niedziela, 23 czerwca 2013

Co czyha w lesie i risotto z kurkami




Podobno ktoś widział kanie. To sygnał, żeby wyruszyć do lasu. Warunki wydawały się być idealne.
Jest ciepło. Deszcz padał. Grzyby to lubią.
Ja lubię chodzić do lasu w towarzystwie. MMŻ lubi las oglądać z tarasu. Niestety, w okolicy nie było nikogo innego, kto podzielił by mój entuzjazm. MMŻ chcąc, nie chcąc, założył kalosze i wyruszył ze mną moją ulubioną trasą. Najpierw pod górkę. Warto było, bo widoki były jak w górach. Potem z górki, przez pole „robaków piaskowych”. Jeszcze przedarliśmy się przez tarninę, wystraszyli dwie sarny i już byliśmy w moim tajnym miejscu, gdzie „zawsze rosną prawdziwki”.
Tym razem chyba nie było „zawsze”, bo jedyne grzyby rosły na pniach i nazywają się huba. Z prawdziwkiem mają tyle wspólnego co MMŻ z Robertem Korzeniowskim. Obaj są facetami.  
Droga powrotna dawała nadzieję na, te widziane przez kogoś, kanie. Cóż, nie tym razem. Las piękny, trawa po pas, pajęczyny jak siatka na korcie tenisowym. A grzybów ani śladu.
Przedzieraliśmy się jak zdobywcy przez chaszcze a słońce świeciło coraz mocniej. Pot lał się z nas strumieniami i wiedziałam, że lada moment ktoś się nami zainteresuje. W celach konsumpcyjnych.
I nie pomyliłam się, bo ilości komarów łaknących naszej krwi okazały się nieprzebrane.
Co tam grzyby, co tam romantyczna leśna przechadzka. Trzeba było ratować skórę. Zwiewaliśmy jak kozice przez zarośla i zwalone drzewa.
Odsapnęliśmy nieco prawie pod domem. Jeszcze czekał nas krótki spacer przez nasz las i byliśmy bezpieczni.
I wiecie co zobaczyliśmy w mchu? Piękne, dorodne żółciutkie kurki. Czekały jak nagroda za nieludzkie leśne potraktowanie. Pod domem. MMŻ powiedział, ze gdyby spojrzał przez lornetkę, to z tarasu też by je dojrzał.
Czyli następnym razem raczej na jego towarzystwo nie powinnam liczyć.

Po opatrzeniu licznych ran kłutych zrobiliśmy użytek z naszych grzybów.


Risotto z kurkami

2 szklanki ryżu do risotto
1 cebula pokrojona w kostkę
1 ząbek czosnku pokrojony drobniutko
1 litr gotującego się bulionu
1 listek laurowy do bulionu
2 łyżki oliwy
2 łyżki wytrawnego wermutu (lub po prostu białego wina)
2 szklanki kurek, oczyszczonych
1 łyżka zimnego masła
1 łyżka posiekanej zielonej pietruszki
1 łyżka startego parmezanu

Zaczynamy od przygotowania sobie wszystkich składników. Grzyby czyścimy papierowym ręcznikiem. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i smażymy przez 5 minut kurki. Odstawiamy z ognia. Bulion zagotowujemy z listkiem laurowym.
W rondlu podgrzewamy łyżkę oliwy i smażymy cebule i czosnek. Tylko żeby się zeszkliły. Wsypujemy ryż. Mieszamy, żeby każde ziarenko otuliło się oliwą. Wlewamy wino i mieszamy. Odparowujemy i wlewamy pierwszą chochlę bulionu. Mieszamy i odparowujemy. Kiedy ryż wchłonie cały bulion, wlewamy następną chochlę. I tak do momentu, aż ryż będzie gotowy. Pamiętajcie, że nie może być rozgotowany. Ziarenka powinny stawiać lekki opór zębom.
Robienie risotta od momentu wsypania pierwszej porcji ryżu trwa zazwyczaj około 20 minut.
Zdejmujemy ryż z ognia i dodajemy do niego kurki i posiekaną natkę. Na koniec wkładamy łyżkę masła i łyżkę startego parmezanu i mieszamy do rozpuszczenia się masła. Doprawiamy solą i pieprzem.


Nieważne czy kupicie kurki na straganie czy zdobędziecie je z narażeniem życia. Zawsze są tego warte.



Udanej niedzieli i smacznego

3 komentarze:

  1. ojj Limonko, ale pyszności, jem oczami...uwielbiam przysmaki grzybowe...kurki, rydze, borowiki, maślaki....mniam!
    Dziękuję za serdeczny komentarz pod moim ostatnim postem. Życzę smakowitej niedzieli!:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jakie pysznosci! Uwielbiam risotto kurkowe!

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie trofeum to zaszczyt! Zazdroszczę! :)

    OdpowiedzUsuń