Znikam znowu na dni kilka. Ale
obiecuje, że w tym miesiącu to już ostatnie (chyba) zniknięcie.
Styczeń nie dość, że jest miesiącem
mocno imprezowym, bo urodzin w nim bez liku, to na dodatek jest
wyjazdowy. Ten wyjazd to trochę obowiązek ale przede wszystkim
przyjemność.
Obowiązek bo nie wypada nie być. A
przyjemność, bo dotyczy jednej z osób najbliższych. Odbieranie
dyplomu to nie przelewki a odbieranie dyplomu za granicą to już
bardzo poważna sprawa.
Pamiętam swoje przywitanie z dyplomem.
Po prostu wezwano mnie do dziekanatu po „odbiór”. Potem
pokwitowanie, wydanie i żegnaj. Żadnych sentymentów, uścisku ręki
czy fanfar. Nawet goździk nie był przewidziany.
A okazuje się, że może być inaczej.
Kilka lat temu przeszliśmy chrzest
bojowy, kiedy starsza Córka odbierała swój dyplom. Już to, że
musiała mieć togę wprawiło nas w zachwyt. Cała oprawa i
ceremonia miała w sobie taką magię, że czuliśmy się jak w
Hogwarcie. Profesorowie ubrani w szaty swoich wydziałów, chór
akademicki, strażnicy z halabardami i wywoływanie każdego
absolwenta z osobna by uścisnąć dłoń rektora robiły piorunujące
wrażenie. A na dodatek trzy rzędu przed nami siedział Daniel Day
Lewis, który też odbierał swój dyplom. O Matko i Córko! Jestem
przekonana, że każdy z absolwentów zapamiętał ten dzień na
zawsze.
Teraz jedziemy na kolejne rozdanie i
już wiemy, że toga została zakupiona, biret zmierzony. Co będzie
dalej, zobaczymy. Chusteczki mam w dużej ilości, bo do twardych
nie należę.
Jak widzicie okazji do świętowania w
ostatnim czasie nie muszę szukać. Same przychodzą stadami.
Tort, który dziś jest na zdjęciach
był tortem urodzinowym. Zrobiony na bardzo precyzyjne zamówienie:
poproszę tort czekoladowo – czekoladowo - czekoladowy. Ni mniej ni
więcej z trzema rodzajami czekolady. Zamawiającą była
zeszłotygodniowa solenizantka i tegotygodniowa absolwentka,
odbierająca w środę swój dyplom.
Jak tu nie upiec tortu dla kogoś
takiego? Z całą przyjemnością i radością.
Tort potrójnie czekoladowy
ciasto:
6 jajek
6 łyżek cukru pudru
6 łyżek pszennej mąki
3 łyżki kakao
krem biały:
200 g białej czekolady
200 ml kremówki
100 g miękkiego masła
kieliszek likieru pomarańczowego (np.Cointreau)
krem ciemny:
200g gorzkiej czekolady
250 ml kremówki
4 łyżki cukru pudru
250 g mascarpone
kieliszek wódki
ganasz z mlecznej czekolady:
200g mlecznej czekolady
200 g kremówki
kieliszek likieru pomarańczowego
Instrukcja obsługi:
Zaczynamy od kremów, bo dobrze im
zrobi kilka godzin w lodówce.
krem biały:
Na garnek z gotującą się wodą
stawiamy miskę. Do niej wlewamy kremówkę i dodajemy połamaną
czekoladę. Rozpuszczamy czekoladę mieszając. Moja rada jest taka.
W momencie zagotowania się wody w garnku można wyłączyć piec.
Czekolada stopi się siłą rozpędu.
Wystudzoną czekoladę kładziemy do
lodówki.
Następnego dnia wyjmujemy czekoladę z
lodówki i ubijamy mikserem. Miękkie masło również ubijamy
mikserem na puszystą masę (tym samym mikserem ale po umyciu
końcówki do ubijania). Do masła dodajemy czekoladę.
Nie będę was oszukiwać, że wszystko
poszło gładko. Otóż nie poszło. Jak zwykle w takich przypadkach,
w trakcie łączenia masła z czekoladą, masa się zwarzyła.
Co się wtedy robi? Nie biega się po
kuchni z obłędem w oku. Nie wywala się wszystkiego do kosza.
Bierze się głęboki oddech i stawia
miskę z nieszczęsnym kremem na garnku z wrzącą wodą i ubija się,
ubija aż masa nabierze znów gładkiego, aksamitnego wyglądu. To
trwa ze dwie minuty. Potem fizyka robi swoje czyli wszystko wraca do
normy. Potem dolewamy likier ciągle mieszając.
krem ciemny:
Pora na zrobienie kremu z ciemnej
czekolady. Zasada jest podobna. Topimy kremówkę z czekoladą.
Chłodzimy, potem ubijamy a potem łączymy z mascarpone i cukrem
pudrem. Ostatnim elementem jest dodanie wódki.
Jeżeli i w tym przypadku, krem będzie
miał skłonności do rozwarstwiania, użyjcie sposobu z
podgrzewaniem.
Jest sprawdzony i jak dotąd,
niezawodny.
Ostatni element to ganasz z mlecznej
czekolady.
Tu sprawa jest prosta. Topimy czekoladę
z kremówką. Dodajemy likier pomarańczowy i studzimy.
ciasto:
Oddzielamy białka od żółtek.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Formę o średnicy 26 cm
wykładamy papierem do pieczenia (tylko dno).
Ubijamy białka na sztywną pianę.
Dosypujmy cukier puder i ubijamy do całkowitego rozpuszczenia się
cukru. Potem wbijamy po jednym żółtko. Na koniec wyłączamy
mikser i powoli, bez pośpiechu sypiemy mąkę zmieszaną z kakao.
Robimy to delikatnie, żeby nic nie stracić na puszystości masy
jajecznej.
Przekładamy masę do formy,
wyrównujemy powierzchnię i pieczemy 40 minut.
Studzimy biszkopt i zajmujemy się
kremami.
Kiedy już wszystkie elementy układanki
mamy w komplecie, możemy zająć się złożeniem ich w tortową
całość.
Ciasto kroimy na trzy placki. Pierwszy
skrapiamy likierem pomarańczowym i smarujemy białym kremem. Jedną
trzecią kremu zostawiamy. Będzie nam potrzebne posmarowania
wierzchu tortu.
Na białym kremie kładziemy drugi
krążek. Skrapiamy go likierem i smarujemy ciemnym kremem. Na niego
kładziemy trzeci krążek. Znów skrapiamy likierem i smarujemy
resztą białego kremu.
Wstawiamy tort do lodówki. Ganasz
doprowadzamy do stanu półpłynnego, podgrzewając go na garnku z
wrzącą wodą. Tort wyjmujemy z lodówki (pół godziny w chłodzie
mu wystarczy) i smarujemy ganaszem z mlecznej czekolady.
Dekorowanie tortu jest kwestią naszego
gustu i upodobań.
Mój miał mieć czekoladową kokardę.
Niestety, próby ujarzmienia czekolady skończyły się klęską.
W końcu się poddałam i kupiłam
czekoladowe róże.
Solenizantce i tak się podobały. Ale
najważniejsze, że tort smakował jak marzenie. Spełnione.
Mimo deszczowego wieczoru życzę wam pięknego tygodnia i dużo smacznego
Piękny tort na doniosłą okazję. Gratulacje dla Absolwentów!
OdpowiedzUsuńMyślę,że jesteś bardzo dumna ze swoich Absolwentów:))Tort przepiękny i za pewne bardzo smakowity.Powodzenia..i wracaj do nas szczęsliwie:))!!!Pozdrawiam i gratuluję!!!
OdpowiedzUsuńJa cie nie moge - jaki tort! Dekoracje super a jak ma w sobie na dodatek trzy rodzaje czekolady to juz w ogole stanelabym w kolejce!
OdpowiedzUsuńGratuluję wszystkiego,wspaniałych córeczek jak i talentu cukierniczego.Majka.P.S.MyślałAm,że w zimie będę miała więcej czasu, o naiwności.Szczęśliwego powrotu do domciu .Gorąco pozdrawiam.Majka
OdpowiedzUsuń13 lat temu mój młodszy syn i my razem z nim uczestniczyliśmy w takim rozdaniu dyplomu ukończenia uczelni,toga i biret do dzisiaj wiszą w szafie w pokoju syna.Niestety od 12 lat mieszka bardzooooo daleko.Starszy ukończył z wyróżnieniem ale na jego uczelni nie bylo już togi niestety nie dojechaliśmy,dlatego rozumiem Limoneczko Twój zapas chusteczek.Gratulacje.Majka.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ten tort! Musiał być przepyszny :)
OdpowiedzUsuń