wtorek, 5 lutego 2013

Krewetki w prażonym pieprzu syczuańskim czyli znów Walentynki




Zaczęło się. Czerwono, różowo, słodko, misiowato, landrynkowo. Karnawał dostał przyśpieszenia. Tłusty czwartek już z niektórych kuchni pachnie smalcem i konfiturą z róży. Jeszcze się nie otrząśniemy z ostatniego weekendu karnawału, a już śledzia trzeba będzie powiesić pod lampą. Potem chwila memento mori, by w czwartek pogrążyć się złocie, słodkości i czerwieni. Już mnie zęby bolą.

Zrobiłam dziś wycieczkę do stoiska z prasą. Przejrzałam skrupulatnie każde kulinarne czasopismo. Ojejku! Pączki, desery z wylewającą się czekoladą i serca, serca, serca. Na słodko. Na słono. Z ryżu, kurczaka i brokułów. Luty to nieustający festiwal kardiologiczny. Choć element zwierzęcy w postaci pluszowych niedźwiedzi też jest przytłaczający.
I choć każda zapytana przedstawicielka mojej płci na pytanie o walentynki odpowiada lekceważąco: „komercja”, to biada mężczyźnie, który potraktowałby jej słowa poważnie. Ale my jesteśmy nieodgadnione. Jakie nieprzewidywalne! No, sfinksy po prostu. Tu twarde baby, rozstawiające chłopów po katach i oczekujące równego  (czytaj męskiego) traktowania. Tu znów lilie wątłe, oczekujące noszenia na rękach i pisania poematów.

Nikt, moi panowie, nie obiecywał, że będzie łatwo. Czas zrobić plan (najlepiej w czerwonym kolorze) i może upiec jakieś bezowe serduszko. Bo Ona na sto procent uszczęśliwi was słodkim (niekoniecznie smakowo) prezentem.
Ale potem już cisza i spokój przez najbliższe…..21 dni. Bo oto nadchodzi Dzień Kobiet. Którego też „nie lubimy”. Ha, ha, ha.

Mój wkład walentynkowy będzie adekwatny w kolorze. Słodko będzie gdzie indziej. Kuchnia walentynkowa ma być pikantna. 




krewetki z prażonym pieprzem syczuańskim
(na 2 porcje)

 pół kilograma surowych krewetki ( jeśli są zamrożone, to trzeba je rozmrozić)
3 ząbki czosnku
1 chili
1 łyżka pieprzu syczuańskiego (uprażonego na suchej patelni i zmielonego)
sok z połowy limonki
2 łyżki oliwy
sól, pieprz
cebula dymka
sos
wywar z pancerzyków zredukowany do połowy szklanki
tłuszcz po usmażeniu krewetek
50 ml wermutu
szczypta soli
2 łyżki zimnego masła

Krewetki obieramy z pancerzyków. Absolutnie ich nie wyrzucamy. One są podstawą zrobienia sosu.
Pancerzyki zalewamy wodą i gotujemy na małym ogniu 10 minut. Potem przecedzamy wywar. Pancerzyki wyrzucamy a wywar odparowujemy do objętości połowy szklanki.
Obrane krewetki przykrywamy i odstawiamy na bok.

Czosnek obieramy i kroimy na kawałki. Chili siekamy drobno. Na patelnię wlewamy oliwę i do zimnej wrzucamy czosnek, chili i pieprz syczuański. Podgrzewamy na małym ogniu aż oliwa nabierze aromatu. Czyli około 10 minut. Potem zwiększamy ogień i na gorącą oliwę wkładamy krewetki. Smażymy aż nabiorą różowo pomarańczowego koloru. Sypiemy szczyptę soli i wlewamy sok z połowy limonki. Wyjmujemy krewetki do miseczki a na patelnię wlewamy kieliszek wermutu. Odparowujemy alkohol i wlewamy wywar z krewetek. Zagotowujemy i dodajemy zimne masło. Sos dzięki temu będzie miał delikatną, aksamitną konsystencję. Polewamy krewetki i podajemy posypane dymką. 
Chlebki nan czy focaccia są tutaj idealnym dopełnieniem. Sos pięknie się wchłania. 



Smacznego i nie dajcie się zwariować



8 komentarzy:

  1. pierwsze zdjęcie świetne!
    oj skosztowałabym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja także skosztowałabym bo apetycznie wygląda:)Pozdrawiam ciepło!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonałe muszą być! Widać to wyraźnie na ostatnim zdjęciu.
    Zgadzam się, w Walentynki ma być ostro!
    Pozdrawiam:)
    Ps. po raz pierwszy u Ciebie ale nie ostatni, o nie. Kupiłaś mnie babkami w puszkach (że też dopiero teraz je zobaczyłam...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam gorąco i mam nadzieję, że będziesz wpadać częściej. Serdecznie zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pysznie się prezentują, jeszcze tak podanych nie jadłam. Czas to zmienić! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mniam, az zglodnialam od samego patrzenia! A spostrzezenia jak zwykle celne!

    OdpowiedzUsuń