poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Z ziemi włoskiej do Polski czyli trufle i kanie






Każdy wyjazd ma to do siebie, że kończy się powrotem. Ani się obejrzeliśmy a już lądowaliśmy w Balicach. Ostatnie wspomnienie włoskiej rzeczywistości  nieco zmąciło nasze wyśmienite humory. Niedziela to nie jest dobry moment na pracę. A tym bardziej w 40 stopniowym upale. Tylko tak tłumaczę sobie zagubienie naszego bagażu. Do niego, oprócz brudnych rzeczy, zapakowałam oliwę, sery i słoiczek trufli. Już sobie wyobrażam mieszankę zapachów, kiedy walizka wyląduje pod właściwym adresem. Pal licho ciuchy ale te sery!
Zanim dotarliśmy do miasta, żeby powrót do rzeczywistości był mniej bolesny, zahaczyliśmy o dom pod lasem.  Tam już czekały na nas piękne kanie.
Wiadomo było, że obiad będzie grzybowy. Kotlety kaniowe zna chyba każdy. I chyba każdy, kto je jadł, przyzna, że warto się poprzedzierać przez chaszcze, żeby  zdobyć kilka egzemplarzy.
Tylko pamiętajcie, żeby nie zrywać małych sztuk. Łatwo je pomylić z muchomorem. Wtedy sprawa jest poważna. Jeśli nie macie doświadczenia lub macie wątpliwości, to lepiej kanie po prostu kupcie.
My swoje kanie zbieramy prawie pod płotem i żadne niebezpieczeństwo nam nie grozi. Jeśli już, to z przejedzenia.
Z Toskanii oprócz zdjęć i tego co zaginęło, przywiozłam sól truflową. Wiedziałam,  że będzie doskonałym dodatkiem do naszych swojskich kani. Do tego parmezan i zielony jogurt z rukolą.
Taki włosko polski mix. Nieplanowany, smaczny i robiony błyskawicznie.
Zapraszam.



Polskie kanie w włoskim otoczeniu

kanie (najlepiej średniej wielkości)
jajka
starty na tarce parmezan (1 porcja)
bułka tarta (2 porcje)
sól truflowa lub zwykła sól
pieprz
oliwa do smażenia

Do zrobienia kotletów potrzebujemy tylko kapeluszy. 
Kanie delikatnie czyścimy. Nie musicie ich myć, bo woda wsiąka w nie jak w bibułę. Kapelusze kaniowe rosną tak wysoko, że zazwyczaj są czyściutkie.
Solimy i pieprzymy. Parmezan mieszamy z tartą bułką a jajka roztrzepujemy.
Moczymy grzyby najpierw w jajku a potem w bułce z parmezanem.
Rozgrzewamy na patelni oliwę i smażymy na średnim ogniu nasze kanie, aż nie nabiorą złotego koloru. Wtedy zmniejszamy ogień i jeszcze kilka minut dosmażamy. Potem wyjmujemy na papierowy ręcznik, aby pozbyć się tłuszczu.



zielony jogurt z rukolą

1 ząbek czosnku
garść rukoli
sól, pieprz
200g jogurtu
2 łyżki oliwy

W moździerzu  ucieramy na miazgę czosnek z gruboziarnistą solą. Kiedy czosnek przypomina pulpę, dodajemy rukolę. Trzeba to będzie robić etapami, bo rukola w liściach zajmuje dużo więcej miejsca niż taka zmaltretowana. Całą tę operację spokojnie można przeprowadzić w blenderze. Kiedy całość jest już zieloną miazgą, mieszamy ją z jogurtem, dolewamy oliwę i sypiemy pieprz.
Na talerz wykładamy kotlety z kani pachnące truflami a obok miseczkę z zielonym jogurtem. Kotlety skrapiamy jeszcze odrobiną dobrej oliwy i już.



W ten oto sposób mój powrót do codzienności odbył się w sposób smaczny i kosmopolityczny.

Smacznego

8 komentarzy:

  1. O kotlety kaniowe - najlepszy rodzaj kotleta. Ostatnio je chyba jadlam w sierpniu w zeszlym roku! Wygladaja pysznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest duża dawka prawdopodobieństwa, że w tym roku sierpień też zakończysz kaniami. Buźka

      Usuń
  2. jeśli ktoś myli kanie z muchomorem to niech lepiej ograniczy się do kupowania pieczarek w sklepie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda. W tym przypadku ostrożności nigdy nie za wiele.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. uwielbiam takie kanie! smak wakacji u babci i dziadka na wsi *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Nawet wczesne wstawanie na grzyby było wtedy przyjemne.
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że odzyskałaś bagaż. Bardzo zazdroszczę Ci tej soli truflowej i serów, ale bardzo życzliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bagaż podobno już się znalazł ale jeszcze do mnie nie dojechał. Sery mogą już mieć konsystencję śmietany po takiej tułaczce. Az sama jestem ciekawa.
    Ukłony przesyłam

    OdpowiedzUsuń