Dziś będzie świątecznie. I na dodatek grudniowo. Nie będę
was co prawda zachęcać do kupowania jemioły czy robienia makówek, ale źródło dzisiejszej
obiadowej propozycji jest jak najbardziej bożonarodzeniowe.
W miejscach, gdzie obcy sobie ludzie spędzają razem sporo
czasu, przychodzi taki moment, kiedy potrzebujesz czegoś więcej niż zdawkowe „dzień
dobry”. Takim momentem są święta. Szczególnie te spędzane z dala od
najbliższych. Wtedy następuje koncentracja sił i środków i bez względu na
dietę, kolor skóry czy poglądy polityczne, ludzie siadają do jednego stołu. A
wcześniej gotują to, co potrafią najlepiej.
Oprócz niezaprzeczalnych szoków w postaci np. wegańskiego
haggisu są zapachy zdecydowanie nie polskie, kolory absolutnie nie świąteczne i
smaki zupełnie nieoczekiwane.
W moim dzisiejszym opowiadaniu występuje potrawa
kolorystycznie adekwatna do Bożego Narodzenia. Jej wykonawcami byli…Polacy. Ale
podobno jej autora trzeba szukać w Australii.
Pojawienie się dania na stole wywołało podobno furorę. Z relacji naocznego świadka wiem, że z równą euforią zostało ono zjedzone.
Wyprosiłam przepis i dziś jest ten moment by powołać go do życia w mojej kuchni.
Świeże buraczki i rosnące w donicach bazylia i rozmaryn przyśpieszyły
moją decyzję. Tym bardziej, że kolor kolorem a potrawa wydawała mi się idealnym
wyjściem na letni obiad. Lekka, pachnąca… no i te kolory!
Dookoła mokro. Chmura od poniedziałku wisi nad łąką. Niby
kwiaty kwitną ale jakoś tak blado. Zamiast czerwcowego szaleństwa barw,
wszystko zdecydowanie rozmyte, blade i mało energetyczne.
Jak się nie ma co się lubi, to się zakasuje rękawy i
kombinuje w garach.
Buraczane gnocchi z
groszkowym pesto
3 małe buraki
1 jajko
2 i pół szklanki mąki
375 ml ricotty
¾ szklanki startego parmezanu
1 i 1/3 łyżeczki soli
¼ łyżeczki pieprzu
Buraki myjemy i zawijamy w folię. Pieczemy w piekarniku aż będą miękkie. Buraki to odporne dranie i co najmniej godzinę muszą siedzieć
w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni, żeby zmięknąć.
Potem je studzimy i ścieramy na najdrobniejszej tarce.
W misce łączymy wszystkie składniki czyli starte buraki,
mąkę, parmezan, jajko, sól i pieprz. Jeśli okaże się, że masa jest za wilgotna,
dodajcie więcej mąki. Buraki mogą być mniej lub bardziej wilgotne i od nich
zależy konsystencja ciasta. Nie powinno kleić się do rąk. Jeśli kiedykolwiek
robiliście kluski, to wiecie o czym mówię. Z ciasta muszą się dać uturlać małe
kluseczki.
W garnku zagotowujemy wodę z solą i wrzucamy kluseczki.
Gnocchi są gotowe, kiedy wypłyną na powierzchnię gotującej
się wody.
Polewamy je masłem rozmarynowym i
serwujemy z groszkowym pesto.
Masło rozmarynowe
2 łyżki masła
gałązka rozmarynu
W rondelku roztopić masło z igiełkami rozmarynu.
Groszkowe pesto:
225 g mrożonego groszku
pęczek świeżej bazylii
2 łyżki tartego parmezanu
1/3 szklanki podprażonych orzechów nerkowca
1 łyżka
śmietany
1 łyżka
oliwy
1 ząbek
czosnku, zmiażdżony
sól, pieprz
Wszystkie składniki
pakujemy do blendera i miksujemy do momentu uzyskania zarąbiście
zielonego pesto. Kolor jest tak porażający, że obawiam się, że wiosna może się nieco zawstydzić.
A na koniec domowa anegdota na temat.
Jest lipcowy wieczór. Stoimy na tarasie i gapimy się w niebo. Gwiazdy, Mleczna droga i nagle Dziecko pyta: a co tam tak mruga na czerwono i zielono?
Ja spokojnie: to nadchodzące Boże Narodzenie.
Dziecko: No, tak. przecież to logiczne.
Słonecznej drogi do weekendu i smacznego
Jakie piekne te gnocchi! Ja buraki kocham, ale nigdy o tej milosci nie pamietam. Jak tylko dostane w nastepnym vegboxie zaraz takie ukulam!
OdpowiedzUsuń(Boze Narodzenie w czerwcu moze byc tylko na niebie. Jest przeciez w drodze :))
Oj kochana Limonko, jakie kolorowe pyszności u Ciebie..kiedyś w jednym dosyć znanym programie...była zapowiedź gnocchi...tak się stało, że akurat wtedy wyłączyli mi prąd....potem zapomńiałam...Dzięki Tobie wspomnienia wróciły i teraz już wiem co to smakowie gnocchi :))))Uściski ciepłe przsyłam i pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuń