czwartek, 30 sierpnia 2012

Jak teoria chaosu wpłynęła na sos pomidorowy




Gdzie moje majtki? A gdzie karton ze sztućcami? Czy ktoś może mi powiedzieć gdzie będę dziś spać? Łóżko zostało jedno. Szuflady zmieniły się w szuflady wędrowniczki.
Słowo na „P” jak przeprowadzka skutecznie uśpiła moją czujność. Wyjazd na urlop spowodował,  że przestałam się martwić pakowaniem, przenoszeniem życia na obce terytoria. A przyszłość czuwała, nie zasypiała gruszek w popiele. Pewne sprawy raz pchnięte do działania, ciągle się działy.  Wiecie jak to jest z teorią chaosu? No właśnie. Kamyczek, który rzuciłam na początku czerwca, dziś urósł do wielkiej lawiny. Zaczęło się od małego pudełka z listami a skończyło się na przenoszeniu mebli. 
W miejscu, które powoli opuszczam, nie mam łóżka ale mam całą kuchnię (och, jak będę tęsknić za moim piekarnikiem), jeszcze swoje perfumy i samotny stół . Miejsce, które próbuję oswoić ma łóżka, ale nie ma kuchni, ciepłej wody i miliona ukochanych rzeczy. One są jak wygnańcy, rozrzucone po świecie. 
Czyli prysznic biorę u mojej Mamy, spać jadę do domu pod lasem a obiad gotuję w starej kuchni. Czy ja nie jestem zagrożona rozszczepieniem osobowości?
Na razie uciekłam z moją ukochaną kanapą na wieś. Co prawda tylko na jeden dzień, żeby ogarnąć nieco chaos, jaki spowodowały przywiezione meble.
Ten przerywnik wykorzystałam żeby ogołocić pomidorowe krzaczki i zrobić sos pomidorowy, najlepszy z najlepszych. Z dotychczasowych słoików zostały tylko wspomnienia. Rodzina pożera go na bieżąco więc był pretekst, żeby na moment zapomnieć o przyziemnościach typu, „gdzie są moje majtki?”



Sos pomidorowy na zimę

5 kg dojrzałych pomidorów (odmiana lima są idealne)
1 płaska łyżka soli
1 płaska łyżka cukru
kilka gałązek tymianku
kilka gałązek bazylii
2 gwiazdki anyżu
szczypta kopru włoskiego

Pomidory musimy pozbawić skórki. Jak tego dokonać? Sparzyć je wrzątkiem. Po kilku minutach skórka schodzi jak koszulka.
Golutkie pomidory pokroić na ćwiartki, wyciąć ze środka twarde części i włożyć o garnka z grubym dnem.
Zagotować pomidory i na niewielkim ogniu gotować do odparowania połowy soku. Po piętnastu minutach od zagotowania, dosypać cukier i sól oraz włożyć przyprawy. Cała operacja trwa w zależności od tego ile pomidorów wpakowaliśmy do garnka i jak soczyste one są. 
Z odparowanego sosu pomidorowego wyjmujemy gałązki oraz anyż i przekładamy do słoików. Zakręcamy na gorąco i studzimy. Jeśli chcemy zrobić zapas zimowy, dobrze jest zagotować słoiki w garnku lub spasteryzować w piekarniku.
Dodając do tego sosu nieco bulionu i łyżkę mascarpone otrzymujemy nieprawdopodobną zupę pomidorową.


MMŻ, który unika pomidorówki jak ognia, zjadł porcję i z niepokojem zapytał, czy aby zostanie jeszcze talerz na jutro. To się nazywa komplement.



Smacznego i udanych przetworów

6 komentarzy:

  1. Jakie pięknie czerwone pomidorki! Az mi sie zamarzyła pomidorowa kolacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czas najwyższy złapać gary i coś sobie czerwonego wykombinować. Buźka

      Usuń
  2. witajLimonko.ja również szaleję z przetworami a do sosu pomidorowego rozparzam jeszcze cebulę razem z pomidorami a potem przecieram i przyprawy na końcu piszę skrótowo bo jak zwykle nie mam czasu.czy wszyscy tak mają jak ja że w pewnym wieku ciągle brakuje mi tego czasu.mam wnusię którą bawię więc mam go jeszcze mniej.Z tego co piszesz Limonko zrozumiałam że wyprowadzilaś się i szukasz domumniejszego od poprzedniego Karla się budzi trzeba wracać na stanowisko dowodzenia pozdrawiam Majka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że praca wre wielowarstwowo. Gratuluję wnusi i zapału do przerabiania. A sosik pomidorowy z cebulą wart grzechu. Mniam.
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
  3. Sosik ma piękny kolor, aż chce się go zjeść. Powodzenia w tym Twoim małym chaosie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za słowa otuchy. Próbuję nie zwariować, szukając wszystkiego w nowym miejscu.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń