Co wolicie? Rybę o smaku ciasta czy
ciasto o smaku ryby?
Pewna mądra kobieta rozmawiając ze
mną o wymarzonej kuchni, podzieliła się ze mną dobrą radą: w
kuchni zamontuj sobie dwa piekarniki.
Ciekawe po co? Raczej nie piekę
czterech ciast jednocześnie. Nie urządzam siedzonych przyjęć na
dwa tuziny gości. Nie widziałam żadnego uzasadniania dla takiej
fanaberii.
Do dzisiaj. Dziś jest ten dzień, w
którym w duchu przyznałam jej rację.
Tak się złożyło, że w jednym
czasie i w tym samym miejscu spotkały się ryba i ciasto.
Piekarnik mam jeden. Na dodatek kulawy.
Nikt nie wie jaka temperatura w nim panuje i z której strony dziś
będzie grzało. Dzięki niemu mogę bezustannie ćwiczyć
cierpliwość, szlifować intuicję i
porażki kulinarne tłumaczyć
szwankującym sprzętem.
Ale mam tylko jego i on musi mi
wystarczyć (przynajmniej na razie).
Jak upiec jednocześnie rybę i ciasto?
Co jest ważniejsze, obiad czy deser?
Musiałam mieć głupią minę stojąc
przed tym bogu ducha winnym piekarnikiem. Co upiec najpierw? I czy
to, co się upiecze zostawi swój ślad? I na jak długo?
Padło na rybę. W końcu piecze się
krócej. Wątpliwości co do aromatu ciasta postanowiłam na razie
ignorować.
Ryba się upiekła i jak to ryba
pachniała w całym domu. Do ciepłego jeszcze piekarnika włożyłam
blaszkę z ciastem i czekałam na efekty.
Braki z chemii i fizyki prześladują
mnie całe życie. Tym razem również nie miałam bladego pojęcia
jak wysoka temperatura działa w sferze aromatycznej. Wsadziłam nos
w upieczoną foremkę i...nic.
Zero ryby. Tylko czekolada i słodycz.
Byłam nawet nieco rozczarowana. Takie
doświadczenie nie zdarza mi się co dzień.
Ryba pozostała rybą a ciasto było
ciastem. Może to i dobrze?
Brownie z solą i batonikiem
karmelowym*
200 g masła
200 g czekolady 70%, połamanej na
kawałki
125 g cukru pudru
4 jajka, rozbełtane
1 łyżeczka wanilii
125 g mąki, przesianej przez sito
1 łyżka kakao
1 łyżeczka gruboziarnistej soli
125 g batoników karmelowych (np.
Marsów), pokrojonych na kawałki
Rozgrzewamy piec do 170 stopni. Blaszkę
20 na 17 cm wykładamy papierem do pieczenia.
Topimy masło na małym ogniu i do
stopionego dodajemy połamaną czekoladę. Mieszamy do rozpuszczenia
się czekolady. Studzimy. Ubijamy jajka z cukrem i wanilią. Do jajek
wlewamy masę czekoladową. Dosypujemy mąkę i kakao. Na samym końcu
dodajemy sól. Mieszamy i wylewamy masę na blaszkę. Rozrzucamy po
wierzchu pokrojone batoniki i łyżką wciskamy je w ciasto.
Pieczemy brownie 25-30 minut.
Są pyszne z szklanką mleka lub gałką
lodów bananowych.
*Jak widzicie cierpliwość nie jest
moją domeną. Poprzednio pisałam, że w lutowym Delicious znalazłam
ciastka. które mnie zachwyciły Zamiast batonów karmelowych
zastosowano w nich coś, co nazywa się Rolos. Wytrzymałam tydzień
kombinując jak te Rolosy zamienić. Nie wiem jak smakują te
oryginalne, ale moje były bardzo dobre. Idealne do pogryzania w
trakcie oglądania ulubionego filmu.
Smacznego
a już myślałam, że jednak wyszło ciasto o smaku ryby ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie:))
Usuńno raczej…;). świetny przepis:). pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuńDziękuję i też pozdrawiam serdecznie:))
Usuńciasto o smaku ryby nie wyjdzie, bo to czekolada ma silniejsze olejki zapachowe i miazga kakaowa pod wpływem ciepła uwalnia ich wiele więcej niż ryba. Znowu rybie zapachy są zbyt silne, by czekolada je pokonała. Stąd taki wynik.
OdpowiedzUsuńAle brownies super!
O. I to się nazywa fachowe podejście do sprawy. Dziękuję ci pięknie, bo moja wiedza zdecydowanie kuleje:) I pozdrawiam bardzo:))
UsuńHa, ha ha prawie dalam sie nabrać, ale nie do konca, wiedzialam jednak, ze czekolada wygra z zapachem ryby i dobrze, bo nie wiem, czy ktos by sie znalazl co by rybne ciasto zjadł..Ale moze byloby to ciekawe w smaku, zapachu i kwintesencji podania.Pozdrawiam Was wiosennie:)
OdpowiedzUsuńPewna obawa była. Ale na szczęście wszystko smakowało jak powinno. Też was pozdrawiamy wiosennie:))
UsuńZ ciastem się udało :)
OdpowiedzUsuńkuzynka suszyła grzyby w wędzarni wędlin i o ile później wędzone mięsiwa zyskały, to grzyby niestety nie. Tak suszone grzybki do dań mięsnych jeszcze ujdą, ale już w barszczu czerwonym nie, myślałam, że mama ugotowała barszcz na wodzie po odgrzewanych parówkach :)))
To najlepszy dowód na to, że w kuchni też trzeba uważać z eksperymentami:)) Pozdrawiam serdecznie:))
UsuńLimoneczko kochana,uwielbiam Cię czytać to co pieczesz i gotujesz to poezja ale Twoje opisy to majstersztyk,proszę jeszcze.W domu na końcu jakoś pusto od 9 lutego nic nie napisałaś a , ja czekam i czekam i czekam.Całuski.Majka.
OdpowiedzUsuńMasz rację, muszę się poprawić, bo dom na końcu jakiś taki opuszczony.
UsuńDzięki, że znalazłaś czas na odwiedziny u mnie. Ściskam cię serdecznie
Rybne brownie moglyby wlasciwie zrobic kariere. A juz czekoladowa ryba to na pewno!
OdpowiedzUsuń