środa, 4 lipca 2012

"Boska cząsteczka" i makaron z sosem szałwiowym





Słowo „podobno” robi furorę. Może to kwestia sezonu ogórkowego, bo latem od takich „podobno” aż roi się dookoła. Kiedyś podobno widziano krokodyla w Pile. Podobno po południu będzie padać. Podobno dziś Szwajcarzy ogłoszą odkrycie boskiej cząsteczki. Podobno ten fakt będzie miał daleko idące konsekwencje.
Wiele jest takich słów, które mają nieograniczony potencjał emocjonalny. Są wyjątkowo nośne jeśli chodzi o ich interpretację. No bo ile prawdy jest w takim „podobno”? Kto i kiedy widział tego krokodyla? Czy padać będzie krótko, czy gwałtownie i czy aby na pewno na południu?
A boska cząsteczka? Tu „podobno” ma wszelkie znamiona odkrycia naukowego. W końcu Szwajcarzy już niejednokrotnie zadziwiali świat. Wielki Zderzacz Hadronów (dla nie wtajemniczonych informacja, że nie jest to żadna z postaci Pratchett’a) od początku miał wielki potencjał i odkrycie czegoś nieodkrywalnego było tylko kwestią czasu.  Nie mnie się zresztą wypowiadać . Ja tylko gotuję a nie zawracam sobie głowy konferencjami CERN –u. Zresztą, miało być o „podobno”.
Mnie nie jest potrzebne naukowe potwierdzenie  na istnienie boskiej cząsteczki. Jeśli się widzi  po burzy tęczę i czuje powietrze przesycone wilgocią i zapachem sosen, to żadne dowody nie są potrzebne. Natura jest tak boska,  że słowo „podobno” nie ma tu racji bytu. I mówiąc „boska” mam na myśli ten rodzaj uniwersalności, którą każdy bez względu na religię, rozpozna.

A miało być o jedzeniu.  Konkretnie o makaronie. Podobno (!) wymyślili go Chińczycy. Aż trudno w to uwierzyć widząc, co potrafią z niego wyczarować Włosi.
Ja nie jestem ani Chińczykiem, ani Włochem, ani Szwajcarem a też coś wymyśliłam.

To makaron z sosem szałwiowym. Ugotowałam, zadumałam się nad nim, zjadłam i stwierdziłam, że cząsteczka boska, w tym przypadku, była jak najbardziej obecna. Żadne „podobno” nie wchodzi w grę.
Polecam



Makaron z sosem szałwiowym
(na dwie nie za duże porcje)

3 gniazdka makaronu tagliatele
1 łyżka masła
3 łyżki mascarpone
otarta skórka z połowy cytryny
10 listków szałwii
sól, pieprz
łyżka startego twardego sera (w moim przypadku był to cheddar)

W dużym garnku zagotowujemy wodę. Solimy ją. Wrzucamy makaron i gotujemy al dente.
Kiedy makaron sobie bulgocze, my zajmujemy się szałwią. Myjemy ją i kroimy na paseczki, odkładając 3-4 liście do dekoracji.
Rozgrzewamy na patelni masło i na gorące wrzucamy posiekaną szałwię. Po dwóch minutach powinna być chrupiąca.
Odstawiamy patelnię z ognia i dodajemy mascarpone. Doprawiamy solą i pieprzem.
Czekamy aż ugotuje się makaron ścierając na tarce ser.
Ugotowany makaron odcedzamy i wykładamy na patelnię z sosem szałwiowym. Mieszamy. Posypujemy serem i pieprzem. Dekorujemy kwiatami lub listkami szałwiowymi. Jemy.
Na zdjęciach pokazałam  dwie wersje. Pierwsza jest grzeczna i udrapowana, druga wymieszana i bałaganiarska. Obie były równie dobre i obie zjadłam osobiście.
Podobno (!) szałwią pachniało aż poza kuchnią.




Smacznego

6 komentarzy:

  1. Jaki wspanialy makaron! Az sie zaslinilam przy pracy! Boski makaron to jest to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałaś? To jeden z lepszych pomysłów jest! Buźka

      Usuń
  2. Szałwię też uwielbiam, a kwitnącą to wprost kocham! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam w tym roku wyjątkowe skłonności do szałwii. I rośnie imponująco. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ze skórka z cytryny?

    OdpowiedzUsuń