Burza robi coś niesamowitego z powietrzem. Gdybym uważała na
fizyce, to może umiałabym sobie wytłumaczyć te wszystkie skomplikowane procesy,
dziejące się ze światłem i powietrzem. Ale ja wolałam liczyć gniazda na
pobliskim kasztanie. Wszystkie optyki, kinetyki i inne”- yki” nudziły mnie
śmiertelnie.
Wszystko ma jednak swoje konsekwencje. Co prawda nie wzywam
bogów na widok pioruna i raczej nie składam kota w ofierze widząc tęczę, ale
czasami kołaczą mi się po głowie pytanie, na które dobrze by było znać
odpowiedź. Ciekawe, że w większości wypadków za nasze braki w wiedzy na
poziomie szkolnym odpowiedzialni są nauczyciele. Nuda i schematyczność zabijają
wszelką ciekawość. Lekcje mające swój charakter i pasję mam w pamięci do dziś.
Biologia była jak wyprawa do innego świata. Za to fizyka i chemia to klęska. A
przecież pracownia chemiczna czy fizyczna są jak jaskinia alchemika. Pełno w
niej tajemnic. Jak mogły nie interesować kilkunastolatka?
Zamiast więc analizować spektrum słoneczne (na marginesie,
kojarzy mi się tylko z The Dark Side of the Moon Pink Floyd), wyłączam w głowie
funkcję: ”niewygodne pytania”, a włączam „cielęcy zachwyt”.
Co ta burza wyprawia z powietrzem? Przed i po. „Przed”
powietrze gęstnieje, szarzeje, żółknie. Ruch zastyga. W momencie, kiedy
przestają śpiewać ptaki, wiem, że za chwilę się zacznie.
Potem się dzieje. Och, jak się dzieje! Czasem trwa to kilka
minut a czasem kwadrans. Wszystko jest w ruchu. Powietrze nabiera
przyspieszenia.
„Po” mam wrażenie jakby było po wielkim sprzątaniu. Czysto,
mokro i pachnie środkami myjącymi. To jak gruntowne porządki przed świętami.
Wszystko jest wyraźniejsze, bardziej kolorowe, dźwięczne. A jeśli się ma
szczęście (fizycy nazywają to inaczej), to można złapać tęczę.
Wiem co mówię, bo dzisiaj przez nasz las maszeruje burza za
burzą. Biegam do sadu i z powrotem to wieszając pranie, to zdejmując.
Czekając na słońce i pozwalając się burzy wyszaleć, można
sobie zadać nieco trudu i upichcić coś smacznego. Kiedy świat po raz kolejny
dziś otrząśnie się z wody, zjemy coś na tarasie.
Sałatka nicejska jest akurat.
(sałatka na jedną osobę)
kilka liści sałaty masłowej
kilka liści roszponki
kilka liści rukoli
kilka liści świeżej bazylii
1 jajko ugotowane na półmiękko
1 młody ziemniak też ugotowany
1 łyżka ugotowanej fasolki szparagowej
1 łyżka białej fasolki (takiej z puszki)
1 łyżka pokrojonych w plastry oliwek
2 fileciki anchois
1 łyżka tuńczyka z puszki (w sosie własnym lub oliwie, w
zależności czy jesteście na diecie)
ewentualnie pokrojony w piórka korniszon
kilka wiórków parmezanu
Sos do sałatki
1 nieduży ząbek czosnku
szczypta soli
3 łyżki oliwy
1 łyżka octu białego np. jabłkowego
1 łyżeczka musztardy dijon
pieprz
Czosnek kroimy na kawałeczki i rozcieramy z solą. Dodajemy
do niego pozostałe składniki i mocno wstrząsamy (np. w słoiku)
Na talerzu układamy umyte i osuszone liście. Na nich kładziemy
ziemniaka, oliwki, fasolki, anchois i tuńczyka*. Na górę sypiemy liście
bazylii. Polewamy sosem i na koniec sypiemy płatki parmezanu.
Wierzcie mi, że taki talerz jest wystarczającym obiadem.
*kto ma alergię na ryby, może sobie dodatek rybny darować
Smacznego i jak najwięcej słońca oraz satysfakcjonujących odpowiedzi.
Hmmm..czego Ci dziś gratulować droga Limonko:))), wspaniałych zdjęć, o tak, tęcza przepiękna, burza też niczego sobie, zapachu prania...uwielbiam..i smakowitej smakowite sałatki:)))..uwielbiam:)))
OdpowiedzUsuńBardzo jesteś miła. Dziękuję ci pięknie i gorąco pozdrawiam:)
Usuńkochana ,bardzo ładne zdjęcia
OdpowiedzUsuńi szkoda,ze niedziela już się kończy
pozdrawiam :))
Och, ale już za niedługo następna niedziela. Może mniej dramatyczna pogodowo. Pozdrawiam słonecznie:)
UsuńSałatka piękna. Chyba jednak pójdę i zakupię jakieś składniki do jedzenia, bo od samego patrzenia zgłodniałam :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Sama zupa nie wystarczy. Buźka:))
UsuńSałatkowe pyszności! Ja też czasem żałuję, że nie uważałam na fizyce..:-))
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie uważałam na matmie. Do dziś ułamki i procenty mnie starszą po nocach:D
UsuńAle jakoś daję radę. Pozdrawiam bardzo:)