I nagle, MMŻ
nostalgicznie: O, hu leta lof!!!”.
Dzieci nasze zastrzygły uszami: ojciec przemówił językami,
albo zepsuł mu się translator.
Tu nastąpiła dalsza część przytaczanej historii:” myśleliśmy, że taki ma tytuł ta piosenka”.
Spieszę wyjaśnić, że w radio brzmiała poczciwa Whole
Lotta Love Led Zeppelin.
Dzieci wierzgnęły z radości nogami i ocknęły się dopiero po
kilku minutach z szalonego śmiechu.
No, cóż, tak wtedy szkoła uczyła angielskiego.
Dzisiaj, choć lata świetlne upłynęły od tamtych czasów, to i
tak uparcie, i z sentymentem wracamy do przekręconej nazwy tego utworu. Zresztą,
historia musiała być sugestywna, skoro inaczej w naszej rodzinie na Whole Lotta Love się nie mówi. Bez
względu na różnice pokoleń.
Skąd taka opowieść? Otóż stąd, że sałatka, o której chcę
opowiedzieć ma w sobie klimat lat 70 tych. Wędzona makrela, buraki były
dostępne bez ograniczeń. Żadne rarytasy, po prostu siermiężna rzeczywistość. I
do głowy by mi nie wpadło, że po latach taki mariaż może dać efekt niebywały.
To tak jak po latach muzycznych eksperymentów odkryć na nowo Hu leta lof.
Z pełną odpowiedzialnością polecam zarówno sałatkę jak i Led
Zeppelin (oczywiście tym, którzy jeszcze nie poznali).
Sałatka z buraków i
wędzonej ryby
pomysł znalazłam tutaj:
(dwie osoby najedzą się po uszy)
2 buraki
1 makrela lub pstrąg wędzony
dwie garści rukoli
garść kiełków z rzodkiewki
Marynata do buraków:
3 łyżki oliwy
2 łyżki octu balsamicznego
2 łyżki octu balsamicznego
szczypta soli
1 łyżeczka cukru
Marynata do ryby:
2 łyżki chrzanu
sok z połowy cytryny
4 łyżki oliwy
szczypta soli
pieprz
Dressing:
pół kubeczka jogurtu
3 łyżki chrzanu
szczypta soli
skórka otarta z połowy cytryny
i ewentualnie marynata, która została z ryby
Żeby zjeść sałatkę, trzeba dzień wcześniej zamarynować
buraki.
Ryba nie jest tak wymagająca. Zrobiłam dwie wersje czyli z
zamarynowaną rybą i rybą bez marynowania. W końcowym efekcie nie odczuliśmy
różnicy.
Wracając do buraków, należy je obrać ze skóry i bardzo
cieniutko pokroić na plasterki. W pudełku (zamykanym) musimy zmieszać składniki
marynaty. Do niej wkładamy plastry buraków, zamykamy pudełko i energicznie
mieszamy. Wkładamy pudełko do lodówki na kilkanaście godzin. Od czasu do czasu
potrząśnijmy pudełkiem, żeby wszystkie buraki były potraktowane sprawiedliwie
marynatą.
Moje plastry marynowały się 24 godziny. To właściwie jedyna
praca, jaką trzeba wykonać przy tej sałatce.
Kiedy następnego dnia przystąpiłam do organoleptycznego
testu buraków, moje oszołomienie nie miało granic. Wiecie jak smakuje surowy
burak? Ziemisto, mdło, piwnicznie. To, co wyjęłam z marynaty miało tyle z nim
wspólnego, co surowy ziemniak z frytką. Było fantastyczne.
W drugim pudełku mieszamy składniki marynaty i do niej
wkładamy kawałki obranej ze skóry i ości ryby.
Następnego dnia wyjmujemy obie marynaty z lodówki i
przygotowujemy sałatkę.
Na talerzu układamy starannie buraki. Na nich kładziemy
kopczyk rukoli. Na wierzchu ląduje ryba a na samym szczycie kępka kiełków.
Teraz dressing.
Oryginalny przepis sugerował użycie marynaty z ryby. Ale
mojej było tyle co kot napłakał. A my lubimy mokre sałatki.
Zmieszałam, więc, jogurt z chrzanem, odrobiną soli i skórką
z cytryny. Posypałam świeżo zmielonym pieprzem i podałam na stół.
Było rewelacyjne.
A wiecie co zjadłam na lunch dzisiaj? Kanapkę z resztą
buraka i ryby z sosem chrzanowym. Też
świetnie smakowało. Słuchając Roberta Planta.
Smacznego
Klasyka sama w sobie w postaci Zeppelinow. Salatka wydaje mi sie mniej klasyczna, ale moze tez sie skusze..?
OdpowiedzUsuńKochana, a co ty wiesz o klasyce lat 70 tych? Oczywiście w dziedzinie makreli. Buźka
UsuńUwielbiam makrelę , więc sałatka byłaby strzałem w 10, zresztą jak Narazie wszystko co jest na twoim blogu.Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńJesteś bardzo miła. Dziękuję pięknie. A sałatka jest naprawdę dobra. Pięknego weekendu:)
Usuń