajemy jako lekką przekąskę.
Wszystkie składniki można kupić w
sklepach internetowych lub w supermarketach w dziale z Kuchniami
Świata.
Marynowany imbir można zrobić samemu.
Marynowany imbir:
150 ml octu ryżowego
2 łyżki soku z buraków
100 g cukru
1 łyżeczka soli
Imbir obrać, pokroić na bardzo
cieniutkie plasterki. Mandolina jest tutaj nie zastąpiona. Zasypać
imbir solą, wymieszać i włożyć na noc do lodówki. Następnego
dnia odsączyć, odlać płyn, włożyć do słoika. Zagotować ocet
z cukrem. Kiedy nieco wystygnie zalać imbir ciepłą zalewą.
Zakręcić i odłożyć na kilka dni. Potem używać np. do sushi.
Smacznego
Czyli wiosna na dobre! Nastepnie wpisy beda juz na zieleniacej sie trawce! Makaron spowodowal ze zglodnialam.
OdpowiedzUsuńTygrysek cudny,proszę o więcej.majka.
OdpowiedzUsuńZawsze kusiła mnie orientalna kuchnia, ale nigdy nie miałam odwagi spróbować. Sama nie wiem czemu. Tu u Ciebie, wygląda to niezwykle zachwycająco i kusząco :)
OdpowiedzUsuń