środa, 29 października 2014

Wszystko utknęło czyli całkiem pyszna brzytwa


























Wszystko stoi.
- I dobrze, mógłby ktoś powiedzieć. Dobrze, że nie leży. Czyżby?
Ha, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Czyli teraz już mamy oprócz stania i leżenia jeszcze siedzenie.
Ja stoję przy oknie i patrzę na świat. Świat stoi.
Ten uliczny.
Kierowcy, widzę, że siedzą. Choć niektórzy wglądają jakby chcieli zaraz wstać . A część z nich bliska jest kolejnej czynności...eksplodowaniu.
Cała reszta leży. Leży płynność poruszania się po mieście.Leży terminowe dotarcie do pracy i na spotkanie. Leży ruch autobusowy. Leży wszystko na obu łopatkach.
Jedna dziura w ziemi, wykopana przez drogowców na zakręcie i trzy miasta sparaliżowane.
Rano przed naszymi oknami wije się bardzo leniwy wąż. W obie strony.
Potem sytuacja wydaje się nieco polepszyć bo ludziska w końcu docierają do pracy. Na ulice wyjadą ci, którzy nic lepszego nie mają do roboty lub zabłądzili tu przypadkiem. Ale nawet ci swoje muszą odczekać w korku.
Za to po południu, kiedy lud pracujący pozamyka swoje biura i wsiądzie do aut, czeka go kolejna dawka integracji społecznej. Znów w korku.
Wiecie ile się trzeba nakombinować, żeby wyjechać z własnego parkingu?
Kierowcy pilnują swoich pozycji jak Ordon Reduty. Do krwi ostatniej.
W prawo...stoją. W lewo....stoją.
Jako tubylec mam opracowane wszystkie możliwości. Teoretycznie okolica nie ma przede mną tajemnic. Powinno mi być latwiej niż tym, kórzy tylko przejeżdżają.
Ale desperacja dodaje ludziom skrzydeł. Wyzwala kreatywność.
Widuję samochody w takich miejscach, w których ich na pewno nie powinno być.
Jedni stosują metodę na „zajączka”. Kic i już jestem dwa metry dalej.
Inni na „króla”. Mnie wolno wszystko.
Jeszcze inni na „dodo”. Aaaaa, jadę! Uważajcie!
No i są „koala”. Hm...korek? Hm....nie zauważyłem.
Zamiast cichej spokojnej dzielnicy mam tor testowy silników wszelkiego rodzaju.
A na dokładkę pojawiła się plotka, że od jutra nie ma wody....bo na zakręcie drogowcy wykopali dziurę.
Jak łatwo jest zdezorganizować życie? Może najlepiej będzie ten kryzys przeleżeć.

Wczoraj jeszcze wszystko było normalnie. Wsiadłam, pojechałam, kupiłam, wróciłam.
Bez kłopotów, bez niespodzianek.
Dziś na drodze do realizacji moich planów stoi, tak na oko, ze czterdzieści samochodów
Dziś mogłabym usmażyć placki, bo i ziemniaki i cebula nie wymagają wyprawy samochodowej.
Na szczęście wczoraj miałam plan i udało mi się go zrealizować.
Dziś planowanie mogłabym sobie powiesić na kołku.




Wczorajsze małże brzytwy* w sosie kokosowym

paczka małży
2 łodygi trawy cytrynowej
1 łyżka drobno pokrojego imbiru
skórka otarta z jednej limonki
1 szalotka
1 ząbek czosnku
1 szklanka mleczka kokosowego
4 łyżki wytrawnego wina
1 łyżka oleju arachidowego
1 łyżka sosu rybnego
sok z jednej limonki
pęczek bazylii tajskiej (też kupicie w Selgrosie)

Rozgniatamy grubszą część trawy cytrynowej. Kroimy ją drobniutko.
Rozgrzewamy olej smażymy pokrojoną szalotkę i czosnek. Dorzucamy trawę cytrynową i imbir.
Wrzucamy małże i wlewamy wino. Przykrywamy garnek i gotujemy pół minuty.
Wlewamy mleczko kokosowe, dodajemy skórkę i sok z limonki oraz sos rybny.
Gotujemy kolejne pół minuty i zdejmujemy z ognia.
Wyjmujemy małże i teraz są dwie drogi.
Pierwsza zakłada, że zjadacz małży pobawi się nimi z ochotą. Czyli nie wyjmujemy małży ze skorupek. Danie jest widowiskowe ale trzeba się przy nim ubrudzić.
Drugi sposób jest dla tych bardziej estetycznych. Wyjmujemy małże ze skorupek, odparowujemy sos i podajemy nieuzbrojone (w muszle oczywiście). Posypujemy bazylią.

Małże są świetne, kiedy nie mamy pomysłu na obiad. Ich przygotowanie zajmuje tak niewiele czasu, że zastanawiam się czemu nie robię ich częściej.
Pod warunkiem, oczywiście, że macie takie miejsce, w którym możecie je kupić. Pobliski Selgros jest dobrym rozwiązaniem.

* mówiąc wczorajsze mam na myśli wymyślone i zrealizowane wczoraj. Dziś kolejka motoryzacyjna nieco wzrosła.





























Smacznych eksperymentów i pogodnego poranka

3 komentarze:

  1. Mmm, uwielbiam małże, choć takich jeszcze nie jadłam :)
    Korki... "Co zrobisz, jak nic nie zrobisz...?" Pozostaje tylko przeleżeć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha...ah te korki...zawsze można dłużej pogadać przez telefon, poprawić makijaż, pogadać z sąsiadem....lub się w sobie zamknąć aby nie wybuchnąć...
    Twoje małże są genialne, muszą obłędnie smakować!:) dziękuję za odwiedziny u mnie i słowo zostawione:)))Pozdrawiam Was!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, jadlam takie malze raz w zyciu. Pieknie sie je wsysalo!

    OdpowiedzUsuń