Ruszyła ofensywa odchudzania. Każde
czasopismo czy program radiowy wytyka nam nasze krągłości. Dziś
nawet radio Tok FM przypuściło atak na fałdki i zimowe zapasy
sadełka. Czyli nie jest dobrze. Jak tak dalej pójdzie, to lada
dzień zrzucimy zimowe skóry i błyśniemy w słoneczku ciałkiem.
Czasami zbyt obfitym.
Rusza kampania wspomagaczy, odchudzaczy
i suplementów. Apteki dwoją się i troją. Reklamy obiecują cuda.
Jestem weteranem jeżeli chodzi o
odchudzanie. Odchudzałam się już tyle razy, że mogę śmiało
powiedzieć, że wiem o czym mówię.
I po latach zmagań z samą sobą,
doszłam do odkrywczego wniosku, że odchudzanie to nie kwestia
ilości jedzenia czy kalorii. To kwestia myślenia. Jeżeli sama
siebie nie przekonam, że kolejny batonik z nadzieniem pomarańczowym
w żaden sposób nie poprawi mojej sytuacji, to ograniczanie porcji
na talerzu czy skrupulatne liczenie zda się jak psu na budę.
Zawsze znajdę drogę do półki ze
słodyczami. Zawsze znajdę usprawiedliwienie dla kolejnej porcji
ciasta. Myślę, że każdy nałogowiec w podobny sposób wytłumaczy
swoje powroty do nałogu.
Zasada jest jedna: jeżeli sama
naprawdę nie jestem przekonana o konieczności wbicia się w rozmiar
36, to od razu mogę iść i zamówić sobie podwójną szarlotkę z
lodami waniliowymi.
Zima jest łaskawa dla kształtów.
Kurtki i swetry skutecznie maskują to i owo. Tylko czasami,
zakładając jeansy, mruczę pod nosem, że znów się skurczyły.
Wtedy robię pierwszy krok ku
poprawieniu sytuacji. Nie daje on żadnej gwarancji sukcesu ale
lepsze to, niż pogodzenie się z sobą nieco większą.
Ogłaszam więc dla siebie program:
„38” i biorę się za odchudzanie garów.
Zaczynam makaronem.
Pappardelle z wstążkami marchewki i
cukinii z kozim serem i rozmarynem:
1 cukinia
1 marchewka
4 ząbki czosnku
2 łyżeczki rozmarynu
100 g masła
100 g koziego sera (użyłam słonego
bunca)
sól
pieprz
400 g makaronu pappardelle
W czasie kiedy gotujemy makaron, możemy
zająć się warzywami.
Obraną marchewkę ścieramy obieraczką
do warzyw na wąski paski. To samo robimy z cukinią.
Czosnek obieramy a rozmaryn siekamy na
drobne kawałki.
Rozpuszczamy masło w rondlu i wrzucamy
do niego czosnek, rozmaryn i marchewkę. Gotujemy w maśle 3 minuty i
dodajemy paski cukinii. Trzymamy na ogniu jeszcze 3 minuty, solimy do
smaku i zdejmujemy z pieca.
Ugotowany makaron odcedzamy i dodajemy
do rondla z warzywami. Kruszymy ser kozi. Ważne by ser dodać do
makaronu i warzyw kiedy wszystko jest bardzo gorące. Ser lekko się
stopi (ale wciąż będzie w kawałkach) i sos nabierze kremowej
konsystencji. Posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i podajemy z
sałatką z rukoli.
Smacznego a jutro upiekę pączki
Pękne talerze! a ich zawartość jak zwykle apetyczna, kolorowa i wiosenna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Piekne talerzyki, rzeczywiscie. Nie mam wyrobionego zdania o odchudzaniu - niech kazdy jest taki jaki lubi. Czemu mamy sie poddawac jakiejs presji medialnej...? :/
OdpowiedzUsuńAcha! Makaron wyglada pycha i wiosennie!
OdpowiedzUsuńHa, ha, ale mnie rozbilas tym zdaniem, ze jeansy sie skurczyly.No coś w tym jest i nawet ja sobie to powtarzam, ze..przecież wszystko kiedyś musi sie skurczyć.Grunt to wlasciwe podejscie do siebie i otaczającego świata. wspaniale talerze dzisiaj pokazalaś...a co kooloorowego makaronu...mmmobled.Ja osobiscie lubie kolory w jedzeniu i to mi pomaga. dzisiaj u mnie racuchy...a co:))
OdpowiedzUsuńP.s na zdjeciu to nie ja:))))Serdecznosci:)))