Wszystkiego jest za dużo. Śliwek,
brzoskwiń, jeżyn, malin i grzybów. Piec w kuchni zastawiony
garami. Produkcja przetworów wkroczyła w swoją szczytową fazę.
Jestem człowiekiem niekonsekwentnym,
łamiącym samej sobie składane obietnice.
Łatwo jest obiecywać w czerwcu, że
tym razem zero powideł ze śliwek, żadnych konfitur brzoskwiniowych
a grzyby będę omijać z daleka. Do jesieni były wtedy całe trzy
miesiące i wydawało mi się, że wytrwam w postanowieniu bez
problemu.
Kto się spodziewał, że okoliczne
chaszcze zasypią nas jeżynami i malinami? Czy ktoś podejrzewał,
że na łące pod domem zakwitną (w sensie jak najbardziej
dosłownym) rydze?
I co? Miałam pozwolić się zmarnować
takiemu dobru? Zakasłam rękawy, zaprzęgłam do roboty część
rodziny i jakoś poszło. Tylko teraz końca nie widać. Jeżyny
dalej owocują jak w transie. Zaczynają spadać śliwki. Wiecie co
to znaczy? że nie będę mogła spokojnie przejść przez sad.
W zeszłym roku suszyłam te węgierki
i suszyłam i wydawało mi się, że obdaruję nimi pół miasta.
Teraz zapowiada się podobnie.
Na dodatek znajomi przytaszczyli wór
aronii i wywrotkę cukinii. Zapowiada się długi sezon przetwórczy.
A tu chłód zagląda przez ramię.
Powinnam raczej pakować manatki i ruszać do miasta.
Ktoś ostatnio rozpuścił hiobową
wieść na mojej wsi o przymrozku.
Jak to się dzieje, że ten czas
pędzi jak szalony? Dopiero co wypatrywaliśmy pierwszych poziomek i
zaglądaliśmy bocianom do gniazd a tu z dnia na dzień wszystko
pożółkło, przekwitło lub odleciało. Jesień budzi we mnie
średni entuzjazm. Jakbym była małą myszką, która uwija się
wokół norki i robi zapasy na koniec świata.
Podobno ciśnienie dziś jest rekordowo
niskie. Może ono tłumaczy mój sceptycyzm. Tłukę się garami z
konfiturą jeżynową, rzucam po tarasie obieranymi rydzami. Czuję
irytację, że zbierając ostatnie brzoskwinie zapadam się w dziury
zostawione przez dziki. Ojejku! Jak historia lubi się powtarzać. Co
roku to samo! Śliwki, grzyby, dziki, powrót do miasta, moje
marudzenie. Może rzucić to wszystko w diabły, spakować szpilki,
bikini i krem do opalania, zdefraudować nasze oszczędności i
wyruszyć w świat? A może razem z MMŻ zamiast budować domy i
fabryki, zamiast pakować do słojów rydze w occie zamkniemy dom na
głucho i zostawimy kartkę „ teraz nas nie ma bo pojechaliśmy
znaleźć siebie”.
No i pięknie. Pobuntowałam się
trochę, wypiłam kawę i chyba jest mi lepiej.
Aha, przecież powinien być wpis o
jedzeniu.
Dziś babka ziemniaczana i rydze w
śmietanie.
Babka ziemniaczana:
1 kilogram ziemniaków
2 cebule
4 ząbki czosnku
3 jajka
1 łyżka pszennej mąki
3 łyżki posiekanego koperku
3 łyżki topionego masła
1 łyżeczka soli
sporo pieprzu
szczypta gałki muszkatołowej
1 łyżka oleju
Babkę robi się jak placki. Moja
pierwsza babka była produktem ubocznym właśnie placków
ziemniaczanych.
Trzeba zetrzeć na tarce ziemniaki.
Potem wyłożyć je na sito, żeby nieco odkapały. Cebulę i czosnek
kroimy drobno i szklimy na gorącym oleju. Nieco odwodnione ziemniaki
łączymy z cebulą i czosnkiem. Dodajemy jajka, przyprawy i mąkę.
Wsypujemy koperek i chłodne masło. Mieszamy dokładnie. Foremkę
smarujemy masłem i wlewamy masę ziemniaczaną. Wkładamy do
piekarnika rozgrzanego do 190 stopni i pieczemy godzinę.
Podajemy z kwaśną śmietaną lub jako
dodatek do rydzów.
Rydze* w śmietanie:
kilogram rydzów
1 cebula
1 ząbek czosnku
dwie łyżki natki pietruszki
skórka otarta z połowy cytryny
1 łyżka oliwy
spora szczypta soli
pieprz
1 szklanka śmietany kremówki
Dokładnie myjemy rydze, żeby nic nam
nie zgrzytało między zębami w czasie jedzenia. Osączamy je na
sicie. Na patelni rozgrzewamy oliwę i krótko smażymy pokrojoną w
piórka cebulę i czosnek. Wrzucamy grzyby i smażymy wszystko do
odparowania się wody. Wtedy solimy i pieprzymy rydze. Wlewamy
śmietankę,wsypujemy pietruszkę i skórkę z cytryny. Zagotowujemy
i zdejmujmy z ognia.
Wykładamy na talerze posypując grzyby
jeszcze jedną porcją świeżo mielonego pieprzu.
Podajemy z plastrem babki ziemniaczanej
lub bez niego.
Pozwólcie, że zrobię osobistą
uwagę. Babka ziemniaczana była tu całkowicie zbędna. Same rydze
są tak wyśmienite, że pal licho babkę.
*Rydze można z powodzeniem zastąpić
kurkami czy podgrzybkami. Unikajcie maślaków bo są za mokre do
tego dania.
Smacznego i nieco wyższego ciśnienia
Pyszne! :)
OdpowiedzUsuńMnie od rana zamykają sie uczy, takie to ciśnienie i ciągle mi sie ziewa. a u Ciebie jesiiennie nie tylko w przyrodzie ale i w kuchni....apetycznie i kolorowo i napewno ..ściskam Cię serdecznie:))
OdpowiedzUsuńSame pysznosci i jakie piekne buntowanie sie! Zaloze sie Limonko, ze na sliwki znajda sie chetni :)
OdpowiedzUsuńJak dostanę babkę ziemniaczaną i rydze w śmietanie
OdpowiedzUsuńto mogę przyjechać i pomóc w tym przetwarzaniu;))
Jutro sobota czyli dobry czas na grzyby. Przyjeżdżaj to usmażymy i rydze w śmietanie i powidła śliwkowe. Pozdrawiam cieplutko:))
UsuńZrobię taką babkę :) Bo uwielbiam placki, ale nie lubię w nich smażenia. Więc babka jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńZazdroszę takiej obfitości, ale pewnie pracy przy niej nie mało :)
A rydze uwielbiam, tylko czemu są najdroższe na targu? Szczęście mieć je pod nosem :)