Zaczęło się. Czerwono, różowo, słodko, misiowato,
landrynkowo. Karnawał dostał przyśpieszenia. Tłusty czwartek już z niektórych
kuchni pachnie smalcem i konfiturą z róży. Jeszcze się nie otrząśniemy z ostatniego
weekendu karnawału, a już śledzia trzeba będzie powiesić pod lampą. Potem
chwila memento mori, by w czwartek pogrążyć się złocie, słodkości i czerwieni.
Już mnie zęby bolą.
Zrobiłam dziś wycieczkę do stoiska z prasą. Przejrzałam skrupulatnie
każde kulinarne czasopismo. Ojejku! Pączki, desery z wylewającą się czekoladą i
serca, serca, serca. Na słodko. Na słono. Z ryżu, kurczaka i brokułów. Luty to
nieustający festiwal kardiologiczny. Choć element zwierzęcy w postaci
pluszowych niedźwiedzi też jest przytłaczający.
I choć każda zapytana przedstawicielka mojej płci na pytanie
o walentynki odpowiada lekceważąco: „komercja”, to biada mężczyźnie, który
potraktowałby jej słowa poważnie. Ale my jesteśmy nieodgadnione. Jakie
nieprzewidywalne! No, sfinksy po prostu. Tu twarde baby, rozstawiające chłopów
po katach i oczekujące równego (czytaj
męskiego) traktowania. Tu znów lilie wątłe, oczekujące noszenia na rękach i
pisania poematów.
Nikt, moi panowie, nie obiecywał, że będzie łatwo. Czas
zrobić plan (najlepiej w czerwonym kolorze) i może upiec jakieś bezowe
serduszko. Bo Ona na sto procent uszczęśliwi was słodkim (niekoniecznie smakowo)
prezentem.
Ale potem już cisza i spokój przez najbliższe…..21 dni. Bo
oto nadchodzi Dzień Kobiet. Którego też „nie lubimy”. Ha, ha, ha.
Mój wkład walentynkowy będzie adekwatny w kolorze. Słodko będzie
gdzie indziej. Kuchnia walentynkowa ma być pikantna.
krewetki z prażonym pieprzem syczuańskim
(na 2 porcje)
pół kilograma
surowych krewetki ( jeśli są zamrożone, to trzeba je rozmrozić)
3 ząbki czosnku
1 chili
1 łyżka pieprzu syczuańskiego (uprażonego na suchej patelni
i zmielonego)
sok z połowy limonki
2 łyżki oliwy
sól, pieprz
cebula dymka
sos
wywar z pancerzyków zredukowany do połowy szklanki
tłuszcz po usmażeniu krewetek
50 ml wermutu
szczypta soli
2 łyżki zimnego masła
Krewetki obieramy z pancerzyków. Absolutnie ich nie
wyrzucamy. One są podstawą zrobienia sosu.
Pancerzyki zalewamy wodą i gotujemy na małym ogniu 10 minut.
Potem przecedzamy wywar. Pancerzyki wyrzucamy a wywar odparowujemy do objętości
połowy szklanki.
Obrane krewetki przykrywamy i odstawiamy na bok.
Czosnek obieramy i kroimy na kawałki. Chili siekamy drobno.
Na patelnię wlewamy oliwę i do zimnej wrzucamy czosnek, chili i pieprz
syczuański. Podgrzewamy na małym ogniu aż oliwa nabierze aromatu. Czyli około
10 minut. Potem zwiększamy ogień i na gorącą oliwę wkładamy krewetki. Smażymy
aż nabiorą różowo pomarańczowego koloru. Sypiemy szczyptę soli i wlewamy sok z
połowy limonki. Wyjmujemy krewetki do miseczki a na patelnię wlewamy kieliszek
wermutu. Odparowujemy alkohol i wlewamy wywar z krewetek. Zagotowujemy i
dodajemy zimne masło. Sos dzięki temu będzie miał delikatną, aksamitną konsystencję.
Polewamy krewetki i podajemy posypane dymką.
Chlebki nan czy focaccia są tutaj
idealnym dopełnieniem. Sos pięknie się wchłania.
Smacznego i nie dajcie się zwariować
pierwsze zdjęcie świetne!
OdpowiedzUsuńoj skosztowałabym :)
Dziękuję pięknie i zapraszam ponownie:)
UsuńJa także skosztowałabym bo apetycznie wygląda:)Pozdrawiam ciepło!!!
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam serdecznie:)
UsuńDoskonałe muszą być! Widać to wyraźnie na ostatnim zdjęciu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, w Walentynki ma być ostro!
Pozdrawiam:)
Ps. po raz pierwszy u Ciebie ale nie ostatni, o nie. Kupiłaś mnie babkami w puszkach (że też dopiero teraz je zobaczyłam...)
Witam gorąco i mam nadzieję, że będziesz wpadać częściej. Serdecznie zapraszam:)
OdpowiedzUsuńPysznie się prezentują, jeszcze tak podanych nie jadłam. Czas to zmienić! :)
OdpowiedzUsuńMniam, az zglodnialam od samego patrzenia! A spostrzezenia jak zwykle celne!
OdpowiedzUsuń