niedziela, 16 lutego 2014

Morskie opowieści i ośmiorniczki na czerwono





















- Co pani z „tego” zrobi?
„To” było 800 gramowym woreczkiem małych ośmiorniczek. Cieszyłam się jak dziecko, bo rzadko udaje mi się je kupić.
Otwarłam buzię, żeby odpowiedzieć pani wybierającej obok kostki mintaja i zobaczyłam wyraźny niesmak i niedowierzanie na jej twarzy: jak ktoś może dobrowolnie jeść „to”?
Jej pytanie było czysto retoryczne. Ona nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Ona wiedziała, że „to” jest świństwem, którego przyzwoici ludzie nie biorą do ust. Zresztą, nie czekała na moją odpowiedź. Zamanifestowała po prostu swoje zdanie.
Pomaszerowałam z woreczkiem do kasy a tam kolejna zdziwiona. Tym razem sympatycznie.
-A co pani z „tym” zrobi?
Oczekiwanie na jej twarzy zachęciło mnie do zwierzeń. Ja się rozpędzałam w opowiadaniu a pani kasjerka z uprzejmym uśmiechem słuchała. Potem stwierdziła, że jakoś chyba nie miałaby odwagi. Teraz ja się zdziwiłam. Jakiej odwagi? Co ma wspólnego z przyrządzaniem owoców morza odwaga. I przypomniała mi się historia naszego znajomego.
Swego czasu żeglowaliśmy po Morzu Śródziemnym. Któregoś ranka kupiliśmy na targu rybnym wiadro tego, co złowili w nocy rybacy. Było nas dziesięć sztuk, więc jedzenia musiało być dużo. W tym wiadrze był tak zwany żywiec, czyli wszystkiego po trochu. I krewetki i małe rybki i jakieś krabiki.
Podniecenie załogi było nieopisane. Z olbrzymią ilością pietruszki, czosnku i oliwy nasz kucharz wyczarował nam ucztę bogów. Do tego buła, słońce i dookoła woda. Skupiliśmy się wokół michy wielkości wanny i pilnowali sąsiada, żeby za dużo nie zjadł. Liczyliśmy każdą krewetkę, żeby było sprawiedliwie. I nie zauważyliśmy, że jest nas o jednego żarłoka mniej niż zazwyczaj. Jeden z nas zamiast skupić się na pilnowaniu swojego przydziału, siedział na dziobie, ostentacyjnie odwrócony plecami.
Dlaczego?
Nikt się co prawda nie zmartwił, bo to zawsze jedna gęba mniej do morskich wspaniałości, ale zerkaliśmy w jego stronę z lekkim niepokojem. A nuż jakiś kryzys go dopadł i rzuci się w błękitne odmęty. Na dodatek kolega nasz zzieleniał lekko i toczył wokół nieco błędnym okiem. Po skonsumowaniu gara, wylizaniu resztek i palców postanowiliśmy zaspokoić ciekawość.
Odpowiedz była prosta: jak wy „to” możecie jeść?!
Płakaliśmy z radości. Co ktoś, nie lubiący owoców morza, robi na środku Morza Śródziemnego?
No cóż. Zostawiliśmy mu cały zapas pasztetu podlaskiego. Przecież nie jesteśmy bez serca.























pyszne ośmiorniczki na czerwono:

800 g ośmiorniczek
2 szalotki
3 ząbki czosnku
1 liść laurowy
1 łyżeczka ziaren kolendry
skórka z jednej cytryny
1 szklanka puree z pomidorów
100 ml wytrawnego czerwonego wina
pęczek pietruszki, posiekany

Smażymy cebulę i czosnek. Dorzucamy liść, kolendrę i ośmiorniczki. Wlewamy wino, pomidory i bulion, dodajemy skórkę z cytryny oraz połowę pęczka pietruszki. Przykrywamy garnek i na małym ogniu gotujemy ośmiorniczki około 1,5 godziny. Im mniejsze są ośmiorniczki tym krócej się gotują. Najlepszą metodą jest próbowanie. Ośmiorniczki powinny być miękkie jak masło.
Kiedy osiągną ten stan, zdejmujemy pokrywkę i odparowujemy sos. Powinien być gęsty.
Wykładamy danie na talerz, posypujemy pietruszką.


























Żadnego strachu, niepewności czy rozczarowania nie przewiduję. Sama radość i sama przyjemność na talerzu.



Smacznego

5 komentarzy:

  1. Dałabym się zabić za ten widelec z bakelitu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam mogę "to" jeść codziennie! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, ja to "cos" tez moglabym wsuwac codziennie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm. ciekawie wygląda, ciekawie..a jak smakuje.hmm no powiem Ci,że musiałabym się na"zywo"przekonać..bo czegoś takiego to nie konsumowałam:)Pozdrowienia i dziękuję Ci za wizyty u mnie!!:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Bałam się ośmiorniczek i jeszcze ich nie próbowałam. Jednak mąż wciąż mnie namawia, mówiąc że są pyszne... Skuszę się na Twój przepis! :)

    OdpowiedzUsuń