W zeszłym tygodniu piekłam tartę z rabarbarem.
Po wielu latach obdarzania go jawną niechęcią,
postanowiłam, że dam mu jeszcze jedną szansę.
W dzieciństwie słowo – rabarbar miało tylko jeden wydźwięk, negatywny. Kompot z
niego był fuj, ciasto drożdżowe – ohyda, dżem – zgroza. Czyli klęska na całej
linii.
I nagle zachciało mi się tarty rabarbarowej. Takiej słodko
kwaśnej i biało różowej.
Żelazo trzeba kuć póki gorące. Żeby mi nagle afekt do
kwaśnych łodyg nie minął, wysłałam dziecko, by zdobyło rabarbar.
Poszła, rozpoznała, zdobyła.
Uprzejmość sąsiadów jest bezkresna, bo z otrzymanej ilości
warzywa (tak, tak, drodzy Państwo, on jest warzywem), mogłam z dziesięć tart
upiec.
Jedno mnie tylko niepokoiło, kolor. Ja sobie wymarzyłam
nadzienie różowe, a leżące przede mną łodygi były wściekle zielone.
A może to nie rabarbar? Wystarczył jednak jeden kęs, by
przerażające wspomnienia z dzieciństwa wróciły. To na 100 procent jest
rabarbar. Może on zmienia kolor jak kameleon? Nic nie wiadomo było o
nadzwyczajnych jego zdolnościach. Ale kto wie?
Upiekłam tartę.
Tak szybko jak się zdecydowałam na zmierzenie się ze zmorą
dzieciństwa, tak szybko ciasto zniknęło z talerza.
Niby smakowo spełniło moje zachcianki….tylko ten kolor….zielony.
Wiadomo było, że zmierzę się z nim jeszcze raz. Kolejną
porcję kupiłam na targu. Tym razem łodygi musiały być czerwone. Potem już było
z górki.
Porcja ciasta leżała sobie w lodówce. Miałam szansę poprawić
to, co w prototypie mnie rozczarowało.
Co z tego wyszło? Tarteletki z mascarpone, karmelizowanym
rabarbarem i ananasem i bezą.
Dlaczego użyłam ananasa? Ponieważ został mi z sałatki i
wydawało mi się, że z rabarbarem stworzą udaną parę. Miałam rację. Nieco
bezsmakowy polski badyl zyskał na smaku w połączeniu z zamorskim przybyszem.
Tarteletki z
mascarpone, karmelizowanym rabarbarem i ananasem i bezą.
ciasto kruche na 6-8
tarteletek
1 szklanka mąki pszennej
100 g zimnego masła
2 łyżki cukru pudru
1 żółtko
1 łyżka kwaśnej śmietany
szczypta soli
karmelizowany rabarbar
z ananasem
6 łodyg rabarbaru
6 krążków ananasa z puszki
pół szklanki soku z ananasa
1 czubata łyżka cukru
2 strączki zielonego kardamonu (wyłuskane i utarte w moździerzu)
Beza
(na 10 niedużych bezików)
2 białka
130 g cukru pudru
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
do przełożenia:
100 g mascarpone
100 ml kremówki
2 łyżki cukru pudru
Kto by pomyślał, że aby zrobić kilka rabarbarowych maleństw
potrzebujemy takiej długiej listy.
Ciasto kruche robi się błyskawicznie. Niestety wymaga
chłodzenia, więc trochę czasu nam zajmie.
Szybciutko siekamy nożem wszystkie składniki. Im mniej będą
miały kontaktu z ciepłymi rękami, tym lepiej. Jeśli możecie, powierzcie tę pracę maszynie. Potem uformujcie
placek (łatwiej się potem wałkuje niż kulkę) i włóżcie go do lodówki na
godzinę.
Rabarbar kroicie na kawałki mniej więcej 3-4 centymetrowe.
Ananas również. Sypiecie cukier i kardamon. W rondelku smażycie kwaśnego i aromatycznego
aż puszczą sok. Przekładacie je na sitko. Cały sok z rabarbaru razem z sokiem z
ananasa odparowujecie aż będzie gęsty. Łączycie z ananasem i rabarbarem.
Studzicie.
Teraz zabawa z bezą. Ubijacie białka i kiedy są już sztywne,
po łyżeczce dosypujecie cukier. Ubijacie i znów sypiecie cukier. Na koniec
ubijając, wlewacie sok z cytryny i mąkę kukurydzianą.
Jeśli potraficie posługiwać się rękawem cukierniczym, to na
blachę wyłożoną papierem, wyciśnijcie zgrabne krążki. Ja mam z tym kłopoty i
moje bezy zawsze wyglądają nieco kubistycznie.
Wkładacie blachę do nagrzanego do 130 stopni piekarnika i
suszycie bezy 50 minut. Potem uchylacie drzwi piekarnika i zostawiacie w nim
ciastka, póki nie ostygną.
Bezy wyjmujecie i podwyższacie temperaturę pieca do 180
stopni. Będziecie piec tarteletki. Ciasto kruche wyjmujecie z lodówki,
rozwałowujecie i cienkimi plastrami wykładacie foremki. Nakłuwacie widelcem i
pieczecie 10-15 minut. Aż będą złote. Studzicie.
Mascarpone ubijacie i mieszacie z ubitą kremówką i cukrem.
Uf. Dobrnęliście prawie do finału.
Do tarteletki nakładacie mascarpone. Na białą warstwę
dajecie łyżkę rabarbaru. Na rabarbar stawiacie bezę. Voila!
Mam dwie uwagi.
Po pierwsze, te małe ciasteczka tylko wyglądają tak
niewinnie. Ich konstrukcja uniemożliwia zjedzenie ich w estetyczny sposób.
Jeśli zamierzacie zaprosić wymagającą teściową lub kolegę estetę, przygotujcie
raczej sernik. Okruchy, okruszki i kleksy śmietany są nieuniknione.
Ale w gronie swojaków, jedzenie tych drobiazgów wywoła
ogólny śmiech. Wszyscy będą upaćkani. Zróbcie zawody, kto poradzi sobie
najzgrabniej.
Druga uwaga jest ponadczasowa: nigdy nie mów nigdy.
Rabarbarze witaj!
Smacznego i dużo wesołego gotowania
Wyglądają uroczo! Muszą być pyszne!
OdpowiedzUsuńSą pyszne. Tylko nieco wybuchają w rękach. Może ciasto zrobiłam za kruche? Pozdrawiam
UsuńO, tak brudną robotą jest zjedzenie takich cudów. Ale zabawa przy jedzeniu przednia.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze rabarbar mnie nie przekonuje, chociaz Anglicy sie nim zachwycaja. Dziwni ci Angole...
Och. Anglicy mają dziwniejsze potrawy niż rabarbar. Choćby sos miętowy do jagnięciny. Obeliks jednak wiedział co mówi. Buźka
OdpowiedzUsuń