- Jaka sielanka! Jaki spokój! Jak pięknie!
- Tak, tak. Tylko robi się coraz ciemniej a do domu daleko.
- Jak to daleko? Przecież stoimy pod domem.
- Stoimy, to prawda, ale na tym kończy się sielanka.
Samochód załadowany po brzegi zakupami, za nami upalny i
męczący dzień w mieście. Słoneczko powoli zachodzi. Nam marzy się tylko trochę
wieczornego chłodu i kieliszek wina.
W domu od rana zamknięte trzy bestie, które jak nic obrażą
się na dobre. Miski puste, futerka nie głaskane.
Ale już, już za chwilę wszystko wróci do normy. Wypuścimy
kociska, utulimy, napełnimy im miski a sobie kieliszki.
Do tej pory wszystko szło dobrze. Zgrzyt nastąpił w momencie
wkładania klucza do zamka. A właściwie nie nastąpił. Klucz stanął dęba i
odmówił dalszej współpracy. Napieranie ciałem na drzwi, stukanie w klucz
kamieniem, plucie w dziurkę, wrzaski, telefon do przyjaciela na nic się zdały. Klucz
ani drgnął.
Dom mamy uzbrojony po zęby i dostać się do niego inną drogą
niż drzwiami może tylko święty Mikołaj. Żadna z nas nie ma siwej brody a i
komin mamy dość wąski.
Robiło się coraz ciemniej i szanse na ubłaganie fachowca od
włamów niknęły równie szybko jak resztki światła. Trzeba było się zdecydować. Albo
przyznajemy się do porażki, wracamy do miasta a od rana ogłaszamy mobilizację.
Albo ściągamy sąsiada z drabiną, tniemy kraty a potem klinujemy się w okienku,
bo szanowne 4 litery nam się nie mieszczą. W rezultacie wzywamy straż pożarną i
resztę nocy spędzamy na pisaniu sprawozdania z bezprawnego wzywania ważnych
służb.
Rozsądek zwyciężył. Koty, jakoś musicie sobie poradzić do
jutra. Wracamy do miasta.
Następnego dnia czyli dzisiaj do akcji wkroczył MMŻ i jego
magiczne zdolności organizacyjne. Ktoś kiedyś powiedział, że MMŻ jest idealnym
człowiekiem do gaszenia pożarów. Miał rację.
O 11 drzwi zostały uroczyście otwarte. Mieliśmy łzy szczęścia
w oczach. Ludzie rzucili się sobie w
ramiona, sąsiedzi zapomnieli o waśniach a dzieci przyrzekły poprawę.
No, dobrze, zagalopowałam się. Co nie znaczy, że radość była
mniejsza.
Jak dobrze wejść do własnego domu.
Tylko koty wykazały się iście kocim spokojem. O co to całe
halo? Przecież zostawiłaś całą paczkę kocich ciasteczek.
Drzwi na razie zostają otwarte. Muszę się tym widokiem nacieszyć. A wieczorem znów mamy nadzieję na nieco
chłodu i kieliszek wina.
Póki co zjemy lody. Morelowe.
Lody morelowe
pół kilograma moreli
100 ml wody
100 ml cukru
200 ml kremówki
Morele trzeba podzielić na połówki i rozłożyć na blasze
wyłożonej papierem do pieczenia. Posypać łyżką cukru i piec przez 15 minut w piekarniku
nagrzanym do 180 stopni. Potem wystudzić i zmiksować.
Wodę z cukrem postawić na piec i podgrzewać do momentu aż
cukier się całkowicie rozpuści. Schłodzić. Połączyć z musem morelowym i
kremówką (nie trzeba jej ubijać).
Włożyć do lodówki, żeby się dobrze całość schłodziła. Potem przelać
do sorberiery. Jest opcja prostsza czyli zamrożenie morelowej mieszanki i
mieszanie od czasu do czasu widelcem. Nie ukrywam , że sorbetiera lepiej sobie
radzi z mrożeniem lodów niż ja i widelec.
Lody w taki dzień jak dzisiaj to jedyna potrawa jaka
przychodzi mi na myśl. Choć sfotografować je w 30 stopniowym upale nie jest
lekko.
Smacznego wieczoru i chłodnego powiewu.I niech wam nigdy klucze nie odmawiają posłuszeństwa.
P.S.
Z czasem się dziś ścigała, robiąc zdjęcia, MidnightCookie.
Hehe, świetnie Pani pisze. Język w sam raz nadający się do pisania książek lub recenzjonowania. A i humor też nieprzeciętny. Tylko pogratulować. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńno i co Limonko ,nie miałam racji w sprawie wydrukowania Twoich wpisów ?W formie książki oczywiście.Już dawno ,dawno temu pisałam ci Limoneczko,że jesteś niesamowita,to moja najwyższa ocena wszystkich Twoich umiejętności.Jesteś pozytywnie zakręcona,a ja kocham takich ludzi.Wszystko zawsze czytam,tylko z czasem jest krucho.Wiem o 2 kotach,a kto to ten trzeci co byl zamknięty ?Pozdrawiam upalnie bo tak ma być,przecież mamy lato.Majka,uściski.
OdpowiedzUsuńlody ,lody jak pięknie wyglądają ,aaaaaaaaależ muszą smakować.Majka
OdpowiedzUsuńwpis z 17 listopada 2o11 r.to majstersztyk,jutro robię tego baileysa dzisiaj zakupy.Uściski Majka.
OdpowiedzUsuńprzeczytałam znowu bo to cholernie dobrze napisane,nawet nie wiesz jak wciąga i czeka się na ciąg dalszy.Twoja fanka Majka.
OdpowiedzUsuńJa też się dopisuje do fanklubu, bo piszesz genialnie,piszesz fantastycznie. Jeśli kiedyś napiszesz i wydasz książkę to...będę Twoją oddaną czytelniczką...Twój styl jest fenomenalny,a, że mi ciągle mało to....czytam Twoje posty po kilka razy.....Jesteś niesamowita!!!!A lody morelowe......czemu ja...mieszkam tak dalek:(A swoją drogą.czy kiedyś będą lody...miętowe:)))?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie Limonko i.....pogłaskaj swoje futrzaki:)))))
Książka z postów to był moj pomysł ja jestem pierwsza w kolejce do tego cudeńka,nie dam się nikomu wyprzedzić, będę stała dniami i nocami,pod Twoimi Limonko drzwiami ,aż książkę tę razem lub osobno sobie przeczytamy.Z najniższymi ukłonami Majka.
OdpowiedzUsuńOh ile inspiracji przez ostatnie dni mi zgotowałaś. Sama nie wiem od czego zacząć. Ale na samą myśl o lodach morelowych i do tego domowych na śmietance dostaję ślinotoku! :)
OdpowiedzUsuńjesteś Limonko szczęśliwa bo masz Córcie na wakacjach.Gorące pozdrowienia dla Was od Majki.
OdpowiedzUsuń