sobota, 23 listopada 2013

Precz z Żeromskim czyli sernik tropikalny



Szukanie nowych smaków czasami prowadzi na manowce. Jakże często widząc coś wartego uwagi łapiemy za aparat. I jakże często to, co zobaczymy po naciśnięciu przycisku odbiega od widoku, który został w naszej pamięci. Dokładnie tak samo sprawa ma się ze smakami. Wykreowana w głowie zupa z buraka i fenkułu okazała się w rzeczywistości płynem w kolorze przypominającym świąteczne porządki. Ale przeżyłam rozczarowanie!
Buraki ogólnie nie są moją mocną stroną, bo to była kolejna porażka z ich zastosowaniem.
Kojarzą mi się z Żeromskim, którego nie cierpiałam w liceum. Dziwicie się pewnie co ma wspólnego burak z twórcą Ludzi bezdomnych. Pokrótce rzecz ujmując, nie szanowałam Żeromskiego i próbowałam udowodnić światu (w tym przypadku polonistce), że wszyscy się mylą co do niego. Mój upór w negowaniu pisarza zaowocował obniżoną oceną z polskiego. Ta, zamiast mnie utemperować, wzbudziła we mnie jeszcze silniejszą chęć uratowania świata przed „beznadziejnym” w moim mniemaniu twórcą. Matura była świetną ku temu okazją. Znów miałam możliwość przelać na papier wszystkie swoje „odkrywcze” argumenty, demaskujące jego mierność.
Skutki moich skłonności do wolnomyślicielstwa były spektakularne: poprawka z polskiego. Dla kogoś, kto wybierał się na studia humanistyczne było to jak siarczysty policzek. I było dobrą nauczką.
Poprawkę zdałam wzorowo i wyciągnęłam odpowiednie wnioski. Nie walić głową w mur. Lepiej poszukać drzwi lub okna.
Dałam sobie spokój zarówno z Żeromskim jak i z burakami. Te trzy lub cztery dania z ich udziałem, które wychodzą mi poprawnie (z użyciem buraków nie Żeromskiego) muszą mi wystarczyć.
Za to serniki to moja miłość. Kombinacje smakowe, które przychodzą mi do głowy rzadko bywają nieudane.
Ten dzisiejszy miał być protestem przeciwko szarym porankom, leniwemu słońcu, i skradającemu się mrokowi, który spada na głowę za wcześnie. Ten sernik miał być jak tropikalna wyspa i chyba mi się udało.




Sernik tropikalny

700 g sera śmietankowego
100 g mascarpone
3/4 szklanki cukru
3 jajka
1 budyń waniliowy
2 łyżki kwaśnej śmietany

oraz

2 dojrzałe banany rozgniecione widelcem
1 łyżka syropu bananowego (niekoniecznie)

pół szklanki wiórków kokosowych
1/3 szklanki syropu kokosowego lub likieru Malibu

na spód:

30 g stopionego masła
200 g kruchych ciastek np. digestive.

2 owoce passiflory

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Wstawiamy do niego formę z gorącą wodą.

Ciastka miksujemy na piasek i łączymy ze stopionym masłem. Wykładamy masą dno foremki. Foremkę szczelnie owijamy folią aluminiową i władamy do lodówki na czas przygotowywania sernika.

Ser śmietankowy i mascarpone miksujemy krótko z cukrem. Potem dodajemy jajka, budyń i śmietanę. Miksujemy do połączenia się składników.
Na ogniu stawiamy patelnię i wsypujemy wiórki kokosowe. Prażymy je ciągle mieszając. Kiedy zaczynają nabierać złotej barwy, zdejmujemy je z ognia. Studzimy a potem mielimy w młynku.

Masę serową dzielimy na dwie, mniej więcej równe części. Do jednej dodajemy rozgniecione banany i syrop bananowy a do drugiej drobinki uprażonych wiórków kokosowych i Malibu.
Wyjmujemy formę z lodówki. Na spód ciasteczkowy wykładamy masę bananową a na nią delikatnie, masę kokosową.
Sernik pieczemy w kąpieli wodnej. Napełnioną i szczelnie owiniętą folią aluminiową formę wkładamy do większej formy z gorącą wodą i pieczemy ciasto około 1,5 godziny. Po upieczeniu zostawiamy do wystygnięcia w lodówce.
Zimny sernik przykrywamy i wkładamy do lodówki.
Przed podaniem, na górze ciasta rozsmarowujemy zawartość 2 lub 3 owoców passiflory.
Na moim serniku passiflorę wykładałam dopiero przed pokrojeniem na porcje.


Bardzo niecodzienny to sernik. Smakuje inaczej niż wszystkie serniki, które dotychczas piekłam.
I na pewno znów do niego wrócę. Jest zupełnie nie jesienny. Ale o to w końcu chodziło.


P.S.
Wybaczcie obecność pewnej ulotnej istoty na jednym ze zdjęć. Tak niewiele udało mi się zrobić dobrych zdjęć sernika, że nie miałam serca wyrzucać jednego z nich. 



Smacznego

7 komentarzy:

  1. wygląda fantastycznie i bardzo zachęcająco. Już zapisałam przepis i koniecznie spróbuję, bo wydaje mi sie, że bardzo przypadnie mi do gustu. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zapisałam przepis :) Powiem szczerze, że z sernikami u mnie różnie bywa, chyba nie mam do nich ręki. Jak na razie planuję zrobić sernik szwagierki i zapisuje ten. Musi w końcu wyjść!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa, i fajny towarzysz w tle :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda przecudownie:) Jak już go kiedyś upiekę to dam znać:)
    Na razie przepis wylądował w mojej bazie przepisów:)
    Uwielbiam serniki w każdej postaci:) Pozdrawiam i zapraszam również do mnie: http://rozowykociolek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. heheh, nie zauważyłam wcześniej tego "towarzysza w tle", dobre:):):)
    Dzięki za odwiedziny:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super towarzysz w tle, genialny!! Co do serników tez uwielbiam, uwazałam, że to są ciasta na każdą okazję. Wspaniały. I bardzo apetyczny..a Żeromski...MMMHMM, pomińmy to milczeniem. Serdeczności wysyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Polaczenie tych smakow to jest strzal w dziesiatke! Tak samo, jak towarzysz(ka) w tle ;)

    OdpowiedzUsuń