środa, 8 stycznia 2014

Full Irish Breakfast czyli czego nie jadłam



 Nic, absolutnie nic, nie mogę powiedzieć o irlandzkiej kuchni. Ze trzy słowa bąknęłabym może o śniadaniu -full Irish Breakfast czyli fasolka, kiełbaski, jajka i pudding (ni to kaszanka ni to bułczanka) i to by było na tyle. Nie jestem fanem English breakfast więc i irlandzka wersja nie wzbudziła moich ciepłych uczuć. MMŻ lubi takie śniadaniowe wygibasy. Ja wolę pozostać przy serku i dżemie.Za to wiem jak smakuje wegańska kanapka w sylwestrową irlandzką noc. Próbowałam indiańskich skrzydełek, krztusiłam się piekielnym burrito i udawałam zachwyt nad miską frytek i smażonej cebuli.
Żeby całkiem nie stracić szacunku do samej siebie, jeden z wieczorów upłynął pod znakiem ryby z frytkami.
Jadłam to danie już z niejednego pieca i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że każde serwowane czy to w Anglii, czy Zielonej Wyspie było bez zarzutu. Ryba zawsze była pierwszej świeżości. Olej, na którym ją smażono pachniał jeszcze słonecznikiem a frytki były złociste i chrupiące.
Jak widzicie moja wiedza na temat kuchni irlandzkiej jest żenująca.
Ale zapytajcie mnie o puby.
Próbowałam liczyć te, które odwiedziliśmy. Starałam się zapamiętać ich nazwy. Przysięgłam sobie, że zrobię zdjęcie każdej szklance piwa i cydru. Wszystko na nic. Po pierwsze w pubach zazwyczaj jest ciemno. Po drugie, po pierwszej szklance cydru moja konsekwencja wyraźnie słabła. Po trzecie najzwyczajniej w świecie zrobiłam sobie wolne.
Kiedy przed tobą rozpościera się kraina pubów z nieograniczoną ilością Guinnessa, czujesz się jak ten przysłowiowy osiołek. Wiadomo, że czas masz ograniczony, możliwości przyswajania też nie największe, a tu chciałoby się spróbować tego, tamtego i jeszcze tamtego. W Dublinie jest ponad 1600 knajp. Wyobrażacie to sobie? Nawet gdybym tam zamieszkała, nie miałabym szans pokonać tej liczby.























Temple Bar z charakterystyczną czerwoną fasadą ściąga do siebie każdego turystę. Można w nim usłyszeć francuski, hiszpański, japoński czy rosyjski ale ze świecą szukać tu miejscowych. Angielski występuje tu tylko w charakterze obsługi. Za to wybór grzesznych trunków jest nieprzebrany. Gra irlandzka muzyka na żywo i podają świetne O'Hara's.























Jeżeli jednak interesują was nieco bardziej uliczne klimaty, miejsca oddalone od lotniska i dworca autobusowego, musicie się zapuścić w boczne uliczki od O'Connell Street Lower. Wystarczy iść wzdłuż torów tramwajowych a potem skręcić w Talbot Street i jesteśmy w klimatycznym Pubie Celt. Tutaj raczej turystów nie znajdziecie, za to połowa knajpy będzie chciała was poznać i napić się z wami Jamesona.













































Następnego drinka proponuję wypić w konfesjonale. Na Malborough Street znajdziecie Confession Box. W czasie Wojny o Niepodległość spowiadali się w nim rebelianci , a wśród nich Michael Collins (na pewno kojarzycie Liama Neesona w filmie Michael Collins).























Pub jest rewelacyjny, muzyka gra, ludzie śpiewają i wciągają do zabawy niczego się nie spodziewających nowych.
Jak widzicie, jedzenia w mojej opowieści nie było. 
Może przy następnej wizycie będę miała silną wolę i zgłębię tajniki kuchni irlandzkiej. Póki co powspominam pyszny cydr, gęste piwa i kolejne szklaneczki whisky.





Obiecuję, że następnym razem będzie już tylko o jedzeniu. No może jeszcze o literaturze. Bo Irlandia to kopalnia literackich talentów.
Pięknej środy 

4 komentarze:

  1. Inny świat, irlandzki z klimatem...ile tam trunków,a ile świecidełek..oj....powiem szczerze, ze u nas w polskich knajpach jest tyle wszystkiego co kot napłakał. A wielonarodowość również nadaje pewnego akcentu. No to czekam na....akcent smakowity i literaturoznawczy:)Ściskamy Was:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. 1600 pubów zrobilo na mnie wrazenie. Gdybym tam mieszkala to za zadania postawilabym sobie odwiedzenie kazego (i publikacje wrazen na blogu)! WOW!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też uwielbiam klimat irlandzkich pubów. Nastepnym razem z jedzenia spróbuj seafood chowder, krem porowo-ziemniaczany i może gdzieś trafisz na dobre irish stew. To może się przekonasz do irlandzkiej kuchni :) Choć ja to z tych, którzy lubią irish breakfest :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawaliłam sprawę na całego. Ale tak mnie zafascynowały puby, że nie skupiłam się na jedzeniu. Następnym razem (a będzie na pewno, bo Irlandia mnie zaczarowała) będę już wiedziała czego szukać. Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń