środa, 7 sierpnia 2013

Co może klucz i lody morelowe.




- Jaka sielanka! Jaki spokój! Jak pięknie!
- Tak, tak. Tylko robi się coraz ciemniej a do domu daleko.
- Jak to daleko? Przecież stoimy pod domem.
- Stoimy, to prawda, ale na tym kończy się sielanka.
Samochód załadowany po brzegi zakupami, za nami upalny i męczący dzień w mieście. Słoneczko powoli zachodzi. Nam marzy się tylko trochę wieczornego chłodu  i kieliszek wina.
W domu od rana zamknięte trzy bestie, które jak nic obrażą się na dobre. Miski puste, futerka nie głaskane.
Ale już, już za chwilę wszystko wróci do normy. Wypuścimy kociska, utulimy, napełnimy im miski a sobie kieliszki.
Do tej pory wszystko szło dobrze. Zgrzyt nastąpił w momencie wkładania klucza do zamka. A właściwie nie nastąpił. Klucz stanął dęba i odmówił dalszej współpracy. Napieranie ciałem na drzwi, stukanie w klucz kamieniem, plucie w dziurkę, wrzaski, telefon do przyjaciela na nic się zdały. Klucz ani drgnął.
Dom mamy uzbrojony po zęby i dostać się do niego inną drogą niż drzwiami może tylko święty Mikołaj. Żadna z nas nie ma siwej brody a i komin mamy dość wąski.
Robiło się coraz ciemniej i szanse na ubłaganie fachowca od włamów niknęły równie szybko jak resztki światła. Trzeba było się zdecydować. Albo przyznajemy się do porażki, wracamy do miasta a od rana ogłaszamy mobilizację. Albo ściągamy sąsiada z drabiną, tniemy kraty a potem klinujemy się w okienku, bo szanowne 4 litery nam się nie mieszczą. W rezultacie wzywamy straż pożarną i resztę nocy spędzamy na pisaniu sprawozdania z bezprawnego wzywania ważnych służb.
Rozsądek zwyciężył. Koty, jakoś musicie sobie poradzić do jutra.  Wracamy do miasta.
Następnego dnia czyli dzisiaj do akcji wkroczył MMŻ i jego magiczne zdolności organizacyjne. Ktoś kiedyś powiedział, że MMŻ jest idealnym człowiekiem do gaszenia pożarów. Miał rację.
O 11 drzwi zostały uroczyście otwarte. Mieliśmy łzy szczęścia  w oczach. Ludzie rzucili się sobie w ramiona, sąsiedzi zapomnieli o waśniach a dzieci przyrzekły poprawę.
No, dobrze, zagalopowałam się. Co nie znaczy, że radość była mniejsza.
Jak dobrze wejść do własnego domu.
Tylko koty wykazały się iście kocim spokojem. O co to całe halo? Przecież zostawiłaś całą paczkę kocich ciasteczek.
Drzwi na razie zostają otwarte. Muszę się tym widokiem nacieszyć.  A wieczorem znów mamy nadzieję na nieco chłodu i kieliszek wina.





Póki co zjemy lody. Morelowe.

Lody morelowe

pół kilograma moreli
100 ml wody
100 ml cukru
200 ml kremówki

Morele trzeba podzielić na połówki i rozłożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Posypać  łyżką cukru i piec przez 15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Potem wystudzić i zmiksować.
Wodę z cukrem postawić na piec i podgrzewać do momentu aż cukier się całkowicie rozpuści. Schłodzić. Połączyć z musem morelowym i kremówką (nie trzeba jej ubijać).
Włożyć do lodówki, żeby się dobrze całość schłodziła. Potem przelać do sorberiery. Jest opcja prostsza czyli zamrożenie morelowej mieszanki i mieszanie od czasu do czasu widelcem. Nie ukrywam , że sorbetiera lepiej sobie radzi z mrożeniem lodów niż ja i widelec.





Lody w taki dzień jak dzisiaj to jedyna potrawa jaka przychodzi mi na myśl. Choć sfotografować je w 30 stopniowym upale nie jest lekko.





Smacznego wieczoru i chłodnego powiewu.I niech wam nigdy klucze nie odmawiają posłuszeństwa.

P.S.
Z czasem się dziś ścigała, robiąc zdjęcia, MidnightCookie.

9 komentarzy:

  1. Hehe, świetnie Pani pisze. Język w sam raz nadający się do pisania książek lub recenzjonowania. A i humor też nieprzeciętny. Tylko pogratulować. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. no i co Limonko ,nie miałam racji w sprawie wydrukowania Twoich wpisów ?W formie książki oczywiście.Już dawno ,dawno temu pisałam ci Limoneczko,że jesteś niesamowita,to moja najwyższa ocena wszystkich Twoich umiejętności.Jesteś pozytywnie zakręcona,a ja kocham takich ludzi.Wszystko zawsze czytam,tylko z czasem jest krucho.Wiem o 2 kotach,a kto to ten trzeci co byl zamknięty ?Pozdrawiam upalnie bo tak ma być,przecież mamy lato.Majka,uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. lody ,lody jak pięknie wyglądają ,aaaaaaaaależ muszą smakować.Majka

    OdpowiedzUsuń
  4. wpis z 17 listopada 2o11 r.to majstersztyk,jutro robię tego baileysa dzisiaj zakupy.Uściski Majka.

    OdpowiedzUsuń
  5. przeczytałam znowu bo to cholernie dobrze napisane,nawet nie wiesz jak wciąga i czeka się na ciąg dalszy.Twoja fanka Majka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też się dopisuje do fanklubu, bo piszesz genialnie,piszesz fantastycznie. Jeśli kiedyś napiszesz i wydasz książkę to...będę Twoją oddaną czytelniczką...Twój styl jest fenomenalny,a, że mi ciągle mało to....czytam Twoje posty po kilka razy.....Jesteś niesamowita!!!!A lody morelowe......czemu ja...mieszkam tak dalek:(A swoją drogą.czy kiedyś będą lody...miętowe:)))?

    Pozdrawiam Cię serdecznie Limonko i.....pogłaskaj swoje futrzaki:)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka z postów to był moj pomysł ja jestem pierwsza w kolejce do tego cudeńka,nie dam się nikomu wyprzedzić, będę stała dniami i nocami,pod Twoimi Limonko drzwiami ,aż książkę tę razem lub osobno sobie przeczytamy.Z najniższymi ukłonami Majka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh ile inspiracji przez ostatnie dni mi zgotowałaś. Sama nie wiem od czego zacząć. Ale na samą myśl o lodach morelowych i do tego domowych na śmietance dostaję ślinotoku! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jesteś Limonko szczęśliwa bo masz Córcie na wakacjach.Gorące pozdrowienia dla Was od Majki.

    OdpowiedzUsuń