Ty nas w końcu otrujesz – powiedział MMŻ.
Rozmowa na temat ewentualnej śmierci z powodu otrucia miała miejsce jakiś czas
temu. Tematem rozmowy były rzeczy rzadko lub wcale przeze mnie w kuchni stosowane.
Rabarbar, szczaw, rzepa, pasternak. O dziwnych przyprawach nie wspomnę. Nawet jeśli sięgałam po nie, to raczej z
ciekawości niż zamiłowania. Po jednorazowych próbach, odkładałam na półkę z
napisem odhaczone i zapominałam o nich.
Ludzie dzielą się na tych co lubią wiedzieć i na tych,
którzy nie muszą wiedzieć. Pralkę doceniam za jej wkład w naszą czystość ale
jak jest zbudowana wiedzieć nie muszę. Tak samo jest z MMŻ. Danie musi
smakować, ale z czego jest zbudowane to wiedza zbędna. Prowadzi to do nieco
błędnych wniosków, że na przykład dynia jest trująca. Nie w sensie dosłownym
ale kulinarnym.
Po wymianie zdań na temat zastosowania szczawiu, doszłam do
wniosku, że czego oko nie widzi tego sercu nie żal. Skoro MMŻ przeżył już ze
mną parę lat w dobrym zdrowiu, to moje eksperymenty widocznie były bezpieczne.
Nie wiedziałam, że najciekawsza przygoda kulinarna dopiero
przed nami.
Sad, rosnący koło domu jest wiekowy. Drzewa częściowo
przeszły w nim na emeryturę. Niektóre nie owocują, niektóre rodzą śliwki, które
występują już tylko w literaturze. Ten smak znają chyba jeszcze nasze babcie.
Śliwka węgierka niespotykana w sklepie.
Okazuje się, że śliwka może być źródłem nie tylko owoców ale
i czegoś jeszcze.
Huba na drzewie nie jest niczym szczególnym w starym sadzie.
Ale huba jaskrawo żółtego koloru wyglądała jak różowy krasnoludek w środku
zielonego lasu. Ignorowałam ją kilka dni. Jaki pożytek może być z grzyba typu
huba?
Dopóki nie zjawiło się Dziecko, które oznajmiło, że wyrósł
nam „chicken of the woods”.
Dziecko jest nieco ekscentryczne, więc nikt specjalnie się
nie zdziwił. Zażądaliśmy wyjaśnień. Te znalazły się w literaturze fachowej. To,
co w obcym języku brzmiało tak intrygująco, po polsku znaczyło ni mniej ni
więcej tylko „żółciak siarkowy”. Ble!
Zjedlibyście coś co nazywa się żółciak? Na dodatek siarkowy?
Never!
I tu popełnilibyście niewybaczalny błąd. Żółciak jest przepyszny.
Wygląda jak dziób Kaczora Donalda a smakuje jak skrzyżowanie kurczaka z mozzarellą. Po usmażeniu.
Nie powiem, żeby nie było dreszczyku emocji, kiedy delikwent
wylądował na talerzu. Oto doskonała ilustracja podejrzeń o otrucie.
Jestem dzielna i zjadłam pierwszy kęs. Rodzina obserwowała
mnie z uwagą. Uczciwie przyznam, że nie wszyscy byli na tyle odważni, żeby spróbować.
I bardzo dobrze, bo było go niewiele.
Teraz obserwuję śliwkę, która zaowocowała kurczakiem w
lesie. Może znów się coś wykluje?
Przepis na chicken in the woods, jeśli kiedyś wam się taki
trafi.
1 (lub wiecej) sztuka grzybka, młodego (stare są niedobre, podobno)
1 ząbek czosnku
1 szalotka
kilka gałązek
tymianku
1 łyżeczka oliwy
2 łyżeczki masła
kromka dobrego chleba
Rozgrzewamy patelnię z masłem i oliwą. Szklimy cebulę i czosnek.
Dorzucamy grzyba pokrojonego na plastry i nieco liści tymianku. Smażymy aż
grzybek nie będzie intensywnie pomarańczowy.
Smarujemy kromkę chleba masłem i kładziemy na nią sałatkę,
rukolę czy roszponkę. Na górę serwujemy plastry grzyba i posypujemy tymiankiem.
Bez obaw, smacznego.
Strasznie Ci zazdroszczę. Uwielbiam takie kulinarne odkrycia. I w dodatku taki piękny!
OdpowiedzUsuńCo to za grzyb ? To rodzaj huby ? Ale większość hub jest trująca. Wygląda bardzo apetycznie, ale nie dziwię się, że rodzina miała obawy o własne zdrowie i życie ;) z grzybami, nigdy nie wiadomo, trzeba się znać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wygląda jak huba a smakuje jak kurczak. Wszyscy przeżyliśmy i mamy ochotę na więcej. A wcześniej przygotowaliśmy się teoretycznie. Nie groziło nam żadne niebezpieczeństwo:)))
UsuńNo podziwiam moja droga, piękny grzyb, piękna potrawa:)))piękny eksperyment,pozdrawiam ciepło i słonecznie:)))
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńJuz dawno chciałam go spróbowac ale u mnie niestety nigdzie go nie widziałam :-)
OdpowiedzUsuńObserwuje i pozdrawiam :-)
U mnie też pojawił się znienacka. Teraz śledzimy ślad po nim na śliwce.
UsuńPrzyjemnych obserwacji. Pozdrawiam serdecznie:))
Alez dziwy! Ja bym takiego grzyba na pewno nie podejrzewala o jadalnosc. A tu prosze!
OdpowiedzUsuńjUŻ PO PRZECZYTANIU KILKU WPISÓW NAPISAŁAM CI ,że Jesteś niesamowita i podtrzymuję to w całej rozciągłości.Jesteś odważna ,no ale jak się ma w odwodzie TAKIE DZIECKO,no to proszę bardzo.Gratuluję odwagi,naprawdę.Ja jestem szalona ,zwariowana MDP mówi ; kiedy ty dorośniesz ?. A ja mu na to ; a po co ? imyślę że chętnie bym spróbowała tej huby,gdybym miała taką możliwość.Gorąco pozdrawiam Ciebie i całą Twoją rodzinkę.Oddana fanka Majka.
OdpowiedzUsuńMajeczko, jesteś niesamowita. Dziękuję ci pięknie za wszystko co do mnie piszesz. I nie dorośnij! Również cię pozdrawiam baaaaaaaaaaaaaaaardzo:))
UsuńCo tam słychać u futrzastych przyjacioł,? Może parę fotek ? Majka.
OdpowiedzUsuńFutrzaste mają się dobrze i fotki będą wkrótce:)
UsuńHmmm powiem Ci, że wygląd ten kurczak ma genialny, ale czy bym go spróbowała? Chyba tak, ale odrobinkę. By wiedzieć. Super, że odkryłaś nam nowy gatunek grzyba. Czuję się znowu mądrzejsza :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńfantastyczne!
OdpowiedzUsuńWow, podziwiam za odwagę. choc z tymi dodatkami to moze tez bym sie skusiła...
OdpowiedzUsuń