Co pewien czas nachodzi mnie potrzeba zjedzenia placków. Te
ziemniaczane, chrupkie na brzegach, pachnące czosnkiem najlepiej smaży moja
Mama. Ani mi w głowie próbować jej dorównać. Mistrzostwo świata w plackach,
pierogach i naleśnikach należy bezapelacyjnie do Niej.
Ale są placuszki, które uwielbiam, a które są moją
specjalnością. Wtedy wyciągam wór mąki z
ciecierzycy i ogłaszam dni kuchni indyjskiej. Smażę pakory. Zazwyczaj na
plackach się nie kończy. One są początkiem hinduskiego ciągu. Dopiero MMŻ przytomnie
zauważa, że może byśmy już Perłę w Koronie na jakiś czas opuścili. Ale raz za
razem historia mojej indyjskiej histerii się powtarza.
Zieleniny na rynku coraz więcej, więc wariacje na temat są
praktycznie nieograniczone. A na dodatek dobra dusza ogłosiła akcję na temat
wyżej wspomnianej kuchni .
Mnie nie trzeba namawiać do zabawy z indyjskimi smakami. Po
włoskiej i tajskiej, to mój ulubiony zakątek kuchni. Kolory, smaki, zapachy,
którymi eksperymentuję pod naszą szerokością geograficzną, blado się zapewne
mają do oryginalnej kuchni indyjskiej. To jak porównać Damę z Łasiczką z Muzeum
Czartoryskich do jej kopii, kupionej przy bramie Floriańskiej. Choć chęci mi
nie brakuje.
Wyprawa do Indii ciągle jeszcze jest na liście marzeń do
zrealizowania. A wtedy będę mądrzejsza o całe tysiące kilometrów. Na razie musi
mi starczyć wyobraźnia i słoiczki niezliczonych przypraw.
Do wspomnianych placuszków możecie zajrzeć tutaj, bo warte
są grzechu. Gdy zrobicie do nich kurczaka tandoori, to dotkniecie koniuszkiem
języka półwyspu indyjskiego.
Z kurczakiem jest trochę zachodu, więc jeśli chcecie Indii a
nie chcecie się napracować, to ugotujcie zupę. Pięknie żółtą, pachnącą i
zapełniającą żołądek w sposób bardzo satysfakcjonujący.
Zupa kokosowa z żółtą soczewicą:
1 cebula
3 ząbki czosnku
kawałek chili (jego wielkość zależy od ostrości)
1 łyżeczka kuminu (zmielonego)
1 łyżeczka kolendry (zmielonej)
1 łyżeczka przyprawy curry
pół łyżeczki cynamonu
1 szklanka bulionu (warzywnego lub z kurczaka)
1 puszka mleczka kokosowego
3 ziemniaki obrane i pokrojone w kostkę
1/3 szklanki żółtej soczewicy
sól do smaku
1 łyżeczka soku z cytryny
olej do smażenia
Zaczynamy od rozgrzania w rondlu oleju. Kiedy będzie gorący
wrzucamy do środka pokrojoną w kostkę cebulę, czosnek, chili i ziemniaki.
Obsmażamy przez chwilkę i posypujemy przyprawami: kuminem, kolendrą, cynamonem
i curry. Smażymy mieszając aż po kuchni zaczną pełzać upojne zapachy. Wlewamy
bulion i zagotowujemy. Wsypujemy przepłukaną na sicie ciecierzycę i gotujemy z
pięć minut. Dolewamy mleczko kokosowe i gotujemy na niewielkim ogniu do
momentu, aż soczewica będzie miękka. O ziemniakach nie mówię, bo one nie
wymagają troski. Ugotują się niejako przy okazji. Doprawiamy zupę solą i
odrobiną soku z cytryny.
Jeśli się powiedziało zupa, to może warto pójść dalej.
Kurczak tandoori jest tandoori w cudzysłowie. Nie mam pieca
do jego upieczenia ale piekarnik jest niezłym zastępstwem. Też jest gorący. A robi się takiego kurczaka równie prosto jak
zupę.
Kurczak tandoori:
3 udka z kurczaka
1 opakowanie naturalnego jogurtu
2 ząbki czosnku
1 łyżka pokrojonego imbiru
1 mała cebula
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka kolendry
1 łyżeczka garam masala
Pół łyżeczki kurkumy
1 łyżka soku z cytryny
pół łyżeczki soli
odrobina czerwonego spożywczego barwnika
Kurczaka musimy umyć
i osuszyć papierowym ręcznikiem. Potem obierammy go ze skóry i
pozbywamy się kości. Wszystkie
składniki marynaty miksujemy blenderem na gładką masę i zalewamy nią kurczaka.
Wystarczy mu, jeśli poleży w marynacie 3-4 godzinki, choć nie ukrywam, że
moczenie się przez noc robi z kurczaka smakowe zjawisko.
Potem rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Na ruszcie
kładziemy wyjętego z marynaty kurczaka i pieczemy 35-40 minut. Pamiętajcie o
blaszce pod rusztem, bo marynata w trakcie pieczenia będzie ściekać. Obiad
będzie smaczny, ale robota z myciem piekarnika odpędzi was od kuchni indyjskiej
na dobre kilka miesięcy. Lepiej się zabezpieczyć przed niespodziankami.
Mamy więc zupę, kurczaka i może pakory. Kuchnia indyjska
całą zadowoloną gębą.
A to moje ukochane pakory z ciecierzycy
Smacznego i pędzę zdobić jakiś jogurtowy deser. Może z wodą różaną?
Kłaniam się wam nisko i pozdrawiam
ojej, ojej! jakie smakowitości.
OdpowiedzUsuńte kolory, takie żywe!
A jak smakowało! Warto taką zupę upichcić dla zapachów rozchodzących się po domu. Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam
UsuńO ja cie nie moge! Jaka zupa! I jaki kurczak! ACH!
OdpowiedzUsuńKobieto, gotuj! Kurczaka zostaw mięsożercom, ale zupę możesz jeść wiadrami. Buźka
Usuń