Szukanie nowych smaków czasami
prowadzi na manowce. Jakże często widząc coś wartego uwagi
łapiemy za aparat. I jakże często to, co zobaczymy po naciśnięciu
przycisku odbiega od widoku, który został w naszej pamięci.
Dokładnie tak samo sprawa ma się ze smakami. Wykreowana w głowie
zupa z buraka i fenkułu okazała się w rzeczywistości płynem w
kolorze przypominającym świąteczne porządki. Ale przeżyłam
rozczarowanie!
Buraki ogólnie nie są moją mocną
stroną, bo to była kolejna porażka z ich zastosowaniem.
Kojarzą mi się z Żeromskim, którego
nie cierpiałam w liceum. Dziwicie się pewnie co ma wspólnego burak
z twórcą Ludzi bezdomnych. Pokrótce rzecz ujmując, nie szanowałam
Żeromskiego i próbowałam udowodnić światu (w tym przypadku
polonistce), że wszyscy się mylą co do niego. Mój upór w
negowaniu pisarza zaowocował obniżoną oceną z polskiego. Ta,
zamiast mnie utemperować, wzbudziła we mnie jeszcze silniejszą
chęć uratowania świata przed „beznadziejnym” w moim mniemaniu
twórcą. Matura była świetną ku temu okazją. Znów miałam
możliwość przelać na papier wszystkie swoje „odkrywcze”
argumenty, demaskujące jego mierność.
Skutki moich skłonności do
wolnomyślicielstwa były spektakularne: poprawka z polskiego. Dla
kogoś, kto wybierał się na studia humanistyczne było to jak
siarczysty policzek. I było dobrą nauczką.
Poprawkę zdałam wzorowo i wyciągnęłam
odpowiednie wnioski. Nie walić głową w mur. Lepiej poszukać drzwi
lub okna.
Dałam sobie spokój zarówno z
Żeromskim jak i z burakami. Te trzy lub cztery dania z ich udziałem,
które wychodzą mi poprawnie (z użyciem buraków nie Żeromskiego)
muszą mi wystarczyć.
Za to serniki to moja miłość.
Kombinacje smakowe, które przychodzą mi do głowy rzadko bywają
nieudane.
Ten dzisiejszy miał być protestem
przeciwko szarym porankom, leniwemu słońcu, i skradającemu się
mrokowi, który spada na głowę za wcześnie. Ten sernik miał być
jak tropikalna wyspa i chyba mi się udało.
Sernik tropikalny
700 g sera śmietankowego
100 g mascarpone
3/4 szklanki cukru
3 jajka
1 budyń waniliowy
2 łyżki kwaśnej śmietany
oraz
2 dojrzałe banany rozgniecione
widelcem
1 łyżka syropu bananowego
(niekoniecznie)
pół szklanki wiórków kokosowych
1/3 szklanki syropu kokosowego lub
likieru Malibu
na spód:
30 g stopionego masła
200 g kruchych ciastek np. digestive.
2 owoce passiflory
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
Wstawiamy do niego formę z gorącą wodą.
Ciastka miksujemy na piasek i łączymy
ze stopionym masłem. Wykładamy masą dno foremki. Foremkę
szczelnie owijamy folią aluminiową i władamy do lodówki na czas
przygotowywania sernika.
Ser śmietankowy i mascarpone miksujemy
krótko z cukrem. Potem dodajemy jajka, budyń i śmietanę.
Miksujemy do połączenia się składników.
Na ogniu stawiamy patelnię i wsypujemy
wiórki kokosowe. Prażymy je ciągle mieszając. Kiedy zaczynają
nabierać złotej barwy, zdejmujemy je z ognia. Studzimy a potem
mielimy w młynku.
Masę serową dzielimy na dwie, mniej
więcej równe części. Do jednej dodajemy rozgniecione banany i
syrop bananowy a do drugiej drobinki uprażonych wiórków kokosowych
i Malibu.
Wyjmujemy formę z lodówki. Na spód
ciasteczkowy wykładamy masę bananową a na nią delikatnie, masę
kokosową.
Sernik pieczemy w kąpieli wodnej.
Napełnioną i szczelnie owiniętą folią aluminiową formę
wkładamy do większej formy z gorącą wodą i pieczemy ciasto około
1,5 godziny. Po upieczeniu zostawiamy do wystygnięcia w lodówce.
Zimny sernik przykrywamy i wkładamy do
lodówki.
Przed podaniem, na górze ciasta
rozsmarowujemy zawartość 2 lub 3 owoców passiflory.
Na moim serniku passiflorę wykładałam
dopiero przed pokrojeniem na porcje.
Bardzo niecodzienny to sernik. Smakuje
inaczej niż wszystkie serniki, które dotychczas piekłam.
I na pewno znów do niego wrócę. Jest
zupełnie nie jesienny. Ale o to w końcu chodziło.
P.S.
Wybaczcie obecność pewnej ulotnej istoty na jednym ze zdjęć. Tak niewiele udało mi się zrobić dobrych zdjęć sernika, że nie miałam serca wyrzucać jednego z nich.
Smacznego
wygląda fantastycznie i bardzo zachęcająco. Już zapisałam przepis i koniecznie spróbuję, bo wydaje mi sie, że bardzo przypadnie mi do gustu. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTeż zapisałam przepis :) Powiem szczerze, że z sernikami u mnie różnie bywa, chyba nie mam do nich ręki. Jak na razie planuję zrobić sernik szwagierki i zapisuje ten. Musi w końcu wyjść!
OdpowiedzUsuńAaa, i fajny towarzysz w tle :D
OdpowiedzUsuńWygląda przecudownie:) Jak już go kiedyś upiekę to dam znać:)
OdpowiedzUsuńNa razie przepis wylądował w mojej bazie przepisów:)
Uwielbiam serniki w każdej postaci:) Pozdrawiam i zapraszam również do mnie: http://rozowykociolek.blogspot.com
heheh, nie zauważyłam wcześniej tego "towarzysza w tle", dobre:):):)
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny:)
Super towarzysz w tle, genialny!! Co do serników tez uwielbiam, uwazałam, że to są ciasta na każdą okazję. Wspaniały. I bardzo apetyczny..a Żeromski...MMMHMM, pomińmy to milczeniem. Serdeczności wysyłam:)
OdpowiedzUsuńPolaczenie tych smakow to jest strzal w dziesiatke! Tak samo, jak towarzysz(ka) w tle ;)
OdpowiedzUsuń