I czy w ogóle zastanawialiście się
kiedyś czy motyle śpią?
Otóż motyle śpią w mojej drewutni.
Nie żartuję.
W mojej drewutni mieszka zazwyczaj
zapas drewna do palenia. Można w niej znaleźć deski, jakieś stare
drzwi, i drąg do strącania owoców z drzew. Kiedy się dobrze
rozejrzeć, to pod sufitem wiszą kokony po jakichś osach lub
szerszeniach. Od czasu do czasu mijamy się w progu z myszą.
Pająkom się nie przyglądam ale
jestem świadoma, że ich ilość też jest niebagatelna.
Co najważniejsze, moja drewutnia jest
ciemna. Nawet w słoneczny dzień panuje w niej półmrok a w
niektórych zakamarkach mrok. Wchodząc do niej wyłączam
wyobraźnię, bo za dużo horrorów w życiu widziałam, żeby nie
czuć lekkiego dreszczyku niepokoju. Moja drewutnia jest stara.
Pamięta czasy kiedy w okolicy nie było ani wody, ani prądu.
Znalazłam w niej przedpotopowe żelazko na duszę i fikuśną
foremkę do ciastek. Jej czas dobiega końca, bo w nadchodzących
zmianach nie będzie na nią miejsca.
Gdzie się podzieją stworzenia, dla
których jest całym uniwersum? Czy można przeprowadzić motyle?
Znalazłam je w najciemniejszym kącie
drewutni. Na ścianie, przytulone do siebie, z zamkniętymi
skrzydłami siedziały ich dziesiątki. Kiedy je odkryłam był
początek września. Czy motyle zapadają w sen zimowy? Czy one
wybrały moją drewutnię przypadkowo czy spędzają w niej kolejny
sezon?
Na zewnątrz motyli już raczej nie
widuję. Rusałki fruwały całymi stadami w sierpniu. Czy te, które
odwiedzały nasze donice, śpią teraz
wśród drewna?
Mądre książki mówią, że nasze
rusałki pawiki zimują w sianie, szczelinach i po dachami. Wszystko
jasne. One sobie znalazły przytulisko na zimę. I chyba już śpią
snem zimowym. W tym czasie będę miała okazję pomyśleć nad ich
przyszłością.
Motyle śpiące i rusałka w pełnej letniej krasie.
Motyle śpiące i rusałka w pełnej letniej krasie.
Skoro temat był dziś tak ulotny i
efemeryczny, to przepis też powinien być subtelny.
3 jajka
3 łyżki cukru pudru
3 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
szczypta soli
Oddzielamy białka od żółtek i
włączamy piekarnik nastawiając temperaturę 180 stopni. Formę do
ciasta wykładamy papierem do pieczenia (tylko dno).
Ubijamy białka ze szczyptą soli na
sztywną pianę. Dosypujemy cukier i ubijamy aż się cukier
rozpuści. Ciągle miksujemy i dodajemy po jednym żółtku.
Wyłączamy mikser. Mąki przesiewamy przez sitko i delikatnie
łączymy z masą jajeczną. Całość wylewamy do formy i wkładamy
do piekarnika na 30 minut. Sprawdźcie patyczkiem czy jest suche.
Wtedy wyłączamy piekarnik i lekko uchylamy drzwiczki. Ciasto
powinno wystygnąć.
Następnego dnia kroimy biszkopt na dwa
placki.
Pora na kremy.
Krem jeżynowy:
3/4 szklanki jeżyn
4 łyżki cukru pudru
250 g mascarpone
200 ml kremówki
2 łyżeczki żelatyny
3 łyżeczki wody do żelatyny
Zalewamy żelatynę zimną wodę do
spęcznienia. Potem stawiamy miseczkę z żelatyną na garnuszek z
gotującą się wodą. Kiedy żelatyna się rozpuści zdejmujemy ją
z ognia.
Jeżyny zasypujemy cukrem i stawiamy na
małym ogniu, żeby się zagotowały. Jeżeli nie lubicie pestek,
przetrzyjcie jeżyny przez sito. Mnie pestki nie przeszkadzają.
Do gorących jeżyn wlewamy
rozpuszczoną żelatynę i mieszamy.
Ubijamy kremówkę i do ubitej śmietany
dodajemy po łyżce mascarpone. Pamiętajcie żeby i śmietana i
serek miały tę samą temperaturę.
Kiedy jeżyny z żelatyną przestygną
stopniowo łączymy je ze śmietaną ubitą z mascarpone. Najlepiej w
osobnej miseczce połączyć łyżkę śmietany i łyżkę jeżyn.
Takie pierwsze spotkanie na szczycie.
Kiedy cały krem jeżynowy jest już
wymieszany, wykładamy go na dolną część biszkoptu. Umieszczamy
biszkopt w pierwszą częścią kremu w lodówce i zajmujemy się
drugim kremem.
Krem malinowy:
3/4 szklanki malin
4 łyżki cukru pudru
300 ml kremówki
2 łyżeczki żelatyny
Krem malinowy jest lżejszy od
jeżynowego, bo bez serka mascarpone. Dlatego krem malinowy będzie
na górze. Robimy go jak krem jeżynowy, pomijając w trakcie
przygotowania serek mascarpone.
Wykładamy go na krem jeżynowy i
przykrywamy drugą częścią biszkoptu. Znów wkładamy do lodówki
i przykrywamy, żeby nie pachniał np. serkiem brie.
Przygotowujemy ostatnią część
ciasta czyli polewę z białej czekolady.
Polewa z białej czekolady:
pół kostki białej czekolady
1/3 szklanki kremówki
Łamiemy czekoladę na kawałki i
wkładamy je do miseczki. Wlewamy 2 łyżki kremówki i stawiamy
miseczkę na garnku z gotującą się wodą. Kiedy czekolada zaczyna
się topić, zdejmujemy miseczkę z garnka i mieszamy czekoladę aż
się rozpuści. Studzimy roztopioną czekoladę.
Resztę kremówki ubijamy na sztywno i
delikatnie łączymy ze stopioną czekoladą.
Wyjmujemy biszkopt w lodówki i
wylewamy na górę polewę czekoladową.
Teraz nie pozostaje nic innego jak
schować ciasto ponownie w lodówce do momentu stężenia wszystkich
kremów.
Wyszło całkiem zgrabnie i lekko. Nie
jesiennie ale raczej wakacyjnie. To dobrze, bo w powodzi rydzów i
spadających śliwek pewna lekkość biszkoptowego bytu jest jak
najbardziej wskazana.
Macham do was i życzę smacznej
niedzieli
jaki piękny ten torcik, prawdziwe słodkie dzieło sztuki! :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się tort, który dla mnie "zrobiłaś"był równie apetyczny i kolorowy...tak jak ten..Motyle, kiedyś ktoś mi powiedział, że tak gdzie motyle, tam i szczęście..więc zaopiekuj się nimi aby zawsze do Ciebie wracały.Serdeczności moja droga koleżanko:)))
OdpowiedzUsuńZ moimi ulubionymi owocami.
OdpowiedzUsuńWspaniały torcik:)
Ale piękny! Nie można się napatrzeć :D Super !
OdpowiedzUsuńPiekny tort! W sam raz pasujacy do motyli. Ale, ze motyle zimuja, to mnie Limonko zaskoczylas. Myslalam, ze koniec lata oznacza krez zycia motyla... A tu taki numer!
OdpowiedzUsuń