Listopad nareszcie wygląda i zachowuje
się listopadowo. Nie żebym była fanką jedenastego miesiąca roku.
Należę raczej do tych, którzy w duchu marzą, żeby jak najprędzej
się skończył. Jednak listopad taki jak w tym roku, może zamącić
w głowie. Dotychczasowe łagodne traktowanie może uśpić czujność.
Niby dzień jest krótszy, poranki jakieś niemrawe a wieczory
zdecydowanie za szybkie, ale z drugiej strony powietrze łagodne,
żadnych klęsk żywiołowych w postaci tygodniowego deszczu czy
siarczystego mrozu na razie nie doświadczyliśmy. W skrytości ducha
marzyłam, żeby w takim pogodowym stanie dotrwać do marca. A potem
już będzie tylko lepiej.
Coś jednak mi podpowiadało, że
listopad w końcu się ocknie i nie powinnam chować czapki do
szuflady.
Powiedzieć, ze miałam rację byłoby
truizmem. Kto się nie spodziewa deszczu i szarości w listopadzie
ten naiwny. Od wczoraj jest jak być powinno. Poranek był jak zwykle
zaspany ale nieco jaśniejszy niż zwykle. Rzut oka za okno sprawił,
że odetchnęłam z ulgą. Spadł pierwszy śnieg. Czyli wszystko
wróciło do listopadowej normy.
Spokojnie mogę wrócić do
kontemplowania upływającego czasu, bo ten zaczął się w końcu
zachowywać przewidywalnie. Szarówka, poranne przymrozki, mżawka,
światło zapalone od przebudzenia do zaśnięcia. Jak nic wszystko
zmierza w kierunku grudnia.
Teraz, skoro nie pilnuję niesfornego
listopada mogę spokojnie zastanowić się nad planami świątecznymi.
Już sobie wymyśliłam, że najbliższe
dni będą poświęcone prezentom gwiazdkowym, słodkim i pachnącym.
Zacznę czas czekolady i bakalii. Robienie czekoladek jest
fantastycznym sposobem na listopad.
Zanim jednak opowiem wam jak przeganiam
szarości słodkościami pozwólcie, że pożegnam listopad w innym
stylu. Upiekę ostatni pasztet.
Pasztet z trawą cytrynową
30 dkg wątróbki z kurczaka
pół litra mleka
1 szalotka
1 ząbek czosnku
2 liście kafiru lub pół łyżeczki
otartej skórki z limonki
1 łodyga trawy cytrynowej
200 ml kremówki
4 łyżki masła
sól
pieprz
4 foremki do pieczenia np. ramekiny lub
foremki aluminiowe
Zaczynamy od dokładnego oczyszczenia
wątróbki z błon. Oczyszczoną i opłukaną wątróbkę zalewamy
mlekiem i odkładamy na godzinkę. Potem wylewamy mleko i płuczemy
zimną wodą.
Na łyżce masła szklimy pokrojoną z
grubsza cebulę i czosnek. Dorzucamy liście kafiru. Trawę cytrynową
tniemy nożyczkami na pięciocentymetrowe kawałki. Najgrubszy
fragment miażdżymy i wyjmujemy środkową część, tę najbardziej
miękką. Ją drobniutko siekamy nożem i też dorzucamy razem
zresztą trawy do podsmażonej cebuli. Wlewamy kremówkę i na małym
ogniu gotujemy około 10 minut. Dorzucamy 2 łyżki masła i
zdejmujemy płyn z ognia i studzimy. Kiedy bez obaw możemy zanurzyć
w kremowym sosie palce (oczywiście wcześniej umyte), wyjmujemy
dłuższe kawałki trawy i liście kafiru. Widelec też jest dobrym
rozwiązaniem. Mnie nie wpadło to do głowy.
Wlewamy kremówkę z dodatkami do
miksera lub blendera, dodajemy odsączoną wątróbkę, dorzucamy
ćwierć łyżeczki soli i miksujemy na gładką masę.
Foremki do zapiekania smarujemy masłem
i wlewamy do nich na razie płynny pasztet.
Włączamy piekarnik i nastawiamy
temperaturę 170 stopni. Do większej formy wlewamy litr wrzątku i
ustawiamy w nim formy z pasztetem. Woda powinna sięgać do połowy
wysokości foremek. Zamykamy piekarnik i pieczemy pasztet pół
godziny.
Upieczony studzimy i podajemy z
chutneyem z mango.
chutney z mango:
2 dojrzałe owoce mango, obrane i pokrojone w kostkę
1 szalotka pokrojona
1 ząbek czosnku drobno pokrojony
1 mała papryczka chilli, oczyszczona i pokrojona drobno
1 łyżka startego imbiru
3 łyżki brązowego cukru
pół łyżeczki soli
3 łyżki białego octu
2 łyżki wody
ćwierć łyżeczki cynamonu
ćwierć łyżeczki mielonej gorczycy
Powiem wam szczerze, że załadowałam wszystko do rondla i na malutkim ogniu smażyłam około 20 minut. Potem na gorąco włożyłam do słoika i wystudziłam.
Najbardziej zaskakujący jest ten
pasztet po zjedzeniu. Zostawia w ustach delikatny posmak trawy
cytrynowej.
To drugie podejście do przerobienia
wątróbki. Była już wątróbka z gęsi, teraz wzięłam się za
kurzą. Czy następna będzie kacza? Wątpię, raczej zmienią się
dodatki. Zwolenników pasztetów wokół mam sporo, więc spodziewam
się kolejnego zamówienia. Kupiłam ostatnio kasztany. Coś mi mówi,
że do pasztetu byłyby niezłą parą.
Jednak to plany dalsze. Od jutra do
głosu dochodzi czekolada.
Smacznego
To jest coś co chyba muszę zrobić :) Nazwa strony i słabość do mango obliguje :)
OdpowiedzUsuńPyszności, uczta dla oczu i podniebienia..Mmm.. Wspaniałości pokazujesz, a ja..odliczam dni:)) i godziny:D
OdpowiedzUsuńOch, jakie smaki. Pasztet z trawa cytrynowa i chutney z mango! Super!
OdpowiedzUsuń