czwartek, 3 października 2013

Jane i Tarzan oraz makaron z grzybami, tymiankiem i oscypkiem



Ty Jane. Ja Tarzan.
Scenariusz zawsze jest ten sam.
Kura domestica siedzi w domu i np. haftuje makatkę. Myśliwy, zdobywca i król dżungli wychodzi rano i nikt nie wie, co robi przez następne kilka godzin.
Kiedy Jane pogrążona w myślach napawa się swoją samotnością, z zadumy wyrywa ją, a przy okazji igłę z jej ręki, dziki okrzyk. Potem drugi i trzeci. Okrzyki zbliżają się i wywabiają Jane na zewnątrz.
Po krótkiej chwili lęku i niepewności Jane dostrzega, że oto nadchodzi jej karmiciel, jej zbawca i macho w jednej postaci.
Stoi w zwycięskiej pozie przed domem a u jego....stóp leży ofiara.
Jego wzrok mówi wszystko: i co się tak gapisz kobieto! Sama przecież nic nie upolujesz! Jak chcesz przetrwać zimę?!
Nie martw się jednak, ja o ciebie zadbam.
Ja, Jane podchodzę do mojego Tarzana i schylam się, żeby go pogłaskać po kudłatej głowie.
Staram się nie patrzeć na to biedne, małe stworzenie upolowane przez dumnego zdobywcę. Znów jakaś okoliczna mysia rodzina została osierocona.
Wyrażam fałszywe słowa zachwytu i mój kocur odchodzi z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i zadartym ogonem.
Po jakimś czasie historia się powtarza.
Dlaczego on w tak demonstracyjny sposób przynosi swoje łupy?
Dlatego, że on jest Tarzanem a ja Jane. Kropka.
Śmierć z głodu mi nie grozi. Przynajmniej w jego mniemaniu.

Gdyby Orlando (tak ma na imię mój Tarzan) wiedział co wkładam do garnków, jego uwielbienie do mnie mogłoby się rozwiać jak mgła poranna. Żadnych myszy, nornic, motyli i jaszczurek. Ile dobra się marnuje.
Wolę jednak dynie, cukinie, grzyby i naleśniki.

Dziś na obiad moja zdobycz. Nie ma nóżek, noska ani futerka. O, przepraszam...ma jedną nogę... i kapelusz.

                               Tak, tak moi drodzy. To się nazywa udane polowanie.


Makaron z grzybami, tymiankiem i oscypkiem

1,5 szklanki makaronu rurki (lub jakikolwiek innego)
woda do ugotowania makaronu
odrobina soli

sos:

miseczka (około 2 szklanek) dowolnych jadalnych grzybów
1 łyżka masła
1 łyżka oliwy
200 ml kremówki
1 łyżka tymianku (suszonego lub świeżego)
pół łyżeczki pieprzu
odrobina soli
oscypek

Stawiamy garnek z wodą i solą na ogniu. Kiedy się woda zagotuje wrzucamy makaron. Mieszamy, zagotowujemy i gotujemy do fazy al dente.
W tym czasie obrane grzyby myjemy i dobrze odsączmy na sicie. Jeśli nie są zbyt upiaszczone, to ich nie myjcie.
Na patelni rozgrzewamy oliwę z masłem i wrzucamy grzyby. Nie muszą być pokrojone, chyba, że kapelusze są jak kołpaki. Grzyby powinny być zauważalne w sosie.
Smażymy grzyby do momentu aż odparujemy wodę z patelni. Wtedy sypiemy sól, zalewamy grzyby kremówką i dodajemy tymianek. Gotujmy sos kilka minut i posypujemy pieprzem. Nieco odparowany sos łączymy z makaronem. Dzielimy makaron na porcje i na górę sypiemy starty oscypek.



Proste, smaczne i nikt nie złożył siebie w ofierze.

Smacznego

5 komentarzy:

  1. ach ten łowca.dumny,ale wierny:)
    a Twoje danie na obiad-cudo.aromatyczne grzyby+makaron+tymianek to takie moje jesienne comfort food;)

    pozdrawiam!
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łowca nie ustaje w wysiłkach, żeby sprawić mi radość. Ja jednak zostanę przy makaronie i grzybach:))

      Usuń
  2. Bardzo bylam ciekawa jak sie skonczy ta historia o Tarzanie i Jane :) Super! A Twoje zdobycze tez niczego sobie Limonko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne okazy! Rewelacyjny przepis, Ty to masz głowę do łączenia smaków! Zazdroszczę :)

    ps. też raz zdarzyło mi się wyjść przed dom do lasu, ale teraz po tych przymrozkach nie mam nadziei, że jeszcze coś znajdę...

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam jeszcze rośnie. Małe i pokurczone, ale może to jeszcze nie koniec sezonu grzybowego?:)))

      Usuń