sobota, 30 listopada 2013

Niebieskie wydarzenie wieczorne i czekoladki z marcepanem i wiśnią




Idę sobie w skupieniu korytarzem. Niosę tackę z dopiero co uturlanymi czekoladkami. Jestem bardzo skupiona, bo przydarzają mi się różne przygody typu zderzenie ze ścianą lub nadepnięcie kota. Każda taka sytuacja kończy się podbitym okiem lub potłuczoną zastawą. Dziś takie katastrofy są absolutnie niedopuszczalne. Nie po to ślęczałam nad czekoladkami dwa dni żeby teraz miało się wydarzyć coś nieprzewidzianego. Koty zamknęłam w sypialni, MMŻ wysłałam do pracy. Sprawdziłam trasę dwa razy. Nic nie leży na podłodze. Żadna pluszowa mysz, żaden zaplątany kapeć. Jest bezpiecznie.
Niosę czekoladki i wdycham ich zapach. Podobno działa kojąco. Lubię zapach czekolady choć w ograniczonej ilości. Coś, co jest zjadalne i pachnie czekoladą jest OK. Natomiast mydło, olejek, balsam do ciała aromatyzowane chemią udającą czekoladę jest „be”.
Pokonuję dwa metry korytarza i powinnam teraz skręcić w prawo. Tam jest miejsce docelowe dla moich słodyczy. Póki nie zastygną, będą miały święty spokój.
Skręcam do pokoju i staję jak wryta. Zamiast ciemnego prostokąta okna mam przed oczami kalejdoskop niebieskich barw. Za moim oknem coś się wydarzyło w ciągu ostatnich godzin. Jestem tak wstrząśnięta widokiem, że taca z czekoladkami zamiast powędrować do swojego azylu, niebezpiecznie zaczęła się od niego oddalać. To niebieskie coś przyciągnęło mnie do okna.
Podchodzę bliżej i zagadka się rozwiązuje. Jakiś bardzo niecierpliwy ktoś, nie mogąc się doczekać świąt odpalił choinkę. Zawiesił na niej cały sklep oświetleniowy i świeci ona jak stadion Ruchu na meczu z Górnikiem. Czy ten ktoś ma kalendarz? A może to próba świateł? Nie, bo po czterech godzinach choina ciągle świeci.
Czekoladki zsuwały się jedna po drugiej z tacy. Kiedy czwarta wylądowała obok mojej stopy stało się to co musiało się stać. Wlazłam w nie bosymi stopami. I wtedy się ocknęłam. Krem czekoladowy do stóp? Niekoniecznie.
Dobrze, że w domu były tylko koty. To, jak skomentowałam utratę czterech czekoladek pominę milczeniem. Choć w porównaniu do podbitego ścianą oka, straty były niewielkie.



Czekoladki z marcepanem i wiśnią

200 g deserowej czekolady (połączyłam 100 g mlecznej i 100 g gorzkiej)
200 g marcepanu
wiśnie suszone
gruby kawałek styropianu
garść wykałaczek
cukier puder do podsypania

Zaczynamy od wiśni. Do moich czekoladek użyłam wiśni, które zostały z nalewki wiśniowej. Jeżeli nie jesteście tak wstrzemięźliwi i już zjedliście swoje zapasy owoców w likierze, to zamoczcie suszone wiśnie w rumie na 24 godziny.
Potem je odsączcie na sitku i już możecie nimi wypełnić czekoladki.
Aby to zrobić postawcie garnek z wodą na ogniu. Na garnku postawcie miskę (ale tak by dno miski nie dotykało lustra wody w garnku). Wrzućcie do miski połamaną czekoladę. Kiedy woda w garnku się zagotuje, wyłączcie ogień. Czekolada roztopi się siłą rozpędu.
W czasie kiedy czekolada zmienia stan skupienia możecie ulepić marcepanowe kulki. Na deskę sypiecie nieco cukru pudru. Kładziecie marcepan i lekko oprószacie cukrem pudrem. Wałkujecie na cienki placek, z którego wycinacie np. kieliszkiem kółka. Niech będą takiej wielkości by zmieściły w sobie jedną wiśnię. Sklejacie marcepanowe zawiniątko i formujecie kulkę. Wbijacie w nią wykałaczkę i zanurzacie w płynnej czekoladzie. Chwilkę trzymacie kulkę nad miską z czekoladą by jej nadmiar spłynął. Wbijacie wykałaczkę z czekoladową kulką w styropian (kiedyś użyłam do tego celu dyni) i zostawiacie w spokoju aż zastygnie. Potem pozostaje już tylko zdjąć czekoladkę z patyczka i włożyć do papilotek.

Jako nadzienie mogą wystąpić zamiast wiśni rodzynki, śliwki, orzechy czy co kto lubi.





Smacznego przygotowywania prezentów
P.S.
A to sprawca wieczornego zamieszania.




13 komentarzy:

  1. No proszę, masz już Święta za oknem :) Nic, tylko się uśmiechać :)
    Czekoladki wyglądają cudnie, dobrze, że tylko cztery zginęły w tych tragiczno-choinkowych okolicznościach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ofiary muszą być. Mówi się trudno. Następnym razem nie dam się omamić żadnymi światełkami.

      Usuń
  2. Ogromnie kusząco wyglądają, tylko marcepana nie lubię:)
    Pozdrawiam, Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz zamiast marcepana najpierw zamoczyć wiśnię w rozpuszczonej czekoladzie białej a po jej wystygnięciu w ciemnej. Też będzie pycha:))

      Usuń
  3. Pięknie masz przed oknem :) O 16 stej już jest ciemno więc dzięki sąsiadom połowę dnia masz świąteczny nastrój w domu. A patent ze styropianem i nabijaniu śliwek na wykałaczkę uważam za cud techniki kuchennej. Szkoda, że dopiero teraz mi o tym piszesz... Tyle nieudanych czekoladek za mną, że te następne będą tylko idealne :) Dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem coś o tym. Kratka się nie sprawdziła. Lawirowanie czekoladkami po kuchni i dmuchanie, żeby szybciej zastygły też nie zdało egzaminu. Pomysł z wykałaczkami był efektem desperacji:))

      Usuń
  4. Panie kochany, choina jak sie patrzy! Nie dziwie sie, ze czekoladki pospadaly! A w pokoju jest teraz pewnie swiatlo jak w Smurflandzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. O tak! Trudno jest to zjawisko przegapić. Każda wycieczka z kuchni do pokoju powoduje mimowolny skręt szyi w prawo. Współczuję temu, kto będzie musiał w tej niebieskiej poświacie spędzić noc. Choć może nieco boskości (wiadomo "poświata") można w tym się doszukać:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś niesamowita.ZAmiast marcepana co dać ?Limoneczko moja kochana tak bym z Tobą porozmawiała na żywo jak ja to mówię.Uściski Majka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj moja zagubiona w sieci Majko. Zamiast marcepana możesz zanurzyć wiśnię czy śliwkę w płynnej białej czekoladzie a kiedy zastygnie w ciemnej. Wygląda to to efektownie. Ściskam cię cieplutko:))
    P.S.
    A kiedy ty masz czas na telefony, skoro znikasz na długie tygodnie?

    OdpowiedzUsuń
  8. podczas mieszania w garach.Jedną ręką mieszam ,w drugiej telefon.Miesiąc temu odszedl mój tato,rozumiesz jak to jest .Całuski.Majka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak mnie zaraziłaś....a wiesz czym..., że wczoraj postanowiłam zrobić czekoladki....no i mój M zjadł prawie poł....czyli 15...bo tak mu zasmakowały..A Te Twoje..są....NIEBO W GĘBIE:)Dziękuję za...wspaniałe spotkanie...:D

    OdpowiedzUsuń