poniedziałek, 30 lipca 2012

Kocie opowieści i morelowa konfitura z rozmarynem




Nasze koty są stworzeniami salonowymi. Przez pół roku. Na drugie pół stają się perfekcyjnymi mieszkańcami łąk i lasu. Znikają, pojawiają się, tropią, polują, przynoszą do domu stworzenia wszelakie.
Dziś rano zostaliśmy obdarowani przez Orlando myszą. Wkroczył nasz pieszczoch do kuchni targając ją w paszczy. Pora była śniadaniowa, więc nikt nie zwrócił na niego uwagi. Jedliśmy, nie spodziewając się nadchodzącej atrakcji. Kot wskoczył na szafkę i intensywnie się czemuś przyglądał. A mysz skamieniała ze strachu i ani drgnęła na środku podłogi. Mina Lola mówiła wszystko: „Zabawkę wam przyniosłem. Cieszycie się?”
I było po śniadaniu. Wszyscy ruszyli do gorączkowego łapania myszy. Rozwiązanie ostateczne nie wchodziło w grę, więc w ruch poszły tylko miotła i gazeta. A główny sprawca tego zamieszania siedział spokojnie na szafce i przyglądał się gonitwie. I pewnie myślał, że nareszcie ludzie mają rozrywkę.
Podejrzewam, że wypuszczenie ofiary na wolność, Lolo odebrał jako osobistą porażkę w wychowywaniu ludzi.
Nasz kolejny kot, który okazał się urodzonym myśliwym, upolowane przez siebie okazy przynosi naszej  domowej księżniczce.  Słodka birma, goniąca za motylkami nie ma nic przeciwko takim prezentom. Co najdziwniejsze, nie pogardzi też pomidorem czy morelką.
Do naszego codziennego zestawu dochodzą okresowo goście. Jeden z nich cierpi na agorafobię i nie opuszcza strychu. Co ciekawe, jego miejsce pochodzenia jest jakieś 400 metrów stąd. Został znaleziony na polu kapusty. Dzisiaj każda próba wystawienia go na świeże powietrze kończy się napadem paniki.
Drugi z gości jest urodzoną kucharką. Nie ma takiej czynności w kuchni, która nie byłaby warta uwagi. Jeszcze rozumiem jej fascynację, kiedy kroję mięsko. Ale ona z równym zaangażowaniem obserwuje krojenie cebuli.
Nie mówcie mi, że wszystkie koty są takie same. Absolutnie nie są.



Dziś smażyłam konfitury morelowe. Moje ulubione. Dodanie do nich małego dodatku w postaci imbiru, liścia laurowego czy rozmarynu zaprzecza podejrzeniom o konfiturową nudę. Takie konfitury na pewno nie są nudne. Dodanie amaretto czy wanilii jest morelową oczywistością. Dodanie rozmarynu daje tak samo nieprzewidywalne efekty jak wpuszczenie myszy do kuchni.
Zachęcam do pierwszego, nie życzę drugiego (chyba, że umieracie z nudów).



Konfitury morelowe najlepiej zrobić z moreli jeszcze nieco twardych. Nie rozpadną się zupełnie w czasie smażenia.
Konfitury nie lubią pośpiechu. Smażę je trzy dni i nigdy nie żałowałam czasu poświęconego na ich dopieszczenie.
Otwarcie słoika, kiedy za oknem biało, jest jak czytanie bajki. Zaczynamy wierzyć w dobre wróżki i magiczne różdżki.

Konfitury morelowe z rozmarynem

2 kg moreli
pół szklanki wody
60 dkg cukru
gałązka rozmarynu
sok z jednej cytryny

Umyte morele osuszamy. Kroimy na osiem części i  polewamy sokiem z cytryny. Mieszamy.
Gotujemy syrop cukrowy. Nie martwcie się małą ilością wody. Powoli, na niedużym ogniu, cukier pięknie się rozpuści. Pogotujcie parę minut syrop. Nie mieszajcie. Nie spuszczajcie go z oczu, bo wykipienie skończy się długotrwałą zasłoną dymną w kuchni (sama tego doświadczyłam). Do lekko bulgoczącego syropu wsypcie ostrożnie morele. Zamieszajcie i pogotujcie trzy minuty. Jeśli konfitura się spieni, zdejmijcie pianę. Wyjmijcie łyżką cedzakową morele. Pogotujcie syrop 10 minut. Niech się nieco zredukuje. Ponownie wrzućcie morele. Zagotujcie i zdejmijcie z ognia. Pożegnajcie się z morelami do następnego dnia.
Nazajutrz pogotujcie konfiturę trzy minuty i znów zostawcie w spokoju.
Ostatniego dnia gotowanie powtarzamy po raz trzeci, dodając rozmaryn lub inny aromatyczny dodatek.
Kiedy kropla konfitur wylana na talerz nie rozlewa się, to znaczy, że dobrnęliśmy do momentu pakowania moreli do słoików.
Wygotowane słoiki napełniamy konfiturą, zakręcamy i pasteryzujemy w garnku z wodą lub w gorącym piekarniku 10 minut.
Jeśli macie silną wolę, to ocalicie słoiki do zimowych śniadań. Najlepiej wywieźć je do kogoś uczulonego na morele, bo w przeciwnym wypadku ich los jest przesądzony.



I śpieszcie się. Sezon morelowy powoli dobiega końca. Następne będą w lipcu. Przyszłego roku.







Smacznego

13 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie niecodzienne połączenia i jestem strasznie ciekaw ... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dodatek można zorganizować konkurs degustacyjny w rodzinie: "co to za dodatek?".
      Z liściem laurowym też są warte grzechu. A dla totalnych łasuchów z białą czekoladą. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Konfitury z rozmarynem brzmia intrygujaco. Na pewno nie beda nudne. Troszke jak zycie z kotami - nudzic sie nie mozna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygująco pachną. Morelami (to wiadomo), i czymś jeszcze...to taka zagadka.
    A koty nakryłam wczoraj koło Anicety. Twoją pieszczochę również. Buźka

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja pieszczoche TEZ? Ło matko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach te kocie prezenty!
    Skąd ja to znam...
    Zrobiłam już parę morelowych słoiczków,
    ale może skusze się jeszcze na te z rozmarynem.
    Intrygujące połączenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! Morelowych pyszności nigdy nie za dużo. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  6. Kilka tyg. temu zrobilam konfiture brzoskwiniowa z rozmarynem. Wiem-smak bardzo nietuzinkowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzoskwiniowa dopiero przede mną. Ale na pewno ja czymś doprawię. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. Uwielbiam rozmaryn z owocami (i czekoladą też:)), ale niestety nie widzę na nim kwiatów:( Do Kwiatożerców ta cudowna konfitura się nie nadaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejuśku! Faktycznie. A gdzie tu kwiatki? No nic. Następnym razem trzeba będzie pomyśleć.
      Pozdrawiam gorąco i gratuluję pięknej akcji.

      Usuń