Podobno ktoś widział kanie. To sygnał, żeby wyruszyć do lasu.
Warunki wydawały się być idealne.
Jest ciepło. Deszcz padał. Grzyby to lubią.
Ja lubię chodzić do lasu w towarzystwie. MMŻ lubi las oglądać
z tarasu. Niestety, w okolicy nie było nikogo innego, kto podzielił by mój
entuzjazm. MMŻ chcąc, nie chcąc, założył kalosze i wyruszył ze mną moją
ulubioną trasą. Najpierw pod górkę. Warto było, bo widoki były jak w górach.
Potem z górki, przez pole „robaków piaskowych”. Jeszcze przedarliśmy się przez
tarninę, wystraszyli dwie sarny i już byliśmy w moim tajnym miejscu, gdzie „zawsze
rosną prawdziwki”.
Tym razem chyba nie było „zawsze”, bo jedyne grzyby rosły na
pniach i nazywają się huba. Z prawdziwkiem mają tyle wspólnego co MMŻ z
Robertem Korzeniowskim. Obaj są facetami.
Droga powrotna dawała nadzieję na, te widziane przez kogoś,
kanie. Cóż, nie tym razem. Las piękny, trawa po pas, pajęczyny jak siatka na
korcie tenisowym. A grzybów ani śladu.
Przedzieraliśmy się jak zdobywcy przez chaszcze a słońce
świeciło coraz mocniej. Pot lał się z nas strumieniami i wiedziałam, że lada
moment ktoś się nami zainteresuje. W celach konsumpcyjnych.
I nie pomyliłam się, bo ilości komarów łaknących naszej krwi
okazały się nieprzebrane.
Co tam grzyby, co tam romantyczna leśna przechadzka. Trzeba
było ratować skórę. Zwiewaliśmy jak kozice przez zarośla i zwalone drzewa.
Odsapnęliśmy nieco prawie pod domem. Jeszcze czekał nas
krótki spacer przez nasz las i byliśmy bezpieczni.
I wiecie co zobaczyliśmy w mchu? Piękne, dorodne żółciutkie
kurki. Czekały jak nagroda za nieludzkie leśne potraktowanie. Pod domem. MMŻ
powiedział, ze gdyby spojrzał przez lornetkę, to z tarasu też by je dojrzał.
Czyli następnym razem raczej na jego towarzystwo nie
powinnam liczyć.
Po opatrzeniu licznych ran kłutych zrobiliśmy użytek z
naszych grzybów.
Risotto z kurkami
2 szklanki ryżu do risotto
1 cebula pokrojona w kostkę
1 ząbek czosnku pokrojony drobniutko
1 litr gotującego się bulionu
1 listek laurowy do bulionu
2 łyżki oliwy
2 łyżki wytrawnego wermutu (lub po prostu białego wina)
2 szklanki kurek, oczyszczonych
1 łyżka zimnego masła
1 łyżka posiekanej zielonej pietruszki
1 łyżka startego parmezanu
Zaczynamy od przygotowania sobie wszystkich składników.
Grzyby czyścimy papierowym ręcznikiem. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i smażymy
przez 5 minut kurki. Odstawiamy z ognia. Bulion zagotowujemy z listkiem
laurowym.
W rondlu podgrzewamy łyżkę oliwy i smażymy cebule i czosnek.
Tylko żeby się zeszkliły. Wsypujemy ryż. Mieszamy, żeby każde ziarenko otuliło
się oliwą. Wlewamy wino i mieszamy. Odparowujemy i wlewamy pierwszą chochlę
bulionu. Mieszamy i odparowujemy. Kiedy ryż wchłonie cały bulion, wlewamy
następną chochlę. I tak do momentu, aż ryż będzie gotowy. Pamiętajcie, że nie może
być rozgotowany. Ziarenka powinny stawiać lekki opór zębom.
Robienie risotta od momentu wsypania pierwszej porcji ryżu
trwa zazwyczaj około 20 minut.
Zdejmujemy ryż z ognia i dodajemy do niego kurki i posiekaną
natkę. Na koniec wkładamy łyżkę masła i łyżkę startego parmezanu i mieszamy do
rozpuszczenia się masła. Doprawiamy solą i pieprzem.
Nieważne czy kupicie kurki na straganie czy zdobędziecie je
z narażeniem życia. Zawsze są tego warte.
Udanej niedzieli i smacznego
ojj Limonko, ale pyszności, jem oczami...uwielbiam przysmaki grzybowe...kurki, rydze, borowiki, maślaki....mniam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za serdeczny komentarz pod moim ostatnim postem. Życzę smakowitej niedzieli!:))
Och, jakie pysznosci! Uwielbiam risotto kurkowe!
OdpowiedzUsuńTakie trofeum to zaszczyt! Zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuń