Kto nie lubi dostawać prezentów. Każdy lubi. Szczęścia też
chodzą parami.
Najpierw dostałam sorbetierę a teraz piękną książkę o
robieniu lodów.
Kiedy podchodziłam do moich pierwszych truskawkowych prób,
korzystałam z przepisu z instrukcji obsługi. Lody wyszły świetne. Okazało się,
że ich zrobienie nie jest zastrzeżone tylko dla wtajemniczonych. Można je zrobić z jogurtu, soku, musu
owocowego, mleka i słodkiej wody. Mogą być z jajkami, z kremówką czy z alkoholem.
Ilość kombinacji jest ograniczona tylko
naszą wyobraźnią.
Po tradycyjnych lodach truskawkowych przyszła kolej na
malinowe i pistacjowe. Tak się rozpędziłam, że władowałam do maszynki nawet jogurt
z miodem. To co wyszło smakowało zachwycająco.
I wtedy pojawiła się książka.
A tam takie kwiatki jak lody imbirowe, lody z wielbłądziego
mleka(!), z oliwą, gorgonzolą i miodem, z kolendrą, z melonem i chili.
Odleciałam.
Gdy trafiłam na stronę z lodami ogórkowymi wiedziałam, że
zostanę fanką Claire Kelsey.
Zaczęłam od lodów miodowych, bo doświadczenie z jogurtem
rozbudziło apetyt na więcej.
W donicy rośnie lawenda. Wydawało mi się naturalnym
połączenie tych dwóch na wskroś letnich smaków. Lawendy i miodu.
Oparłam się na przepisie z książki Melt, Ice cream
sensations to make at home, Claire Kelsey
Lody lawendowo miodowe
Tu muszę zrobić jedną dość istotną uwagę. Dotyczy ona
używania miodu i alkoholu w lodach.
Kiedy używacie jednego lub drugiego składnika, dziwicie się,
że mieszanka do lodów mimo usilnych starań nie gęstnieje na piecu a po wyjęciu
z zamrażarki nie jest twarda jak skała.
Otóż sprawcą jest miód lub alkohol. One nie pozwalają mieszance
jajecznej do lodów zgęstnieć a potem
skamienieć.
Rada jest następująca. Dodać mniej cukru. Jeżeli używacie np.
200 g cukru, to dodając miód lub alkohol zmniejszacie ilość cukru o 50 g. Zbyt
duża ilość cukru działa przy robieniu lodów jak piąta kolumna. Szkodzi.To rada
Jamesa Martina.
Wracam do lodów.
375 ml pełnotłustego mleka
375 ml kremówki (użyłam 30%)
2 całe jajka
2 żółtka
240 g miodu
szczypta soli
5 gałązek świeżej lawendy
Lawendę związałam i włożyłam do mieszanki mleka i kremówki.
Podgrzałam mocno ale nie gotowałam.
W tym czasie ubiłam jajka, żółtka i miód ze szczyptą soli.
Do ciągle miksowanej (na wolnych
obrotach, chyba, że chcecie następne pół godziny spędzić na kolanach wycierając
lody z podłogi) masy jajecznej dolewałam wolniutko gorące mleko ze śmietaną.
Lawendy nie wyjmowałam.
Całą miksturę wlałam do sporej miski a tę postawiłam na
garnku z gotującą się wodą. Mieszałam czekając aż wszystko ładnie zgęstnieje.
Nie doczekałam się. Ale wtedy nie znałam tajemniczej zasady dotyczącej miodu
lub alkoholu w lodach.
Zdjęłam tę niezagęszczoną masę z pieca i pozwoliłam jej
wystygnąć. Potem przelałam przez sitko i włożyłam do lodówki.
Kiedy dobrze
oziębła użyłam sorbetiery.
Miałam obawy czy zgęstnieje. Niepotrzebnie. Lody powoli ale nieuchronnie gęstniały. Po
kilku godzinach w zamrażarce były dobrze formowalne. Nie musiałam wołać na pomoc
MMŻ, żeby swym mocarnym ramieniem wyłuskał lody z pudełka.
I smakowały jak letni wieczór. Młodsze dziecko nie miało
najmniejszych problemów z odgadnięciem składników. Trafiło za pierwszym razem:
miód i lawenda.
Już się cieszę na następne eksperymenty. Będą morelowe.
Smacznego
Piękne zdjęcia..wspaniale rady,a lody.....oj mieszkam za daleko aby spróbować,a takich jak Twoje nie znajdę nigdzie.....
OdpowiedzUsuńDziękuję za jak zawsze miłe słowa. Dopiero się rozkręcam w dziedzinie lodowej. Już mnie kręcą inne wyzwania np malinowe z rozmarynem. Już niedługo. Uściski wysyłam:))
Usuńlawenda zawsze nadaje takiego kobiecego, acz tajemniczego aromatu.. do tego jeszcze posmak miodu.. niebiańskie lody :]
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno. Te lody smakują tak...kobieco. Dziękuję za podpowiedź i pozdrawiam bardzo:))
UsuńJak morelowe to polecam w duecie z bazylią :)jakiś rok temu wykombinowałam coś takiego : (http://zapiskiabstrakcyjne.blogspot.fr/2012/07/les-abricots-avec-un-soupcon-de-basilic.html), ale z niecierpliwością czekam na limonkową inspiracje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;D
Mniam. Dałaś mi do myślenia. Bazylia jest stworzona do deserów. Na sto procent ją wykorzystam i już pędzę do ciebie:)) Pozdrawiam:)
UsuńKurcze, Limonko chyba mnie namowisz do lodow! Takie miodowo-lawendowe jadlam kiedys w Oxfordzie (chyba z Toba!) i tesknie za nimi od tego czasu! Mniam!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCoś mi się poplątało pod palcami. Spróbuję jeszcze raz. Moje lawendowe są sto razy lepsze. Ale je już pożarliśmy. Teraz na tapecie są morelowe i malinowe z rozmarynem. Przyjeżdżaj, to cię namówię do lodów:)))
Usuń