Patrzę na kalendarz i doznaję olśnienia. Jesień przyszła! Nie mówię, żebym się jej nie spodziewała, ale jednak mnie zaskoczyła. Taka sytuacja jak z gotującym się mlekiem. Kiedy na nie patrzysz, ani drgnie. A kiedy na moment spuszczasz je z oka, żeby się podrapać, ono kipi z całą swoją mleczną złośliwością.
Tak więc, znów dałam się zaskoczyć.
Może to kwestia nadziei, że w tym roku jesień się spóźni, ktoś
ją odwoła, albo klimat fiknie koziołka.
Od kilkunastu dni wystarczyło wyjść
za próg, żeby nie mieć wątpliwości, że kolejny raz nadzieję
mogę sobie schować do szafy.
Jest żółto, złoto, brązowo.
Paprocie padły na ryjki po ostatnim (jedynym na szczęście)
przymrozku, śliwki walą po głowach a grzybiarze opanowali
okoliczne zarośla. Słoiki się piętrzą, piec pracuje pełną parą
a koty wracają do domu, po całym dniu włóczenia się, otulone
rzepami różnorakiej maści i rozmiaru. Wieczorami odbywa się w
naszym domu stadne wyczesywanie badziewia wszelakiego i dźwięki,
jakie temu towarzyszą są porównywalne do ścieżki dźwiękowej The Walking Dead.
Czyli co? Przyszła ta jesień,
przypełzła, przywlokła się i chyba na jakiś czas zostanie.
Trzeba się pogodzić z rzeczywistością. Żadne tam kobierce
złotych liści i aksamity wrzosu. Jesień to plucha, katar,
rękawiczki i kałuże. Ohyda. Jesień to listopad, ponure poranki i
kaloryfery.
Jesień to początek zimy. To pierwszy
krok w kierunku choinki, zapachu anyżu i pakowania prezentów.
Jesień to krok ku wiośnie. Dziś jest
do niej bliżej niż tydzień temu.
Jestem optymistką czy pesymistką?
Dziś świeci piękne słońce, a
chmury pędzą jak pociąg (to poranne słowa MMŻ). Chyba wyjdę
pogodzić się z jesienią.
I chyba zaproszę was na coś smacznego.
Dyniowe gnocchi:
Są pracochłonne. Nie będę owijać w
bawełnę. Pieczenie, gotowanie, odparowywanie. To wszystko trwa.
Jeżeli nie macie czasu lub ochoty, kupcie gotowe kluski i podajcie z
sosem. Ale wierzcie mi, że warto postać nieco czasu w kuchni
paprając się gnocchiowym ciastem.
Do roboty! Potrzebujemy:
około pół kilograma upieczonej dyni
np. hokkaido
około pół kilograma ugotowanych w
łupinach ziemniaków
niecałą szklankę pszennej mąki
1 jajko
pół szklanki tartego sera (parmezanu
lub cheddara)
2 łyżeczki soli
pół łyżeczki gałki muszkatołowej
Obieramy ziemniaki i przeciskamy przez
praskę. Dynie miksujmy i przekładamy do rondla. Wybierzcie taki, co
do którego macie pewność, że nie przypala. Na małym ogniu
smażymy dynię około pół godziny żeby się odparowała. Im mniej
wody, tym lepiej. Studzimy ziemniaki i dynię.
Bierzemy sporą miskę. Wkładamy do
niej wszystkie składniki gnocchów (wybaczcie pisownię). Mieszamy widelcem a potem
zagniatamy ciasto. Jeżeli jest za miękkie, sypiemy odrobinę mąki.
Z zagniecionego ciasta turlamy wałeczek
i kroimy na porcje wielkości łyżeczki do kawy. Porem nadajemy im
kształt kluseczek. Taka zabawa jak plasteliną.
Zagotowujemy wodę z odrobiną soli i
wrzucamy kilka klusek jako zwiad. Kiedy się ugotują czyli kiedy
wypłyną na powierzchnię sprawdzamy czy smakują tak jak sobie
wymarzyliśmy.
Jeżeli próba wypadnie pomyślnie,
gotujemy resztę.
Sos pomidorowy:
1 puszka pomidorów
2 łyżki oliwy
kilka liści bazylii
1 łyżeczka cukru
pół łyżeczki soli
1 gwiazdka anyżu
W rondlu zagotowujemy pomidory z
wszystkimi dodatkami. Gotujemy na małym ogniu 20 minut. Potem
wyjmujemy anyż i miksujemy sos.
Oj tak, jesien, jesien, niestety..czuć ją jak wchodzi drzwiami i oknami..Też o tym pisałam na blogu. A TWOJA jesien jest w pięknych kolorach...i bardzo smakowita. Szkoda tylko, że pracochłonna i chyba..nie umiałabym tak. Nie umiałabym zrobić gnocchi..chociaż wygląda bardzo apetycznie.A parę dni temu miałam dynię...i już jej nie mam..A przydałaby się..Ha. Nic mi nie pozostaje jak popatrzec, powąchać ekran(może coś poczuje) i zrelaksować się na Twoim Fantastycznym Blogu. Za chwilę biegnę na drugi, zobaczyć czy tam tez wkroczyła..jesień. Serdeczności moja Droga :))
OdpowiedzUsuńLimonko, na szczescie jesien to tez dynie a dynie to gnocchi! Mysle, ze mimo wszystko jestes jednak optymistka i masz racje - do wiosny mamy juz coraz blizej!
OdpowiedzUsuńCoś pysznego :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie takie kluski i gnocchi... A do tego sos i ser, pyycha... Pozdrawiam, gingerbreath.blox.pl
OdpowiedzUsuńOj kuszą te gnochi. Ale jakos ciezko mi sie zmobilizować, żeby takie cuda zrobić. Choć dynia też na mnie patrzy już w kuchni. Ale skończy się chyba na zupie lub makaronie :)
OdpowiedzUsuń