czwartek, 16 stycznia 2014

Stare listy i zupa fasolowo szpinakowa
























Mija trzeci dzień mojego dobrowolnego zamknięcia. Na początku było nawet przyjemnie. Spałam ile się dało, czułam się zwolniona z wszelakich obowiązków i otaczała mnie atmosfera troski.
Kiedy po 24 godzinach chorowania pod kontrolą (czytaj po wizycie u lekarza) poczułam się lepiej, radość z zamknięcia nieco przybladła.
Kurcze, czemu ja pochopnie obiecałam MMŻ, że będę grzeczna i nie wyjdę z domu przez najbliższe trzy dni. Może trzeba było negocjować. Albo udawać, że się przesłyszało.
Pod koniec drugiego, kiedy przeczytałam trzy czwarte Przygody z owcą Murakamiego, ogarnął mnie zapał do prac fizycznych. Porządkowanie szafy jest pożyteczne i bywa zakończone zaskakującymi znaleziskami. Ja znalazłam na dnie fragment blendera. Nawet mnie to nie zdziwiło. A potem dokopałam się pudła z starymi listami (a jakże, przewiązanymi czerwoną wstążką) i odpłynęłam.
Spotkałam samą siebie tylko w innych czasach i innych okolicznościach. Czy można być zażenowaną samą sobą? Coś, co zrobiłam wieki temu czy może dziś wywoływać rumieniec?
Obiecałam komuś spotkanie. Nie dość, że nie przyszłam, to na dodatek już umawiałam się z kimś innym. Bez słowa wyjaśnienia, bez wyrzutów sumienia. List, który trzymałam w ręce był namacalnym dowodem, że z porzucaniem nie miałam problemów. Oj, młodości, młodości.
Kolejne listy, kolejne historie. Nawet wiersz jakiś znalazłam. Miłosny oczywiście.
Zastanowiłam się nad wyborami dokonanymi w życiu. Na ile zdajemy sobie sprawę z konsekwencji takiej czy innej podjętej decyzji. Robimy coś, piszemy do kogoś i w tej chwili zaczyna się snuć nitka, która wysnuta 20 lat temu, wciąż jest częścią składową naszego życia.
Po latach rzadko odgrzebujemy wspomnienia (chyba, że kombatanckie), bo dzień dzisiejszy jest wystarczająco absorbujący. Jednak wystarczy jeden stary list lub trzy dni przymusowego pobytu w domu i nagle, nieoczekiwanie z szafy wyskakuje kolega z podstawówki lub pierwsza miłość z obozu żeglarskiego. Można się zdumieć. Ja się zdumiałam. Spotkałam samą siebie. Niby ja, ale nie ja. Muszę się nad tym zastanowić.
Na razie porzucam pudło z listami. Tak na marginesie, znalazłam w nim też moje ściągi z matmy na maturę. Chyba mam na dziś dość spotkań po latach.
Poszukam sobie innych atrakcji. Oswojonych, dzisiejszych.























Zupa z fasolką i szpinakiem

1,5 litra bulionu
1 czerwona cebula
1 marchewka
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka harissy
1 łyżeczka kuminu
1 szklanka pomidorów z puszki
1 szklanka fasolki z puszki
2 garści szpinaku
pół szklanki ugotowanej komosy ryżowej lub makaronu orzo
2 łyżki oliwy
dorzuciłam jeszcze dwa plastry grillowanego bakłażana


Na patelni rozgrzewamy oliwę i wsypujemy kumin. Podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę i czosnek oraz paseczki marchewki. Zagotowujemy bulion z pomidorami z puszki. Dodajemy do niego zeszkloną cebulę z czosnkiem i marchewkę. Potem wsypujemy opłukaną fasolkę i komosę lub makaron. Jeśli mamy, dodajemy bakłażan. Doprawiamy harissą oraz solą i pieprzem. Zagotowujemy zupę i na koniec wrzucamy liście szpinaku. Odstawiamy garnek z ognia. Po nalaniu do talerzy, można w niej zanurzyć porwaną na kawałki mozzarellę.




Bardzo aromatyczna zupa i bardzo styczniowa. I w moim przypadku, nie wywołująca żadnych wspomnień.


Ciepłego wieczoru i smacznego wam życzę

3 komentarze:

  1. Limonko...listy...nie tylko miłosne..uwielbiam pisać i czytać i wspominać, to co było i jak było..Lubię wracać do chwil,które pojawiły się w moim życiu.List od Ciebie także czytam, delektuję się wspaniałą papeterią ....i wspominam czas,kiedy to listonosz przyniósł mi wielką paczkę od Ciebie. A dzisiejsza Twoja kulinarna propozycja...byłaby idealna...na mój dzisiejszy dzień. Uwielbiam pomidory, szpinak, mozzarella..MMM.Uwielbiam.Dziękuję Ci kochana...za wspaniałe słowa,które dzisiaj zostawiłaś u mnie..tego mi było trzeba. DZIĘKUJĘ!! I POZDRAWIAM CIEPŁO:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe no tak - jak nie trupy to koledzy z podstawowki w szafie! Jak dobrze, ze trzymamy takie rzeczy w zakamarkach - czasem przeciez fajnie sie na nie natknac :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś jadlam podobna zupkę, ale poza szpinakiem była zmiksowana. A mam pytanie o harissę, jaki ona daje smaczek?

    OdpowiedzUsuń