piątek, 2 sierpnia 2013

Lody jak letni wieczór lawendowo miodowe




Kto nie lubi dostawać prezentów. Każdy lubi. Szczęścia też chodzą parami.
Najpierw dostałam sorbetierę a teraz piękną książkę o robieniu lodów.
Kiedy podchodziłam do moich pierwszych truskawkowych prób, korzystałam z przepisu z instrukcji obsługi. Lody wyszły świetne. Okazało się, że ich zrobienie nie jest zastrzeżone tylko dla wtajemniczonych.  Można je zrobić z jogurtu, soku, musu owocowego, mleka i słodkiej wody. Mogą być z jajkami, z kremówką czy z alkoholem.  Ilość kombinacji jest ograniczona tylko naszą wyobraźnią.
Po tradycyjnych lodach truskawkowych przyszła kolej na malinowe i pistacjowe. Tak się rozpędziłam, że władowałam do maszynki nawet jogurt z miodem. To co wyszło smakowało zachwycająco.
I wtedy pojawiła się książka.
A tam takie kwiatki jak lody imbirowe, lody z wielbłądziego mleka(!), z oliwą, gorgonzolą i miodem, z kolendrą, z melonem i chili. Odleciałam.
Gdy trafiłam na stronę z lodami ogórkowymi wiedziałam, że zostanę fanką Claire Kelsey.
Zaczęłam od lodów miodowych, bo doświadczenie z jogurtem rozbudziło apetyt na więcej.
W donicy rośnie lawenda. Wydawało mi się naturalnym połączenie tych dwóch na wskroś letnich smaków. Lawendy i miodu.


Oparłam się na przepisie z książki Melt, Ice cream sensations to make at home, Claire Kelsey



Lody lawendowo miodowe

Tu muszę zrobić jedną dość istotną uwagę. Dotyczy ona używania miodu i alkoholu w lodach.
Kiedy używacie jednego lub drugiego składnika, dziwicie się, że mieszanka do lodów mimo usilnych starań nie gęstnieje na piecu a po wyjęciu z zamrażarki nie jest twarda jak skała.
Otóż sprawcą jest miód lub alkohol. One nie pozwalają mieszance jajecznej do lodów zgęstnieć  a potem skamienieć.
Rada jest następująca. Dodać mniej cukru. Jeżeli używacie np. 200 g cukru, to dodając miód lub alkohol zmniejszacie ilość cukru o 50 g. Zbyt duża ilość cukru działa przy robieniu lodów jak piąta kolumna. Szkodzi.To rada Jamesa Martina.

Wracam do lodów.
375 ml pełnotłustego mleka
375 ml kremówki (użyłam 30%)
2 całe jajka
2 żółtka
240 g miodu
szczypta soli
5 gałązek świeżej lawendy

Lawendę związałam i włożyłam do mieszanki mleka i kremówki. Podgrzałam mocno ale nie gotowałam.
W tym czasie ubiłam jajka, żółtka i miód ze szczyptą soli. Do ciągle miksowanej  (na wolnych obrotach, chyba, że chcecie następne pół godziny spędzić na kolanach wycierając lody z podłogi) masy jajecznej dolewałam wolniutko gorące mleko ze śmietaną. Lawendy nie wyjmowałam.
Całą miksturę wlałam do sporej miski a tę postawiłam na garnku z gotującą się wodą. Mieszałam czekając aż wszystko ładnie zgęstnieje. Nie doczekałam się. Ale wtedy nie znałam tajemniczej zasady dotyczącej miodu lub alkoholu w lodach.
Zdjęłam tę niezagęszczoną masę z pieca i pozwoliłam jej wystygnąć. Potem przelałam przez sitko i włożyłam do lodówki. 
Kiedy dobrze oziębła użyłam sorbetiery.


Miałam obawy czy zgęstnieje. Niepotrzebnie.  Lody powoli ale nieuchronnie gęstniały. Po kilku godzinach w zamrażarce były dobrze formowalne. Nie musiałam wołać na pomoc MMŻ, żeby swym mocarnym ramieniem wyłuskał lody z pudełka.
I smakowały jak letni wieczór. Młodsze dziecko nie miało najmniejszych problemów z odgadnięciem składników. Trafiło za pierwszym razem: miód i lawenda.





Już się cieszę na następne eksperymenty. Będą morelowe.

Smacznego

9 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia..wspaniale rady,a lody.....oj mieszkam za daleko aby spróbować,a takich jak Twoje nie znajdę nigdzie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za jak zawsze miłe słowa. Dopiero się rozkręcam w dziedzinie lodowej. Już mnie kręcą inne wyzwania np malinowe z rozmarynem. Już niedługo. Uściski wysyłam:))

      Usuń
  2. lawenda zawsze nadaje takiego kobiecego, acz tajemniczego aromatu.. do tego jeszcze posmak miodu.. niebiańskie lody :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w sedno. Te lody smakują tak...kobieco. Dziękuję za podpowiedź i pozdrawiam bardzo:))

      Usuń
  3. Jak morelowe to polecam w duecie z bazylią :)jakiś rok temu wykombinowałam coś takiego : (http://zapiskiabstrakcyjne.blogspot.fr/2012/07/les-abricots-avec-un-soupcon-de-basilic.html), ale z niecierpliwością czekam na limonkową inspiracje.
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniam. Dałaś mi do myślenia. Bazylia jest stworzona do deserów. Na sto procent ją wykorzystam i już pędzę do ciebie:)) Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Kurcze, Limonko chyba mnie namowisz do lodow! Takie miodowo-lawendowe jadlam kiedys w Oxfordzie (chyba z Toba!) i tesknie za nimi od tego czasu! Mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Coś mi się poplątało pod palcami. Spróbuję jeszcze raz. Moje lawendowe są sto razy lepsze. Ale je już pożarliśmy. Teraz na tapecie są morelowe i malinowe z rozmarynem. Przyjeżdżaj, to cię namówię do lodów:)))

      Usuń