Niezbyt dobrze dogaduję się ze sprzętem elektronicznym. Moje rozpaczliwe próby zamieszczenia notki na blogu rzadko są uwieńczone sukcesem. Kursor działa w sobie tylko znany sposób, a polskich literek nie odkryłam do tej pory. Zdjęcia robię aparatem wielkości szufli do śniegu a przeniesienie ich potem na bloga graniczy z cudem. Jak się okazuje chcieć, to nie zawsze znaczy móc.
Dzień piąty poświęcony był wycieczce do Pienzy. Warto ruszyć w okolice Montalcino i Montepulciano po południu. Im słonce niżej na niebie, tym efekty wizualne bardziej spektakularne. Okrzykom: stańcie tutaj bo chcemy zrobić zdjęcie, nie było końca. Jeśli widzicie kalendarze z toskańskimi landszaftami, to na sto procent zrobiono je w tych okolicach.
Czym była Pienza, czym miałą stać się i jak to się skończyło możecie dowiedzieć się z każdego przewodnika. Na pewno jest dowodem na ludzkie przerośnięte ego. I dzięki niemu potoki turystów w nieziemskim upale snują się po wąskich uliczkach. Kupują miód, wędliny z dzika i najwspanialsze pecorino. W Pienzie oglądaliśmy transmisję ze sienneńskiego Palio i był to bieg dramatyczny. Z dziesięciu koni biorących udział, bieg ukończyły cztery. Contrady czyli dzielnice walczyły dzielnie, ale palma pierwszeństwa przypadłą Valdimontone. Zwycięskiego dżokeja tłum rozebrał jeszcze na koniu. Kiedy następnego dnia pojechaliśmy do Sieny, na Piazza di Campo wciąż jeszcze czuło się koński zapach. Wszędzie powiewały czerwono-złote flagi a pochód mieszkańców Valdimontone krążył po mieście w akompaniamencie bębnów.
Tradycyjnie zjedliśmy lody, poleżeliśmy na różowych kamieniach i powolutku ruszyliśmy spowrotem. Ktoś z nas powiedział, że wyjazd do Toskanii bez odwiedzenia Sieny się nie liczy. I wszyscy się zgodziliśmy.
Błądzenie jest znakiem rozpoznawczym tegorocznego wyjazdu. Ale na szczęście każde zgubienie drogi kończy się jakaś przyjemną niespodzianką. A to znajdziemy nieziemski widok. A to wioseczkę z przecudną fontanną. A najczęściej w obawie przed śmiercią głodową, znajdujemy knajpkę, która karmi jak nalepsza mamma.
Poniżej kilka przetestowanych adresów:
Tre Porte w Castellina in Chianti
Cantina Millenaria w Radda in Chianti
Nuvolari bar w Castellina in Chianti
Il Ponte w Castelnuovo Bernardenga
Pojęcia nie mam jak cały ten wpis wygląda po drugiej stronie. Mam nadzieję, że choć część jest czytelna. Jeśli nie, to poprawki bedą dopiero od poniedziałku.
Na razie macham na to ręka i wracam do basenu.
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!
(edit: już wszystko (chyba) poprawione)
O tak, Pienza i Siena. Ale kurcze bez San Gimignano tez trudno powiedziec, ze wyjazd do Toskanii byl "spelniony"... Dobrze, ze tam tez byliscie :D
OdpowiedzUsuńMidnightCookie jesteś wielka! Należy cie się nie tylko flaszka proseco ale też relacja na żywo. Przybywaj zatem! Buźka
UsuńPrzybywam juz w piatek! Nie moge sie doczekac!
Usuń