Golonka była maciupeńka. Z tych
niezauważalnych. Prawdziwy golonkożerca nawet by na nią nie
spojrzał. Chyba, że w ramach rozbiegu. Rasowe sztuki (golonek nie
golonkożerców) zaczynają się od kilograma w górę. Ta była
niespełna trzydziesto – dekowa. Czyli prawie nic, a mimo to
wyrzuty sumienia miałam gigantyczne.
Toż to cichy zabójca, bomba z
opóźnionym zapłonem, śmierć na raty, zapychacz, podnosiciel i
sprawca przyszłych kłopotów. Po prostu samo zło.
A jednak nie mogłam od niej oderwać
wzroku. Może dlatego, że była taka malutka. A może z powodu
dłuższej absencji w naszym jadłospisie. Większość naszego menu
w zeszłym roku stanowiły korzonki, roślinki i rybki. Czasem trafił
się jakiś drób. Wieprzowina była „be”. A już golonka,
żeberka, boczusie i brzuszki dostały wilcze bilety i trafiły na
czarną domową listę.
Konsekwencja nasza warta była medalu
za ofiarność.
Do wczoraj. To różowe maleństwo
zarzuciło na mnie wędkę.
Jako wyznawca mądrych myśli Oscara
Wilda stwierdziłam, że „jedynym sposobem pozbycia się pokusy
jest uleganie jej”. Mój cicho piszczący zdrowy rozsądek stawiał
opór krótko. Potem został zagłuszony przez instynkty pierwotne.
Kupiłam golonkę nie do końca będąc
pewną, że ją wykorzystam.
Kiedy rozpakowałam ją w kuchni od
razu wiedziałam, co chcę z nią zrobić. Mało tego, bardzo
konkretnie czułam jej przyszły smak na języku. Wszystkie wyrzuty
sumienia rozwiały się jak sen złoty.
Po upieczeniu była boska. Zachwyt na
szanownym obliczu MMŻ był odpowiedzią na wszystkie moje
wątpliwości. To jest to. Raz w roku golonka to nie zbrodnia. A
nawet jeśli, to tylko na sobie.
W końcu „ wszystko co nam sprawia
przyjemność jest albo zabronione, albo niezdrowe albo niemoralne”.
Jakoś będę musiała z tym żyć:))
golonka w glazurze
1 mała golonka bez kości (wielkości
kobiecej pięści)
1,5 litra bulionu
1 liść laurowy
2 ziarenka ziela angielskiego
glazura:
1 łyżka miodu
1 łyżka musztardy angielskiej
1 łyżka chutney'a z mango
1 łyżeczka Hot Pepper Sauce (lub
Tabasco)
pół łyżeczki utłuczonego pieprzu
ćwierć łyżeczki cynamonu
kilka gałązek tymianku (lub łyżeczka
suszonego)
1 cebula pokrojona w grube plastry
1 jabłko pokrojone w grube plastry
Golonkę czyścimy, myjemy i wkładamy
do garnka z gotującym się bulionem. Dokładamy liść i ziele.
Gotujemy na małym ogniu około 1,5 godziny lub do momentu aż mięso
będzie miękkie. Ugotowaną golonkę wyjmujemy z garnka i studzimy
(z bulionu możemy ugotować pyszny krupnik).
Przygotowujmy glazurę. W rondelku
podgrzewamy miód z musztardą i chutney'em. Dodajemy Hot Pepper
sauce, cynamon, pieprz i oberwane listki tymianku. Mieszamy i
zdejmujemy z ognia.
Golonkę suszymy ręcznikiem papierowym
i smarujemy gorącą glazurą.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni.
Golonkę przekładamy do żaroodpornego naczynia. Na dno kładziemy
pokrojoną w grube plastry cebulę i plastry jabłka a na nich
kładziemy golonkę. Pieczemy 30 minut. Glazura na mięsie powinna
się lekko skarmelizować.
Kroimy gotową golonkę i podajemy z
cebulą i jabłkiem.
Taka mała grzeszna przyjemność. W
końcu, raz się żyje!
Życzę smacznych korzonków, udek czy
słodkości
Limonka litości, ale mnie ślinianki ciągną.
OdpowiedzUsuńW taki ziąb, golonka to nie grzech :) maleńka taka...
Pewnie, ze nie grzech, lepsza maleńka niż duza.....trzeba oko przymknąć z rozkoszować się ucztą podniebienia...:)))
OdpowiedzUsuń"Jesli oparles sie pokusie, to nie Ty byles silny - pokusa byla za slaba" Chyba to w tym przypadku sama prawda :)
OdpowiedzUsuńOch uwielbiam Cię czytać :) A wracając do tematu golonki, rozgrzeszam, czasem przecież można :) Widzę, że i Twój tymianek ma się dobrze. Dziś byłam pogadać z moim, mówi, że nie dał się mrozom :) Na szczęście rozmaryn też mknie ku niebu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń