Zawsze zastanawiam się jak zachęcić kogoś do sięgnięcia po egzotyczne smaki. Pomijam doświadczonych
wyjadaczy, bo oni żadnych porad ani zachęt nie potrzebują.
Podejrzewam, że zerknięcie na spis
składników do takiego na przekład makaronu Pad Thai może na pierwszy rzut
oka zniechęcić. Tyle składników! Gdzie je kupić? Co zrobić
z resztą? I czy będzie mi to smakować?
Najłatwiej jest odpowiedzieć na
ostatnie pytanie. Jeśli nie spróbujecie, nie będziecie wiedzieli.
Odpowiedzi na resztę wątpliwości też nie są skomplikowane.
Na początku każdego początku jest
niepewność. Ale zaprawiona ciekawością. Nie wierzę, że osoby
odwiedzające kulinarne blogi podchodzą do kuchennych akrobacji
tylko teoretycznie.
Podam przekład.
Czytam, że w skład sosu pomidorowego
chodzi anyż. Sama robię sos pomidorowy od lat. Ale szczytem moich
szaleństw jest dodanie bazylii czy oregano. Dodanie anyżu uruchamia
moją wyobraźnię. Kuchnia to nie strefa wojny. Można sobie
pozwolić na nonszalancję. Dodamy anyżu i zobaczymy co z tego
wyniknie. Otóż ta decyzja zmieniła mój sos pomidorowy na zawsze.
Powiem więcej, kolejnym krokiem był eksperyment z wanilią.
Może więc warto czasami zejść ze
znanej ścieżki i zaryzykować. Choć słowo „ryzyko” jest użyte
bardzo na wyrost.
Po co ja to wszystko piszę? Ponieważ
makaron Pad Thai jest tak dobry, że próbuję każdego namówić na
zrobienie go we własnej kuchni.
Jeśli ktoś ma wątpliwości gdzie
kupi składniki, to każdy supermarket zrealizuje waszą listę
zakupową. W dziele „kuchnie świata” znajdziecie wszystko. A
jeżeli na zdobędziecie np. makaronu soba, to spokojnie użyjcie
innych nitek. Nie startujecie w konkursie MasterChef. Nikt was nie
będzie oceniał.
Co począć zresztą sosów? Większość
sosów używanych w kuchniach Azji może sobie postać na półce i
poczekać na kolejny wasz krok. Może do kurczaka użyjecie sosu
sojowego i zrobicie wersję teriyaki? Lub znudzi wam się mizeria z ogórka i zamiast śmietany dodacie do niego sosu rybnego. Możliwości
jest ocean. Tylko trzeba do niego wejść. Potem będzie tylko
przyjemniej i smakowiciej.
Pad Thai w stylu Phuket
2 łyżki oleju arachidowego
2 łyżki orzeszków ziemnych
kostka tofu pokrojonego na paseczki
3 ząbki czosnku, pokrojonego drobno
1 szalotka pokrojona w piórka
250 g obgotowanych krewetek
1 szklanka ugotowanych różyczek z
brokuła
połowa czerwonej papryki pokrojona na
kawałki
3 łyżki sosu rybnego
1 łyżka ciemnego sosu sojowego
2 łyżki loku z limonki
2 łyżeczki cukru palmowego lub
jasnego cukru brązowego
300 g ugotowanego makaronu soba (może
być też szeroki ryżowy)
1 szklanka kiełków sojowych
zielona cebulka, pocięta
liście świeżej kolendry
Rozgrzewamy patelnię i zanim wlejemy
olej, na suchej patelni prażymy orzeszki ziemne aż staną się
złote. Pilnujemy ich jak oka w głowie, bo chwila zamyślenia i
orzeszki będzie można wyrzucić. Uprażone orzeszki przekładamy do
blendera i mielimy na mniejsze kawałki (ja robię to w moździerzu,
mam większą kontrolę nad wielkością kawałków).
Na patelnię wlewamy olej. Smażymy
plastry tofu aż do zbrązowienia. Odkładamy usmażone tofu i na
rozgrzanym oleju smażymy cebulę, paprykę, czosnek. Kiedy warzywa
będą lekko podsmażone dodajemy krewetki i smażymy jeszcze minutę.
W miseczce mieszamy sos rybny, sojowy,
sok z limonki, cukier. Wlewamy na patelnię z krewetkami. Mieszamy,
zagotowujemy.
Ugotowany makaron dodajemy na patelnię
z krewetkami. Dobrze mieszamy aby makaron wymieszał się z sosem.
Dodajemy kiełki i kawałki ugotowanego brokuła. Smażymy kolejną
minutę. Dorzucamy tofu.
Przekładamy makaron do miski i
posypujemy kolendrą, cebulką i uprażonymi orzeszkami ziemnymi.
W Phukecie taki makaron podaje się
zazwyczaj na jajecznym omlecie.
Smacznego
Robię bardzo podobnie i też uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńOjej, ale pyszności, zawsze potrafisz zachęcić człowieka do spróbowania czegoś nowego, innego, ciekawego i..egzotycznego, jak w tym przypadku. A tak wogóle to myślałam,że znów gdzieś zniknęłaś. Cieszę się,że jednak jesteś i mam nadzieję,że...wszystko u Was ok.Z serdecznymi pozdrowieniami:))
OdpowiedzUsuńP.s Mam nadzieje,że moja prywatno- osobista przesyłka dotarła:)
Pad Thai lubie tak, ze nawet mi orzeszki w nim nie szkodza! Mniam!
OdpowiedzUsuńMmmm... Pad thai jest rewelacyjny! Zawsze myśląc o nim wracam wspomnieniami na ulice Bangkoku, gdzie wielka micha tego makaronu za 5zł z ulicznej garkuchni smakowała lepiej niż większość dań w polskich restauracjach ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś spróbuję Pad Thai u źródeł:)
UsuńUwielbiam pad thai. Też polecałabym go każdemu :) A przypraw i sosów azjatyckich nie należy się bać, można je wykorzystać do mnóstwa dań. Nawet tych bardziej "polskich" :) Moja mama dzięki mnie poznała trochę różnych sosów i teraz np farsz do gołąbków doprawia sosem sojowym :)
OdpowiedzUsuń