niedziela, 12 stycznia 2014

Tort adwokatowy czyli przepisy trzeba czytać ze zrozumieniem























Ostatnie ciasto piekłam na Boże Narodzenie. Potem zostałam odgoniona od miksera i foremek, bo na moje urodziny tort piecze młode pokolenie.
Nie dziw, że chęć upieczenia jakiejś słodkości dopadła mnie nagła i niepohamowana. Po trzech tygodniach z dala od piekarnika postanowiłam sobie pofolgować i upiec nareszcie ciasto jak się patrzy.
Jest karnawał. Ciasto przepojone alkoholem nie wymaga żadnego usprawiedliwienia. Dzieci się żadne nie plączą, więc ryzyko, że się przez przypadek stoczą w otchłań nałogu jest zerowe.
Wybór padł na tort adwokatowy.
Za upieczenie biszkoptu wzięłam się wieczorem. Pech chciał, że to był pierwszy dzień mojego zmagania z przeziębieniem. I chyba ono nieco uśpiło moją czujność. Miksowałam jajka, przesiewałam mąkę i dopiero kiedy spojrzałam w głąb miski zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Coś tego ciasta jest za dużo. Na naszą dwójkę wystarczy foremka o średnicy 15 centymetrów. To, co było w misce wypełniłoby cztery takie formy. Jak mogłam przeoczyć fakt wsypania do jajek 25 dkg mąki?
Chcąc nie chcąc, zamieniłam małą formę na największą jaką miałam. Już wtedy błąkała mi się po głowie myśl, co ja z taką przemysłową ilością ciasta zrobię.
Następnego dnia kiedy mój katar rozhulał się na dobre, przyszedł czas na zrobienie kremu.
Smakowanie i wąchanie nie było moją mocną stroną.
Z ręką na sercu nie wiem jak ten tort smakuje. Lałam ajerkoniak mając nadzieję, że będzie dobrze.
Dziś rano MMŻ przy śniadaniu zapytał dlaczego pół lodówki stoi na szafce. Zamiast odpowiedzi, otwarłam lodówkę. Tam, na dolnej półce, jak Królowa Śniegu, rozłożył się mój tort.
Czy planujemy coś o czym jeszcze nie wiem? - zapytał MMŻ. Dziecko ma urodziny dopiero za tydzień. Aż taka zapobiegliwa nie jestem, żeby z tygodniowym wyprzedzeniem robić kremowe ciasto.
I MMŻ olśniło. Idziemy popołudniu z wizytą do znajomego. Już wiem co mu w  prezencie przyniesiemy. Szkoda tylko, że ciągle nie mam szans dowiedzieć się jak ten tort smakuje (na szybkie pozbycie się kataru raczej nie mam szans).



Tort adwokatowy:

ciasto:

6 jajek
pół szklanki drobnego cukru
1 łyżeczka esencji waniliowej
25 dkg mąki pszennej
4 łyżki mąki kukurydzianej
1 łyżeczka proszku do pieczenia

krem adwokatowy:

4 żółtka
pół szklanki drobnego cukru
2 łyżeczki żelatyny
pół szklanki mleka
30 dkg miękkiego masła
1 szklanka ajerkoniaku

300 ml kremówki 36%
3 łyżki cukru pudru
2 łyżeczki żelatyny

poncz:
pół szklanki przegotowanej wody
1 łyżeczka cukru
3 łyżki białej wódki

ciasto:
Ubijamy na puch jajka z cukrem. Dodajemy wanilię. Mąki mieszamy z proszkiem i przesiewamy przez sito. Potem delikatnie mieszamy z kremem jajecznym.
Formę o średnicy 26 cm wykładamy papierem do pieczenia (tylko dno). Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
Wlewamy ciasto do formy i pieczemy 40 minut.
Studzimy i zostawiamy do następnego dnia.
Potem kroimy na trzy placki.

krem:
Ubijamy żółtka z cukrem na kogel mogel czyli na puszystą masę. Żelatynę zalewamy dwiema łyżkami zimnej wody by napęczniała. Następnie zalewamy mlekiem i stawiamy miseczkę z żelatyną na garnku z gotującą się wodą by się całkowicie rozpuściła. Odstawiamy na bok.
Ubite żółtka stawiamy na garnek z gotującą się wodą i ubijamy do białości. Kiedy jajka są ciepłe dolewamy żelatynę. Ubijamy jeszcze 3 minuty i zdejmujemy miskę z garnka. Studzimy masę jajeczną z żelatyną. Do przestudzonej masy wlewamy ajerkoniak. Mieszamy dokładnie. Kiedy masa wystygnie, ubijamy do białości miękkie masło i po łyżce dodajemy do niego masę jajeczną. Ciągle miksujemy.

Składamy ciasto. Pierwszy krążek nasączamy ponczem. Smarujemy częścią kremu. Przykrywamy drugim krążkiem. Ten też nasączmy ponczem i znów smarujemy grubo kremem. Przykrywamy trzecim, ostatnim krążkiem. Smarujemy wierzch i boki ciasta resztą kremu. Nie martwcie się, że wyszło nierówno. Cały tort zostanie przykryty obficie bitą śmietaną więc wszystkie nierówności zostaną zamaskowane.
Ubijamy zimną śmietanę (to podstawa sukcesu). Rozpuszczamy żelatynę jak wcześniej. Do ubitej śmietany dosypujemy cukier puder i wlewamy ciepłą jeszcze żelatynę. Miksujemy krótko i kończymy dekorować tort.



Wyszedł imponujący. Takie torty robi się z okazji a nie dla widzimisię. Moim jedynym usprawiedliwieniem jest zamulenie umysłowe spowodowane zapchanym nosem.
Na razie go może nie pieczcie. Poczekajcie aż ktoś w końcu go spróbuje.
Zapytam znajomych jak im smakował.
Nie mam niestety zdjęć w przekroju, ale nie wypadało kroić czyjegoś prezentu.

























Mam nadzieję, że następne moje ciasto będzie bardziej kameralnych rozmiarów.

Smacznego i umiaru w doborze składników

14 komentarzy:

  1. Przeciez to nie tort - to dzielo sztuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chętnie przygarnęłabym kawałek tego pięknego ciasta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To arcydzielo Limonko, arcydzielo, przepiękny tort, wyjątkowo wygląda i pewno wyjątkowo smakuje:))A ilosc ciasta, kremu i nie dokładne przeczytanie przepisu...najwazniejsze, ze wszystko sie udalo.Pozdrawiam cieplo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam wczoraj jak znikał. Wnioskuję z tego, że był jadalny:))

      Usuń
  4. baaaaaaaaaaaaaardzo elegancki i ten smak!!! Super:)
    Pozdrawiamy!!!
    Tapenda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie. Szczególnie podoba mi się to długie "a":))) Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  5. PRZEPIĘKNY! Na prawdę niesamowity:)

    OdpowiedzUsuń
  6. zdrowia,zdrowia,zdrowia.Te kulki to z czego ?Majka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Na razie powoli to dochodzenie do zdrowia idzie. A kulki są trufelkami z białej czekolady. Uściski

      Usuń
  7. trufelki robiłaś sama czy gotowe? Nie będę się powtarzać cudo.Majka.

    OdpowiedzUsuń