piątek, 28 lutego 2014

Ryba to nie ciasto czyli brownie z solą i batonikiem karmelowym

























Co wolicie? Rybę o smaku ciasta czy ciasto o smaku ryby?
Pewna mądra kobieta rozmawiając ze mną o wymarzonej kuchni, podzieliła się ze mną dobrą radą: w kuchni zamontuj sobie dwa piekarniki.
Ciekawe po co? Raczej nie piekę czterech ciast jednocześnie. Nie urządzam siedzonych przyjęć na dwa tuziny gości. Nie widziałam żadnego uzasadniania dla takiej fanaberii.
Do dzisiaj. Dziś jest ten dzień, w którym w duchu przyznałam jej rację.
Tak się złożyło, że w jednym czasie i w tym samym miejscu spotkały się ryba i ciasto.
Piekarnik mam jeden. Na dodatek kulawy. Nikt nie wie jaka temperatura w nim panuje i z której strony dziś będzie grzało. Dzięki niemu mogę bezustannie ćwiczyć cierpliwość, szlifować intuicję i
porażki kulinarne tłumaczyć szwankującym sprzętem.
Ale mam tylko jego i on musi mi wystarczyć (przynajmniej na razie).
Jak upiec jednocześnie rybę i ciasto? Co jest ważniejsze, obiad czy deser?
Musiałam mieć głupią minę stojąc przed tym bogu ducha winnym piekarnikiem. Co upiec najpierw? I czy to, co się upiecze zostawi swój ślad? I na jak długo?
Padło na rybę. W końcu piecze się krócej. Wątpliwości co do aromatu ciasta postanowiłam na razie ignorować.
Ryba się upiekła i jak to ryba pachniała w całym domu. Do ciepłego jeszcze piekarnika włożyłam blaszkę z ciastem i czekałam na efekty.
Braki z chemii i fizyki prześladują mnie całe życie. Tym razem również nie miałam bladego pojęcia jak wysoka temperatura działa w sferze aromatycznej. Wsadziłam nos w upieczoną foremkę i...nic.
Zero ryby. Tylko czekolada i słodycz.
Byłam nawet nieco rozczarowana. Takie doświadczenie nie zdarza mi się co dzień.
Ryba pozostała rybą a ciasto było ciastem. Może to i dobrze?























Brownie z solą i batonikiem karmelowym*

200 g masła
200 g czekolady 70%, połamanej na kawałki
125 g cukru pudru
4 jajka, rozbełtane
1 łyżeczka wanilii
125 g mąki, przesianej przez sito
1 łyżka kakao
1 łyżeczka gruboziarnistej soli
125 g batoników karmelowych (np. Marsów), pokrojonych na kawałki

Rozgrzewamy piec do 170 stopni. Blaszkę 20 na 17 cm wykładamy papierem do pieczenia.
Topimy masło na małym ogniu i do stopionego dodajemy połamaną czekoladę. Mieszamy do rozpuszczenia się czekolady. Studzimy. Ubijamy jajka z cukrem i wanilią. Do jajek wlewamy masę czekoladową. Dosypujemy mąkę i kakao. Na samym końcu dodajemy sól. Mieszamy i wylewamy masę na blaszkę. Rozrzucamy po wierzchu pokrojone batoniki i łyżką wciskamy je w ciasto.
Pieczemy brownie 25-30 minut.
Są pyszne z szklanką mleka lub gałką lodów bananowych.




*Jak widzicie cierpliwość nie jest moją domeną. Poprzednio pisałam, że w lutowym Delicious znalazłam ciastka. które mnie zachwyciły Zamiast batonów karmelowych zastosowano w nich coś, co nazywa się Rolos. Wytrzymałam tydzień kombinując jak te Rolosy zamienić. Nie wiem jak smakują te oryginalne, ale moje były bardzo dobre. Idealne do pogryzania w trakcie oglądania ulubionego filmu.


Smacznego

13 komentarzy:

  1. a już myślałam, że jednak wyszło ciasto o smaku ryby ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no raczej…;). świetny przepis:). pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciasto o smaku ryby nie wyjdzie, bo to czekolada ma silniejsze olejki zapachowe i miazga kakaowa pod wpływem ciepła uwalnia ich wiele więcej niż ryba. Znowu rybie zapachy są zbyt silne, by czekolada je pokonała. Stąd taki wynik.
    Ale brownies super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O. I to się nazywa fachowe podejście do sprawy. Dziękuję ci pięknie, bo moja wiedza zdecydowanie kuleje:) I pozdrawiam bardzo:))

      Usuń
  4. Ha, ha ha prawie dalam sie nabrać, ale nie do konca, wiedzialam jednak, ze czekolada wygra z zapachem ryby i dobrze, bo nie wiem, czy ktos by sie znalazl co by rybne ciasto zjadł..Ale moze byloby to ciekawe w smaku, zapachu i kwintesencji podania.Pozdrawiam Was wiosennie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewna obawa była. Ale na szczęście wszystko smakowało jak powinno. Też was pozdrawiamy wiosennie:))

      Usuń
  5. Z ciastem się udało :)
    kuzynka suszyła grzyby w wędzarni wędlin i o ile później wędzone mięsiwa zyskały, to grzyby niestety nie. Tak suszone grzybki do dań mięsnych jeszcze ujdą, ale już w barszczu czerwonym nie, myślałam, że mama ugotowała barszcz na wodzie po odgrzewanych parówkach :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najlepszy dowód na to, że w kuchni też trzeba uważać z eksperymentami:)) Pozdrawiam serdecznie:))

      Usuń
  6. Limoneczko kochana,uwielbiam Cię czytać to co pieczesz i gotujesz to poezja ale Twoje opisy to majstersztyk,proszę jeszcze.W domu na końcu jakoś pusto od 9 lutego nic nie napisałaś a , ja czekam i czekam i czekam.Całuski.Majka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, muszę się poprawić, bo dom na końcu jakiś taki opuszczony.
      Dzięki, że znalazłaś czas na odwiedziny u mnie. Ściskam cię serdecznie

      Usuń
  7. Rybne brownie moglyby wlasciwie zrobic kariere. A juz czekoladowa ryba to na pewno!

    OdpowiedzUsuń