Raniutko wyjeżdżaliśmy z domu pod lasem do miasta. Po ósmej
na tarasie było już niepokojąco gorąco. Rzut oka na termometr i mamy pełną
jasność sytuacji proszę państwa. Jest 26 stopni. O ósmej rano. Nawet nie
próbowałam wyobrazić sobie południa w mieście.
U tak zwanych bram miasta (ciekawe gdzie Katowice mają swoje bramy),
słupek w termometrze pokazał 32 stopnie.
No, w tym tempie, koło dwunastej będzie prawie
czterdziestka. Niby słońce świeci niemrawo, niby nawet wietrzyk podwiewa, a
temperatura rośnie. W mieście wszystko jest gorące. Okazuje się, że w takie dni
najprzyjemniejszym miejscem w mieście są supermarkety. A szczególnie ich działy z
chłodziarkami.
Przypomniało mi się, że kilka lat temu zwabieni przez
przyjaciół pojechaliśmy z nimi na wakacje na włoskie wybrzeże. Zapeklowaliśmy
się w małym mieszkanku w bloku, ale za to plaża była pod oknem. Gorąc panował
niemiłosierny. Po pierwszej próbie oswojenia plaży, MMŻ i dziewczynki nabrali
koloru zachodzącego słońca i awersji do opuszczania mieszkania przed zmrokiem.
Cóż kiedy godziny wieczorno nocne przynosiły słabe ochłodzenie. Wentylatory
chodziły pełną mocą a nam i tak było za gorąco. I pewnej nocy obudził mnie hałas
z kuchni. Na palcach podkradłam się do drzwi i co zobaczyłam. Najpierw światło.
Z lodówki. Potem tylną część ciała w piżamie. Reszta osobnika tkwiła w lodówce.
Nasze dzieci ,mając dość gorąca, urządziły sobie leżkowanie w zamrażalniku. Na
zmianę kładły głowę między chłodzące się napoje i lody. Taka zgodność między nimi panowała jeszcze
tylko raz w życiu (dziwnym trafem też we Włoszech), kiedy czytały wspólnie 5
tom Harrego Pottera.
Chłodziarka dziś najlepszym przyjacielem człowieka.
Jak tu stać przy piecu, kiedy w domu temperatura przypomina
tropiki?
Ręka w górę, kto dziś gotuje pełny obiad. Na szczęście, nasz
organizm też daje się upałowi omamić i wystarczy mu bagietka i nieco dobrej
oliwy. I zimna woda z lodem i cytryną.
Dla ludzi pracy będzie carpaccio z łososia*. Kocham MMŻ ale
nawet moja miłość nie sięga poza temperatury powyżej 35 stopni. Żadne zupy czy
kotlety nie wchodzą dziś w grę. Łosoś i bagietka muszą wystarczyć. I są pyszne.
Carpaccio z łososia
(jedna porcja)
100 g plastrów wędzonego łososia
pół łyżeczki soku z cytryny
otarta skórka z cytryny
1 łyżka kaparów
2 łyżki dobrej oliwy
świeżo zmielony pieprz
1 łyżka posiekanego koperku
1 łyżka musztardy dijon
Praca jest ława, lekka i przyjemna. A efekty wysoce
zadowalające.
Wyciągamy płaski talerz. Smarujemy go musztardą. Rozkładamy plastry łososia. To jedyna część
pracy wymagająca nieco skupienia. Łosoś powinien przykryć talerz i ładnie się
prezentować. Posypujemy rybę kaparami. Skrapiamy cytryną i oliwą. Posypujemy
pieprzem i odrobiną soli. Zamiast parmezanu, jak w tradycyjnym carpaccio,
ścieramy na tarce nieco skórki z cytryny. Dekorujemy koperkiem i pałaszujemy z
bagietka maczaną w oliwie.
Ale dobre! Polecam.
I nie dajcie się upałom. Smacznego
* tak naprawdę, marzyło mi się carpaccio z surowego łososia. Niestety temperatura ostudziła(!) moje zapędy. Wędzony jest równie dobrym materiałem a na sto procent bezpieczniejszym.
** Midnightcookie, dziękuję za smaczne zdjęcia.
Ja będąc małym brzdącem, zgodna byłam z bratem tylko w pewnych określonych sytuacjach. Kiedy coś nam się działo lub były inne dzieci raczej źle do nas nastawione. Teraz na szczęście Kochamy się najbardziej na świecie.
OdpowiedzUsuńI faktycznie jest dzisiaj bardzo gorąco, a ja obiecałam mojemu mężczyźnie risotto. Wyszło naprawdę dobre ale jednak doskwierał mi duży dyskomfort przejedzenia i to całkiem niedużą porcją.
O! Risotto na upały to też dobry pomysł. Nie wymaga specjalnych zabiegów i jak piszesz jest sycące. Potem zimny prysznic i znów można pomyśleć o jedzeniu.
UsuńPozdrawiam gorąco
Gotowanie w upalach jest trudne, ale tak jak Limonko piszesz - na szczescie nasz organizm jest rozsadny i az tak w upalach nie glodnieje.
OdpowiedzUsuńCarpaccio wyglada pychotnie. Gdyby tylko u mnie byly upaly tez bym sobie takie zrobila na obiad.
Po co czekać na upały? Carpaccio jest dobre i w londyńską niepogodę. Uściski
UsuńPychotka, uwielbiam łososia, a ta propozycja to ideał na nasze upały!
OdpowiedzUsuńMasz rację. Na szczęście dziś jest już bardziej rzeźko i można się pokręcić po kuchni bez niebezpieczeństwa rozpłynięcia.
UsuńPozdrawiam serdecznie