Przyjemne na pozór czynności mogą się okazać pułapką.
No, bo czy może być coś przyjemniejszego w sobotnie
przedpołudnie niż przelewanie, mieszanie, smakowanie nalewek?
Niejedna dusza westchnie: takiej to dobrze.
Tylko na pierwszy rzut oka. Dalej bywa niebezpiecznie.
Sobota od wczesnego rana była jak marzenie. Koniec ze słowem
„muszę”. Dziś używam tylko słowa „mogę” i „chcę”.
Śniadanie, pogaduszki, przeciąganie się w fotelach, zapach
kawy. Same przyjemności.
Na fali tych przyjemności postanowiłam wziąć się za porządki
w nalewkach. Zapasy butelkowe stoją od kilku lat w szafce. Czas by nieco
ogarnąć nasz spirytusowy rozgardiasz, pomyślałam. Z uporem maniaka ładuję do
słojów kolejne pokolenia truskawek, porzeczek, wiśni i aronii. Zastępy butelek
rosną i powoli wymykają się z pod kontroli. Zeszłoroczne zapasy nawet nie
opuściły słoików, bo inne rzeczy były ważniejsze. Na szczęście nalewce
leżakowanie przez 12 miesięcy może tylko pomóc a nie zaszkodzić. My też nie
byliśmy zagrożeniem dla zapasów, bo komu by się chciało jechać zimą ponad 60
kilometrów, żeby się napić kieliszeczek aroniówki. Nalewki stoją w domu pod
lasem, a ten zimą odwiedzają tylko sarny i dziki.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Stół zajęły słoje, butelki,
sitka i jeden kieliszek. Testowy. Przecież muszę wiedzieć co leję do butli!
Zaczęłam od orzechówki. Nie wymagała specjalnych zabiegów i
jeden łyczek wystarczył by nadać jej order pierwszej klasy.
Na drugi ogień poszła nalewka z czarnej porzeczki. Moja
tajna broń. Moja ulubiona.
Tutaj zamarudziłam nieco dłużej a wystawienie certyfikatu
wymagało dogłębnej analizy. Po trzech próbach doszłam do efektu idealnego.
Jeszcze tylko etykieta na butelkę i można się skupić na wiśniówce.
Słabiutka jakaś się okazała. Kolejna butelka również. Czyli
należałoby ją wzmocnić. Wzmocniona wiśniówka wymagała degustacji.
Poczułam zmęczenie. Dopiero trzy nalewki a ja już mam słabe
nogi. To zapewne trudy minionego tygodnia.
Następne butelki należały do morelówki. Była pyszna. Tak
pyszna, że postanowiłam nagrodzić samą siebie dodatkowym kieliszeczkiem. Nawet
podzieliłam się z domownikami.
Wróciłam do butelek ale jakby z mniejszym entuzjazmem.
Kolejna nalewka to vieux de garcon. Stała sobie w ogromnym słoju od
zeszłorocznej jesieni. Owoce zanurzone w rumie i miodzie. Czas dokonać podziału. Nalewka do butli, owoce
do słoja. Jak nie spróbować rumowej truskawki i miodowej brzoskwini? Miseczka
to nie koniec świata.
Nie wiedziałam, że rozlewanie nalewek to takie wyczerpujące
zajęcie. Musiałam zrobić sobie przerwę. Najlepiej na leżąco.
Rozlałam cztery nalewki. Do końca porządków jeszcze daleko.
Zajęło mi to pół dnia, cześć na przelewaniu, część na spaniu. Nalewki są jednak
niebezpieczne. Niby takie słodkie nic. Ale kiedy jedno nic dodamy do drugiego
nic i wzmocnimy trzecim nic, to okazuje się, że jest tego całkiem sporo. Jak na
jedną głowę.
Reszta soboty upłynęła mi w wstrzemięźliwości. Kolejnym
razem biorąc się za degustację, będę pamiętać, że nie wszystko trzeba robić
dog(ł)ębnie.
Zanim wpadłam w sidła alkoholizmu upiekłam najwspanialsze
ciasto ze śliwkami. Ono było moją zasłoną dymną po nalewkowej wpadce.
To pierwsze śliwkowe ciasto w tym sezonie i już martwię się,
że co będzie dalej, skoro najlepsze już mam za sobą. Nic, będę piekła to
ciasto, póki się nie znudzimy.
Ciasto ze śliwkami i kremem migdałowym:
1 kg śliwek węgierek
pół szklanki cukru
1 łyżeczka cynamonu
Na pierwszy ogień idą śliwki. Dzielimy je na połowy i
wykładamy na blachę. Posypujemy cukrem i cynamonem i pieczemy w piekarniku
rozgrzanym do 180 stopni 40 minut. Studzimy i osączmy na sicie. Płyn z śliwek
odparowujmy do konsystencji gęstego syropu i studzimy. Będzie nam potrzebny do
posmarowania ciasta.
Ciasto półkruche:
2 szklanki mąki
pół kostki zimnego masła
szczypta soli
3 łyżki drobnego cukru
1 jajko
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki zimnej kwaśnej śmietany
2 krople olejku migdałowego
Wszystkie składniki szybko miksujemy, dzielimy na dwie
części, spłaszczamy i zawijamy w folię. Chodzimy w lodówce przez godzinę.
W czasie gdy ciasto się chłodzi robimy krem migdałowy.
Krem migdałowy:
230 g płatków migdałowych zmielonych w mikserze
3 jajka
pół szklanki drobnego cukru
100 g miękkiego masła
2 łyżki likieru amaretto
Ubijamy mikserem jajka z cukrem na puch. Dodajemy płatki,
masło i likier. Wyjmujemy ciasto z lodówki. Jedną częścią wykładamy po
rozwałkowaniu dno i ścianki formy. Smarujemy dno syropem śliwkowym. Następnie
wykładamy krem migdałowy. W krem wtykamy jak najgęściej wcześniej podpieczone
śliwki.
Rozwałkowujmy drugą część ciasta i przykrywamy nią formę
ciastem, kremem i śliwkami. Sklejamy krawędzie, a na górę sypiemy płatki
migdałowe.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni i pieczemy ciasto 45
minut.
Smacznego
Jakie piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńJa nalewki Twoje Limonko oszczędzam i dzielę sie tylko na specjalne okazje ;)
Kolejne czekają na rozlanie:)) Buźka
UsuńJakie piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńJa nalewki Twoje Limonko oszczędzam i dzielę sie tylko na specjalne okazje ;)
po sobotnim weselu taka nalewka dzisiaj by mi się przydała i to bardzo,żeby postawić mnie na nogi.Uściski Majka.Śliwki zawsze i pod każdą postacią,ciasto wygląda zachęcająco i na pewno smakuje obłędnie.Majka.
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńHo ho ho...ale dzisiaj u Ciebie procentowo, ale to dobrze, jesień idzie wielki,i krokami więc....trzeba mieć co nieco:)))Piękne ciasto, wspaniałe zdjęcia. super:))I dziękuję za wszelkie inspiracje obiadowo-podwieczorkowe:)))))buźka:)
OdpowiedzUsuńCudowny dzień! Te nalewki, pyszne ciasto. No i wyrozumiała rodzina rzecz jasna. Zaliczyłam podobny ściągając wino z balona. Pozdrawiam serdecznie (-:
OdpowiedzUsuńCzu śliwki musi się zapiekać ? Szybciej by bylo dać tylko wypestkowane,no ale nie bylo by wyedy tego sosiku;Pozdrawiam smacznie Majka.
OdpowiedzUsuńMasz absolutną rację. Śliwki mogą być surowe. Ale to ciasto wzięło się od pieczonych śliwek, które uwielbiam. Mając miskę takich śliwek przed sobą, pomyślałam, że ciasto z nimi mogłoby być świetne. I nie myliłam się. Było rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem w tym zestawie użyję jeżyn. Już się nie mogę doczekać. Ściskam cię mocno:))
Bardzo zachęciłaś mnie do wypróbowania tego ciasta :) przepis zapisany!
OdpowiedzUsuńnaprawdę zachwycająca kompozycja smaków.
OdpowiedzUsuńWspaniałe ciasto!
OdpowiedzUsuńCo do nalewek, to mam taki system, że zlewam jedną w tygodniu, mniej więcej :)
To wymaga dyscypliny. Ale myślę, że warto wypróbować ten sposób. Jest bezpieczny.:))
UsuńTo ciasto musi być pyszne. Znakomite zestawienie skladników!
OdpowiedzUsuńCiasto super, ale zakochałam się w Twoim talerzyku. O mamoooo, ja też chcę taki!!! :)
OdpowiedzUsuńNa miłość nie ma rady...powiem ci na ucho, że kupiłam go w Home & You na wyprzedaży w Bytomiu. Pozdrawiam gorąco:))
OdpowiedzUsuń